Od kilku lat trwa dziwna licytacja, której przedmiotem jest Allegro.pl, największy polski serwis aukcyjny.
Zasady są proste: chcesz sprzedać — dajmy na to — rower, klikasz na Allegro i wystawiasz go na aukcję, podajesz swoją cenę i czekasz na chętnych. Kto wylicytuje najwięcej, zabiera rower. Proste, bo wiadomo, że jeden chce sprzedać, a drugi — kupić. W naszej historii nic nie jest proste, bo i transakcja nietypowa. Rower kupiono, choć — jak twierdzi właściciel — wcale nie był na sprzedaż. Kupiec upiera się, że rower jest jego, bo dawny właściciel chciał się go pozbyć. I mamy szaradę: czyj to rower — czyli największy polski serwis aukcyjny Allegro.pl, wart co najmniej 53 mln zł?
Romantyczna historia
Historia Allegro zaczęła się romantycznie w czasach rewolucji dotcomów. Oto w połowie lat 90., Arjan Bakker, dwudziestoparoletni Holender, przyjeżdża do Polski zrobić biznes. Mieszka w Poznaniu, tam poznaje Magdę Jezierską. Decyduje się osiąść w Polsce na stałe. W 1998 r. kupuje spółkę Photax, zmienia jej nazwę na Surfstopshop (SSS). Pod jej szyldem tworzy serwis aukcji internetowych działający w domenie www.allegro.pl.
— Byłem zafascynowany eBay-em, dlatego postanowiłem zrobić coś na jego wzór: serwis aukcyjny — wyjaśnia Arjan Bakker.
Mnóstwo ludzi wtedy wierzy, że e-commerce to kura znosząca złote jajka. Bakker postanawia sprzedać raczkujące Allegro, które wtedy miało raptem 200 aukcji tygodniowo. Jest realistą — wie, że nie ma wystarczających pieniędzy, by go rozwinąć i że lepszego momentu na sprzedaż pomysłu pewnie nie znajdzie. W tym czasie internetowi ludzie z inicjatywą często szukali inwestorów lub sprzedawali swoje pomysły giełdowym spółkom (za gigantyczne pieniądze), które najczęściej zatrudniały ich potem (za duże pieniądze) w nowo powstałych firmach, gdzie zamieniali swoje pomysły na wymierne zyski.
W 1999 r., na wieść, że spółka QXL Ricardo weszła na brytyjską giełdę, pozyskując olbrzymie środki na zakup nowych firm internetowych, Arjan Bakker kontaktuje się z ówczesnym prezesem spółki, Jimem Rossem. Proponuje sprzedaż Allegro. W marcu 2000 r. dochodzi do transakcji.
— Za 75 tys. dolarów kupiliśmy od Bakkera, a dokładnie od jego firmy Surfstopshop, wszystko, co niezbędne do prowadzenia małego, internetowo-aukcyjnego interesu, a więc zarejestrowaną domenę www.allegro.pl, komputery, oprogramowanie, niewielką bazę klientów i pracowników — twierdzi Tom Parkinson z QXL Ricardo.
75 tys. dolarów? To niewiele.
— Wtedy to było sporo pieniędzy za pomysł, właściwie niedziałający jeszcze biznes, który — według prognoz — przyniósłby zyski dopiero za 2-3 lata. I to pod warunkiem wpompowania w niego kilkunastu milionów złotych. Poza tym Bakker otrzymał od nas opcje na akcje QXL, które dostawałby wraz z rozwojem biznesu i posadę w QXL — z niezłą pensją. Nic nie zapowiadało problemów... — dodaje Mark Zaleski, prezes QXL Ricardo.
Anglicy, by prowadzić w Polsce interes, założyli nową firmę QXL Poland, w której pomysłodawca Allegro został członkiem zarządu.
Bakker prostuje: Nie miałem wynagrodzenia.
Aluminiowa hulajnoga
Przez trzy lata Anglicy ostro inwestowali w Allegro (prawie 11 mln zł).
— Liczyliśmy, że serwis zacznie przynosić zyski za jakieś 2-3 lata, z początkiem 2003 roku — twierdzi Parkinson.
Szybko.
— Prawda, ale wówczas nie mieliśmy w Polsce poważnej konkurencji, rynek był obiecujący, analizy wykazywały jego olbrzymi potencjał wzrostu — twierdzi Mark Zaleski.
Plany były dalekosiężne.
— Polska miała być centrum wszystkich naszych europejskich portali internetowych. Chcieliśmy je przenieść na serwery w Poznaniu. Na pierwszy ogień poszedł portal holenderski i szwajcarski — w grudniu 2002. Pozostałe miały być przeniesione na początku 2003 roku — mówi Parkinson.
