Minister zdrowia zwiększył wczoraj szansę na dołączenie do nielicznego grona polskich polityków, którzy przeszli do historii. Mamy więc obok reform Balcerowicza, planu Hausnera czy podatku Belki także podatek Religi. Na razie tylko przegłosowany przez Sejm, ale trudno oczekiwać, by poległ on w Senacie, a tym bardziej, by stosownej ustawy nie podpisał prezydent. Osiągnięcie Religi jest tym bardziej imponujące, bo słowo podatek nieuchronnie kojarzy się z resortem finansów. A tu proszę, okazuje się, że prosty minister zdrowia też potrafi. Udało mu się przekonać parlamentarną większość, aby z polis komunikacyjnego OC 12 proc. trafiało bezpośrednio do Narodowego Funduszu Zdrowia na leczenie ofiar wypadków. Fundusz ma na tym zarobić pół miliarda złotych, a posiadacze polis OC — zdaniem ministra — nie stracą. Za takie ekonomiczne perpetuum mobile należałby się Nobel z ekonomii, ale Zbigniew Religa raczej nie może na tę nagrodę liczyć.
Cuda mogą się zdarzać jedynie w programach wyborczych, w ekonomii nie ma na nie miejsca. Dlatego gdy towarzystwa ubezpieczeniowe twierdzą, że pomysł ministra zdrowia spowoduje wzrost cen polis o 18 proc. to pewnie wiedzą, co mówią. Nieścisłe są też zapewnienia ministra Religi, że to sprawcy wypadków zapłacą za koszty leczenia ofiar — zapłacą wszyscy posiadacze polis komunikacyjnego OC (przypomnijmy — obowiązkowych), także ci, którzy nigdy w życiu żadnego wypadku nie spowodowali. To, że zapłacą mniej niż piraci drogowi, to mizerna pociecha. Można mieć też wątpliwości, czy pieniądze te rzeczywiście zostaną przeznaczone na leczenie ofiar wypadków — na razie wiemy, że trafią do NFZ. A nietrudno sobie wyobrazić, że pod koniec roku lekarze przy okazji kolejnego protestu wystąpią z kompromisową propozycją, by na podwyżki przeznaczyć jakieś pół miliarda złotych.
Mamy więc kolejny pomysł na lekkie, łatwe i przyjemne uzyskanie pieniędzy podatników (w tym przypadku tylko zmotoryzowanych). Czy poprawi to sytuację w służbie zdrowia, zwłaszcza w zakresie leczenia ofiar wypadków — wątpliwe. Podobnie jak stanu polskich dróg nie poprawiło włączenie podatku drogowego w cenę paliwa. Zmotoryzowani od tego czasu płacą na stacjach benzynowych więcej i po staremu kołyszą się na wybojach. Pół miliarda złotych, na jakie liczy resort zdrowia, piechotą wprawdzie nie chodzi, ale nie spowoduje znaczących zmian w dziurawym (jak polskie drogi) i nieefektywnym systemie opieki zdrowotnej. Aby liczyć na poprawę, Zbigniew Religa musiałby przejść do historii jako twórca reformy Religi. A tak przypadnie mu pośledniejsza rola twórcy jeszcze jednego podatku. W tej akurat dziedzinie konkurencja jest spora.