Oczekiwana podczas weekendu z ogromną nerwowością przez klasę polityczną, a z ciekawością przez społeczeństwo, konferencja prasowa premiera potwierdziła, że afera podsłuchowa spływa po szefie rządu jak po… Donaldzie Tusku. Wypadałoby chyba uaktualnić dotyczące podobnych okoliczności znane przysłowie. Przez prawie dwie kadencje rządzenia premier opanował niezwykłą wręcz umiejętność opowiadania o słońcu w czasie ulewy. Wykonuje przy tym zadziwiające zwroty logiczne. W czasie konferencji np. wielokrotnie krytykował wykazaną przez ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza żenującą niewiedzę w obszarach gospodarczych i rozgłaszanie opinii, do których absolutnie nie jest uprawniony — oznajmiając w konkluzji pozostawienie go na stanowisku.

Wstrząśnięta taśmami opozycja rozpoczyna długi korowód polityczny, który potrwa aż do wakacyjnej przerwy parlamentu. Na pierwszy rzut poszedł wniosek PiS o wotum nieufności dla wspomnianego szefa MSW, złożony jeszcze przed konferencją premiera. Trudno uniknąć refleksji, że największa opozycyjna partia się… pospieszyła. Generalna zasada mówi, że członek gabinetu objęty takim wnioskiem automatycznie uzyskuje w nim najsilniejszą pozycję polityczną. Jeśli bywa później odwoływany, to dopiero po upłynięciu jakiegoś czasu od odrzucenia wotum nieufności, aby zawsze wychodziło to na wyłączną wolę premiera. Dlatego Bartłomiej Sienkiewicz chwilowo może być pewny miejsca na rządowych saniach, co wcale nie znaczy, że np. po wakacjach nie zostanie z nich strącony.
Znacznie grubsze gatunkowo jest zapowiedziane przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego powtórzenie próby zmiany premiera. Przypomnijmy, że wymiana szefa rządu w trakcie kadencji, bez przedterminowych wyborów, możliwa jest tylko w trybie tzw. konstruktywnego wotum nieufności. W jednym głosowaniu — a nie w dwóch następujących w odstępie kilku sekund — odwołuje się dotychczasowego premiera i obsadza nowego. Żeby taka operacja miała jakiekolwiek prawdopodobieństwio i sens, wnioskodawcy muszą zaoferować hipotetycznej większości sejmowej realną kandydaturę. Nie może to być tak kompletna abstrakcja, jak wystawienie profesora socjologii Piotra Glińskiego.
I w tym miejscu zaczynają się niepokonywalne dla opozycji schody. Abstrahując nawet od trudności znalezienia wyimaginowanego premiera technicznego, PiS nie ma szans na zgromadzenie wokół swojej idei 231 szabel. Koalicja rządowa ostatnio ośmieszyła się brakiem dyscypliny przy uchylaniu immunitetu Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA — przy czym najbardziej winni okazali się szefowie, Donald Tusk i Janusz Piechociński, którzy wręcz demonstracyjnie nie wzięli udziału w głosowaniu. Ale w sprawie zarówno wotum nieufności dla ministra, jak i konstruktywnego wotum nieufności dla premiera wszyscy na pewno się niezawodnie stawią i przycisków nie pomylą.