Złoty październik na giełdach
Ożywienie poprawiło nastroje zachodnich inwestorów
Po załamaniu na największych światowych giełdach w sierpniu i wrześniu, w październiku inwestorzy odrobili część strat. Jednak o powrocie globalnej hossy nie można jeszcze mówić.
Indeks giełdy tokijskiej Nikkei 225 wzrósł wczoraj aż o 4,12 proc. — do 14 524 punktów. W poniedziałek Nikkei zyskał na wartości 2,86 proc. Takich wzrostów nie notowano w Tokio już od dawna. Do zainteresowania japońskimi papierami przyczynił się m.in. amerykański bank inwestycyjny Morgan Stanley, którego analityk, Barton Biggs, zdecydował się powiększyć udział japońskich akcji w indeksie zagranicznych rynków Morgan Stanley z 40 do 75 proc. Według Biggsa, japoński rynek jest obecnie bardzo niedowartościowany.
Analityk Morgan Stanley sądzi, że Kraj Kwitnącej Wiśni znajduje się w innej fazie cyklu koniunkturalnego niż USA i Europa Zachodnia i po trwającym od ośmiu lat kryzysie gospodarczym Japonię czeka wkrótce naturalne ożywienie.
Mimo optymizmu inwestorów indeksowi Nikkei brakuje jeszcze około 30 proc. do wyniku z sierpnia 1997 r. Historyczne maksimum Nikkei — 37 tys. punktów — z przełomu 1989 i 1990 r. to na razie kosmos.
Indeks giełdy w Hongkongu, Hangseng, zamknął się wczoraj na poziomie 10 508 punktów. Inwestorzy, którzy kupowali chińskie red chipy podczas największego dołka w połowie sierpnia 1998 r., zyskali już przeciętnie około 60 proc. Do 16 800 punktów, najwyższej wartości indeksu Hangseng, zanotowanej w sierpniu 1997 r. — na kilka tygodni po oddaniu przez Wielką Brytanię Hongkongu Chinom, brakuje jednak ciągle prawie 40 proc.
Ręce z zadowolenia zacierają właściciele akcji firm europejskich i amerykańskich. W październiku podstawowy indeks nowojorskiej giełdy — Dow Jones Industrial Average — wzrósł o 9,6 proc. Jest to największy miesięczny wzrost od 11 lat. Niestety, w sierpniu Dow Jones spadł aż o 15,1 proc. i to również jest rekord nie pobity od krachu w 1987 r.
Zyski w dół, akcje w górę
Jeszcze lepsze wyniki zanotowały w październiku inne amerykańskie indeksy — Nasdaq 100, na który składają się notowania spółek z sektora high-tech, wzrósł od 8 października o 15 proc., a Russell 2000 (mniejsze spółki) zyskał 20 proc. Impulsem do wzrostu cen akcji było obniżenie stóp procentowych przez amerykański bank centralny (FED).
Co dziwne, wzrostowi cen akcji w USA nie towarzyszy wzrost zarobków firm. Przeciwnie — wyniki za trzeci kwartał 1998 r. są najgorsze od 1991 r. Spośród 500 spółek wchodzących w skład indeksu Standard & PoorŐs 500 ponad 400 zanotowało złe rezultaty. Według firmy First Call, ich zyski spadły przeciętnie o 3,3 proc.
Analityków rynku kapitałowego zaskoczyły szczególnie złe wyniki banków, firm z sektora gazowego oraz wydobycia i przetwórstwa miedzi.
To jeszcze nie hossa
Mimo przyzwoitych październikowych zarobków inwestorzy w USA i Europie odrobili na razie zaledwie część olbrzymich strat poniesionych w sierpniu i wrześniu. Według specjalistów od analizy technicznej, o powrocie prawdziwej hossy będzie można mówić dopiero wtedy, gdy indeksy największych światowych giełd przekroczą maksymalne wartości z drugiej połowy lipca.
Brakuje im do tego jeszcze przeciętnie po kilkadziesiąt procent.
Aby przekroczyć lipcowe szczyty, Dow Jones musiałby wzrosnąć jeszcze niecałe 10 proc., londyński FTSE 100 i paryski CAC 40 o niecałe 20 proc., a frankfurcki DAX aż o prawie 25 proc.