Zbrojeniówka nie płaci za technologie ZSRR

Piotr Nisztor
opublikowano: 2014-04-08 00:00

Polskie firmy nielegalnie korzystają z radzieckiej myśli technicznej. MSZ nie może uregulować tej kwestii.

Aż połowa sprzętu użytkowanego obecnie przez polską armię została wyprodukowana w Związku Radzieckim. Wśród nich są m.in. czołgi T 72, śmigłowce bojowe MI 24, samoloty MIG 28 czy samobieżne hałbice Goździk. Od wielu lat modernizacją tego sprzętu zajmują się polskie firmy zbrojeniowe. Problem jednak w tym, że robią to… nielegalnie.

Formalnie rzecz biorąc, nie mają prawa korzystać z dokumentacji opracowanej w ZSRR. Wszystko przez to, że od ponad 22 lat Polska nie uregulowała z Federacją Rosyjską statusu umów na produkcję uzbrojenia i sprzętu wojskowego opartego na radzieckich technologiach. Z problemu zdaje sobie sprawę Ministerstwo Obrony Narodowej (MON).

— Większość radzieckiego sprzętu została już zmodernizowana przez polski przemysł. W wielu przypadkach modernizacja pozwoliła uniezależnić się od współpracy z producentem — tłumaczy Jacek Sońta, rzecznik MON. Przyznaje, że problem istnieje, ale jego rozwiązanie

leży w gestii Ministerstwa Spraw Zagranicznych (MSZ). Resort z al. Szucha informuje, że jest to przedmiot rozmów dwustronnych w ramach polsko-rosyjskiej grupy roboczej.

„Celem dialogu jest ustalenie ewentualnych zobowiązań ciążących na stronie polskiej. W spotkaniach biorą udział przedsiębiorcy z sektora obronnego, których działalności gospodarczej oraz interesu gospodarczego ta kwestia bezpośrednio dotyczy” — informuje MSZ. O porozumienie jest jednak trudno.

„W ciągu ostatnich lat podjęliśmy liczne kroki służące wyjaśnieniu obecnego stanu prawnego i gospodarczego, uwzględniając interes bezpieczeństwa państwa i polskiego przemysłu. Ze względu na znaczące rozbieżności stanowisk nie udało się jednak dotąd osiągnąć porozumienia” — wyjaśnia biuro prasowe MSZ. Jakie konsekwencje mogą wiązać się z brakiem przez polski przemysł zbrojeniowy licencji na radzieckie technologie? Ani MSZ, ani MON nie odpowiedziały na to pytanie.

— Teoretycznie Rosjanie mają prawo dochodzić roszczeń w arbitrażu — przyznaje gen. Waldemar Skrzypczak, były wiceminister obrony narodowej. Trudno jednak oszacować ich możliwą wielkość.

— Trzeba byłoby m.in. dokonać oceny, ile procent technologii radzieckiej znajduje się w wyrobach polskich przedsiębiorstw, np. ile z kałasznikowa jest w polskim berylu. Zawsze będzie to kwestia dyskusyjna. Tylko ze względu na to taki proces trwałby na pewno przez długie lata — mówi Roman Baczyński, były wieloletni prezes państwowego giganta zbrojeniowego Bumaru (obecnie Polski Holding Obronny).

— W latach 90. Czesi i Słowacy potrafili rozwiązać kwestię licencji. Niestety, nam się to nie udało do dziś — podkreśla gen. Skrzypczak. Gdy pełnił funkcję wiceministra obrony, próbował pomóc Wojskowym Zakładom Lotniczym nr 4 w zakupie licencji na modernizację silników do samolotów MIG 28.

— Koszt wynosił zaledwie 2 mln EUR. Mimo to negocjacje zakończyły się fiaskiem. W efekcie silniki w tych samolotach są niecertyfikowane i w przypadku usterek przy modernizacji producent nie bierze za to żadnej odpowiedzialność — podkreśla gen. Skrzypczak.