Wymagania pewnie będą standardowe – wyższe wykształcenie, znajomość języków, doświadczenie w kierowaniu dużą organizacją, oczywiście niekaralność, nieposzlakowana opinia itd. Uważnie śledząc media, można jednak napisać ogłoszenie dużo bardziej precyzyjne.

Po pierwsze – bo to jednak jest najważniejsze, nowy prezes może liczyć miesięcznie na grubo ponad 50 tys. zł wynagrodzenia. To kwota podstawowa. Prawdopodobnie rada będzie musiała nieco obniżyć pensję obecnego zarządu, bo to przecież apanaże zarządzających były jedną z bolączek szefów związków zawodowych, a ich opinia w negocjacjach nadzór — zarząd może być kluczowa. W przyszłości nie powinno być jednak problemu z podniesieniem stawki, równolegle z pensjami wszystkich 23 tys. pracowników JSW. Trudno będzie nowemu prezesowi wynegocjować w kontrakcie solidną odprawę w przypadku szybkiego fiaska jego misji. W ostatnich miesiącach, także za sprawą transferów biznes — polityka, stało się to niemodne.
Wsłuchując się w opinie właściciela JSW oraz odchodzącego prezesa można uznać, że nowy zarząd ma przed sobą stosunkowo łatwą pracę.Po pierwsze: spółka niedawno „doszła do ściany”, jej kurs spadł o 80 proc., wyniki na pewno się pogorszyły, oczekiwania rynku nie są za wielkie — to firma, która przed chwilą traciła finansową płynność. Trudno o lepszą pracę. Każda poprawa będzie przecież sukcesem, a przy wzroście cen węgla... Po drugie: odchodzący zarząd i związki zawodowe podpisały porozumienie. Ma być ono niezwykle korzystne dla spółki – przyniesie najmniej 300 mln zł oszczędności rocznie, a jeśli uda się wprowadzić sześciodniowy tydzień pracy, to nawet o 100 mln zł więcej. Związkowcy obiecali, że odrobią straty, odbiorcy węgla czekają na dostawy. Biznes powinien więc kręcić się sam…
Po trzecie: wybierając się do pracy w JSW można założyć, że jest to fucha na około dwa lata. Średnio właśnie tyle urzęduje prezes spółki węglowej. Karierę kończy spór z szefami kilkudziesięciu związków zawodowych. Z racji właśnie zakończonego konfliktu pierwsza połowa kadencji nie powinna obfitować w spory. Gorzej może być w drugiej. Wówczas realnych kształtów powinna nabierać koncepcja sześciodniowego tygodnia pracy. Na pomoc rządu nie ma co liczyć. To są wewnętrzne sprawy spółki, kwestie personalne to tematy zastępcze, a związkowego prawa nikt nie zmieni. A może do tego czasu prokuratura i sąd pociągną do odpowiedzialności liderów jastrzębskich związków zawodowych za nielegalny strajk, zakończony wyrzuceniem prezesa?