Jeszcze we wtorek po południu Zbigniew Jagiełło, prezes PKO BP, na dzisiejsze posiedzenie rady nadzorczej czekał jak na wyrok. W porządku obrad rady nadzorczej, która zbiera się o 12:30, jest bowiem punkt dotyczący zmian w zarządzie. I zgodnie z tym, co napisaliśmy we wtorkowym „PB”, resort skarbu zamierzał zmienić szefa banku. Tymczasem dzień pełen spotkań i rozmów, w tym na najwyższym szczeblu, przyniósł pomyślne dla prezesa zakończenie. Ale po kolei.

Jeszcze w ubiegłym tygodniu wszystko wskazywało na to, że dzisiejsze posiedzenie będzie standardowym spotkaniem rady z zarządem. Omawiane miały być wyniki (bank publikuje raport za pierwsze półrocze w poniedziałek) i sprawy bieżące. Niezwyczajne było to, że do późnego popołudnia w poniedziałek nieznana była agenda posiedzenia. Kiedy wreszcie ujrzała światło dziennie, okazało się, że to posiedzenie rady zwyczajne jednak nie będzie. W banku zapanował szok i niedowierzanie, pogłębione później przez informacje „Pulsu Biznesu”, że na celowniku resortu skarbu znalazł się sam prezes. Ale jak w dobrym filmie Hitchcocka, trzęsienie ziemi było tylko wstępem.
Polityka nie merytoryka
Według naszych źródeł decyzja o zwolnieniu Zbigniewa Jagiełły zapadła w porozumieniu między resortami skarbu i finansów (mają większość w radzie nadzorczej banku).
— Rozgrywającym w sprawie zmian w zarządzie PKO BP jest resort skarbu, ale ma pełne wsparcie ze strony Mateusza Szczurka i resortu finansów — jego przedstawiciele w radzie będą głosować zgodnie z wolą skarbu — mówi nasze źródło w rządzie. Potem decyzja była omawiana na kolegium Ministerstwa Skarbu Państwa, kilka dni temu. Miała też zostać wstępnie pobłogosławiona przez kancelarię premiera.
— Sam zainteresowany dowiedział się o planach właściciela pod koniec ubiegłego tygodnia — od przewodniczącego rady nadzorczej — twierdzi nasze źródło w rządzie.
Dlaczego za odwołaniem prezesa mieli u premier Ewy Kopacz lobbować ministrowie skarbu oraz finansów? Tak jak wczoraj pisaliśmy, powody decyzji nie są jasne. Po rynku krąży bardzo wiele teorii i plotek o tym, czym Zbigniew Jagiełło miał podpaść szefom, ale nie są poparte dowodami, a łączy je to, że wskazują na pozamerytoryczne, raczej polityczne przyczyny domagania się zmian. Jedno jest pewne — chemii między Wojciechem Kowalczykiem, wiceministrem skarbu, który nadzoruje m.in. PKO BP, i prezesem nie ma.
Kontratak sojuszników
Nasza wczorajsza informacja o tym, że skarb państwa chce odwołać Zbigniewa Jagiełłę, wywołała prawdziwą burzę w środowisku biznesowym i w kręgach decyzyjnych. W poniedziałek wieczorem i we wtorek do późnych godzin popołudniowych toczyły się rozmowy dotyczące przyszłości prezesa. I to na najwyższym szczeblu — wczoraj minister Andrzej Czerwiński przed południem rozmawiał z premier Ewą Kopacz. I to spotkanie było kluczowe dla losów Zbigniewa Jagiełły. Po nim na rozmowy do ministerstwa zostali zaproszeni członkowie rady nadzorczej banku. Usłyszeli, że resort skarbu wycofuje się z pomysłu i prezes zostaje.
To znak, że dla pani premier siła argumentów obrońców prezesa okazała się znacznie mocniejsza niż argumenty urzędników forsujących zmianę. W konsekwencji zapis o zmianach w składzie zarządu nie będzie dotyczył zmiany prezesa, lecz korekty składu władz spółki. Lucyna Stańczak-Wuczyńska, która miała zastąpić Zbigniewa Jagiełłę, w nowym rozdaniu zostanie członkiem zarządu. Czy za jej nominacją pójdą też dymisje — raczej nie. Zgodnie ze statutem banku zarząd może liczyć maksymalnie dziewięć osób (teraz jest ich siedem) i wszystko wskazuje na to, że nowy członek zarządu zostanie po prostu dokooptowany do obecnego składu i nastąpi nowy podział obowiązków.
Bank niejedno widział
Jak się ostatecznie skończy ta historia, dowiemy się w środę po południu. Gmach przy ulicy Puławskiej w Warszawie, gdzie mieści się centrala i zbiera się rada nadzorcza, w ostatnich latach widział niejedno. Bywało, że rada, w której prym wiodą przedstawiciele skarbu państwa, rekomendowała walnemu nieudzielanie absolutorium prezesowi i członkowi zarządu, a walne głosami… skarbu państwa go udzielała, co z kolei nie przeszkodziło radzie odwołać ich obu kilka tygodni później. Analitycy nie widzą powodów do zmiany prezesa (czytaj obok).
OKIEM ANALITYKÓW
Nie wydarzyło się nic, by skracać kadencję
ANDRZEJ POWIERŻA, analityk DM Citi Handlowego
Z wykształcenia i z ducha jestem prawnikiem, dlatego dla mnie istotnym elementem wniosku o odwołanie prezesa Jagiełły byłoby jego uzasadnienie. Nie widzę powodu , aby w tym momencie dokonywać zmian w zarządzie. Od lutego bieżącego roku, kiedy ministerstwo skarbu przedłużyło prezesowi kadencję, nic istotnego nie zmieniło się w banku. Jeśli wtedy były powody, żeby go powołać, to nie widzę obecnie przyczyn nagłego odwołania. Można zastanawiać się, czy bank można było prowadzić lepiej. W tym kontekście istotna jest kwestia Banku Nordea. W obecnej sytuacji inwestorzy doceniają Pekao, że nie jest eksponowany na ryzyka związane z kredytami walutowymi. Mimo dużych kapitałów powściągnął apetyty i nie przejął żadnego banku z dużym portfelem frankowym. PKO BP, jak się wydaje, był zachęcany przez głównego akcjonariusza do wzrostu przez akwizycję w ramach realizacji hasła budowy polskich czempionów. Nie wiem, jak przebiegał proces decyzyjny, ale wydaje mi się, że współodpowiedzialne za tę inwestycję jest ministerstwo skarbu. Zawsze można uważać, że coś dałoby się zrobić lepiej. Podsumowanie niecałych sześciu lat prezesury Zbigniewa Jagiełły zostało przeprowadzone w lutym. Po to jest kadencyjność zarządów, żeby było jasne, kiedy jest czas oceny, a kiedy czas spokojnej pracy.
Takie zmiany nie służą spółce
IZA ROKICKA, analityk Ipopemy
Sytuacja niezręczna, obecne sondaże wyborcze zwiększają ryzyko, iż w niektórych spółkach skarbu państwa może dojść do zmian w zarządach. Jakiekolwiek zmiany czy sugestie, że może do nich dojść tuż przed wyborami, biorąc pod uwagę możliwość nastąpienia kolejnych zmian po wyborach, nie służą spółce. Z mojego punktu widzenia sytuacja wygląda dziwnie.
Bankowi bardziej ciąży polityka
MARCIN MATERNA, analityk DM Millennium
Wyniki banku może nie są rewelacyjne, ale to nie do końca wina prezesa. Jeśli spojrzymy na kurs akcji czy wyniki w momencie obejmowania przez niego stanowiska i porównamy to z obecnymi wskaźnikami, to faktycznie — na tle konkurentów — prezentuje się to niezbyt korzystnie, jednak warto zwrócić uwagę, że w Pekao — banku podobnej wielkości, zyski także nie są wiele lepsze niż w 2009 r. Za gorsze zachowanie się kursu PKO BP w porównaniu z głównym konkurentem w dużej mierze odpowiada natomiast polityka — w końcu to spółka skarbu państwa. Warto zauważyć, że kilka miesięcy temu, kiedy Zbigniewa Jagiełłę powoływano na nową kadencję,wspomniane czynniki także najprawdopodobniej były brane pod uwagę. Nagłe odwołanie prezesa, zatwierdzonego na stanowisko w lutym, byłoby moim zdaniem niekonsekwentne, tym bardziej że w spółce nic niepokojącego się nie dzieje. Znalazłoby się pewnie kilka innych firm z portfela skarbu państwa, które radzą sobie znacznie gorzej.
Ryzyka branżowe i polityczne
DARIUSZ GÓRSKI, analityk DM BZ WBK
Tego typu pogłoski niestety jeszcze bardziej uwypuklają problem ekspozycji na ryzyko polityczne PKO BP. Nie dość, że bank ma portfel frankowy, że zostanie obłożony podatkiem, to jest jeszcze uzależniony od politycznych decyzji. Zmiana prezesa w przededniu wyborów wprowadza niestabilność do zarządu i całego banku, co z punktu widzenia biznesu jest złe, spada decyzyjność, aktywność pracowników. Rynek tymczasem nie jest łatwy, bank trzeba uważnie prowadzić przez rafy regulacyjne, biznesowe i polityczne. Problem PKO BP polega na tym, że ma wszystkie trzy ryzyka uderzające w sektor bankowy: kredyty frankowe, współczynnik zwrotu na kapitale wskazujący na duże obłożenie podatkiem oraz podatność na zmiany polityczne. Przeciwieństwem jest Pekao z minimalnym portfelem walutowym, silny kapitałowo, w mniejszym stopniu podatny na wpływ podatku bankowego.
OKIEM ANALITYKÓW
Nie wydarzyło się nic, by skracać kadencję
ANDRZEJ POWIERŻA, analityk DM Citi Handlowego
Z wykształcenia i z ducha jestem prawnikiem, dlatego dla mnie istotnym elementem wniosku o odwołanie prezesa Jagiełły byłoby jego uzasadnienie. Nie widzę powodu , aby w tym momencie dokonywać zmian w zarządzie. Od lutego bieżącego roku, kiedy ministerstwo skarbu przedłużyło prezesowi kadencję, nic istotnego nie zmieniło się w banku. Jeśli wtedy były powody, żeby go powołać, to nie widzę obecnie przyczyn nagłego odwołania. Można zastanawiać się, czy bank można było prowadzić lepiej. W tym kontekście istotna jest kwestia Banku Nordea. W obecnej sytuacji inwestorzy doceniają Pekao, że nie jest eksponowany na ryzyka związane z kredytami walutowymi. Mimo dużych kapitałów powściągnął apetyty i nie przejął żadnego banku z dużym portfelem frankowym. PKO BP, jak się wydaje, był zachęcany przez głównego akcjonariusza do wzrostu przez akwizycję w ramach realizacji hasła budowy polskich czempionów. Nie wiem, jak przebiegał proces decyzyjny, ale wydaje mi się, że współodpowiedzialne za tę inwestycję jest ministerstwo skarbu. Zawsze można uważać, że coś dałoby się zrobić lepiej. Podsumowanie niecałych sześciu lat prezesury Zbigniewa Jagiełły zostało przeprowadzone w lutym. Po to jest kadencyjność zarządów, żeby było jasne, kiedy jest czas oceny, a kiedy czas spokojnej pracy.
Takie zmiany nie służą spółce
IZA ROKICKA, analityk Ipopemy
Sytuacja niezręczna, obecne sondaże wyborcze zwiększają ryzyko, iż w niektórych spółkach skarbu państwa może dojść do zmian w zarządach. Jakiekolwiek zmiany czy sugestie, że może do nich dojść tuż przed wyborami, biorąc pod uwagę możliwość nastąpienia kolejnych zmian po wyborach, nie służą spółce. Z mojego punktu widzenia sytuacja wygląda dziwnie.
Bankowi bardziej ciąży polityka
MARCIN MATERNA, analityk DM Millennium
Wyniki banku może nie są rewelacyjne, ale to nie do końca wina prezesa. Jeśli spojrzymy na kurs akcji czy wyniki w momencie obejmowania przez niego stanowiska i porównamy to z obecnymi wskaźnikami, to faktycznie — na tle konkurentów — prezentuje się to niezbyt korzystnie, jednak warto zwrócić uwagę, że w Pekao — banku podobnej wielkości, zyski także nie są wiele lepsze niż w 2009 r. Za gorsze zachowanie się kursu PKO BP w porównaniu z głównym konkurentem w dużej mierze odpowiada natomiast polityka — w końcu to spółka skarbu państwa. Warto zauważyć, że kilka miesięcy temu, kiedy Zbigniewa Jagiełłę powoływano na nową kadencję,wspomniane czynniki także najprawdopodobniej były brane pod uwagę. Nagłe odwołanie prezesa, zatwierdzonego na stanowisko w lutym, byłoby moim zdaniem niekonsekwentne, tym bardziej że w spółce nic niepokojącego się nie dzieje. Znalazłoby się pewnie kilka innych firm z portfela skarbu państwa, które radzą sobie znacznie gorzej.
Ryzyka branżowe i polityczne
DARIUSZ GÓRSKI, analityk DM BZ WBK
Tego typu pogłoski niestety jeszcze bardziej uwypuklają problem ekspozycji na ryzyko polityczne PKO BP. Nie dość, że bank ma portfel frankowy, że zostanie obłożony podatkiem, to jest jeszcze uzależniony od politycznych decyzji. Zmiana prezesa w przededniu wyborów wprowadza niestabilność do zarządu i całego banku, co z punktu widzenia biznesu jest złe, spada decyzyjność, aktywność pracowników. Rynek tymczasem nie jest łatwy, bank trzeba uważnie prowadzić przez rafy regulacyjne, biznesowe i polityczne. Problem PKO BP polega na tym, że ma wszystkie trzy ryzyka uderzające w sektor bankowy: kredyty frankowe, współczynnik zwrotu na kapitale wskazujący na duże obłożenie podatkiem oraz podatność na zmiany polityczne. Przeciwieństwem jest Pekao z minimalnym portfelem walutowym, silny kapitałowo, w mniejszym stopniu podatny na wpływ podatku bankowego.