3 stycznia 2001 r. w serwisie Allegro.pl zarejestrował się 100-tysięczny użytkownik, a 6 miesięcy później — już 200-tysięczny. Obaj dostali od Allegro okolicznościowe nagrody: aluminiową hulajnogę „z limitowanej serii” oraz dębowy młotek aukcyjny. W tym czasie Allegro szybko stało się największym polskim serwisem aukcyjnym, na którym dziś przeprowadzanych jest ponad 75 proc. wszystkich transakcji aukcyjnych. Dziennie ponad 207 000 zarejestrowanych użytkowników wystawiało na sprzedaż łącznie około 10 000 „nowych aukcji”. W maju 2001 r. wartość sprzedanych przedmiotów wyniosła 7,5 mln zł. Forbes szacował wartość Allegro na „mniej więcej 100 mln zł”.
Ale od 2000 r. na giełdach kończyła się hossa na akcje informatycznych firm. Wkrótce kolejne dotcomy ogłaszały bankructwo. W 2001 r. nikt już nie miał wątpliwości: internetowa bańka pękła. Gdy fala internetowej bessy doszła do Polski, Allegro cudem wyszło na prostą, ratując się radykalnym powiększeniem opłat dla użytkowników.
Gdy w drugiej połowie 2001 r. Brytyjczycy zmuszeni byli podnieść kapitał zakładowy QXL Poland (znowelizowane prawo nakazywało wzrost kapitału zakładowego spółek z o.o. z 4 tys. zł do 50 tys. zł), nie sądzili, że to początek problemów. QXL Ricardo zleciło członkowi zarządu QXL Poland, Bakkerowi i prawnikowi Przemysławowi R. dokonanie tej operacji w sądzie rejestrowym.
I tu zaczyna się problem. Wersje obu stron pasują do siebie jak krawat do szlafroka. Anglicy twierdzą, że zostali podstępnie wyprowadzeni w pole przez Holendra. Ten zaś uważa, że sami oddali mu Allegro, a gdy zobaczyli, że serwis przynosi zyski, postanowili mu go odebrać...
Wersja Holendra
— Brytyjczycy z QXL Ricardo kompletnie wykończyli swój biznes, a teraz szukają możliwości odkucia się. Zamiast zarabiać, cały czas tracili pieniądze. Tylko wydawali i wydawali, nigdy nie osiągając zysków. Przetracili 250 mln funtów szterlingów — twierdzi Arjan Bakker.
Nie wygląda na rasowego biznesmena, raczej na mózgowca, faceta z głową pełną pomysłów.
— Brytyjczycy sami chcieli oddać kontrolę nad Allegro, bo firma była bliska bankructwa — mówi Holender.
Na poparcie tych słów kładzie na stole wykresy kursów akcji i wartości spółki QXL Ricardo. Oba nie wyglądają najlepiej — wynika z nich, że lata świetności brytyjska spółka ma za sobą. Gdy Anglicy kupowali Allegro od Bakkera, kurs akcji ich własnej firmy na londyńskiej giełdzie ostro szedł w górę, a jej wartość sięgała 800 mln funtów. Po roku z 800 mln zostało 200 mln, aby wkrótce zbliżyć się do niespełna 2,5 mln funtów szterlingów.
Co się stało? Wspomnieliśmy już: żywot zakończyło wiele firm z powstałych na fali internetowej rewolucji. QXL Ricardo jednak żyła.
— Byli na skraju bankructwa, wszyscy pozbywali się ich akcji. Z miesiąca na miesiąc tracili gigantyczne pieniądze, musieli zwalniać ludzi, zamykać biznesy. Zamknęli kilka serwisów w Europie, inne dla oszczędności chcieli przenieść do Polski. Pod koniec 2002 r. QXL Ricardo stanęło na skraju bankructwa — snuje swą opowieść Bakker.
Z jego relacji wynika, że Anglicy — będąc w tarapatach — zażądali od QXL Poland zwrotu 11 mln zł zainwestowanych w firmę, głównie w Allegro.
— Nigdy nie inwestowali w serwis! Nie chcieli! QXL Ricardo jedynie pożyczył nam pieniądze — twierdzi Bakker.
Według niego QXL Poland, nie mogąc ich oddać, w połowie 2002 r. zaproponował Anglikom znalezienie zewnętrznych inwestorów dla Allegro i wtedy — zwrot tego, co zainwestowali w serwis.
— QXL Ricardo przystał na ten plan: 92 proc. QXL Poland miało przejść w ręce zewnętrznego inwestora, konkretnie polskiej spółki NIAA, która miała być takim inwestycyjnym „vehicle”. Odbyło się kilka spotkań, na których Robert Dighero, szef QXL, potwierdził konieczność szybkiej realizacji tego pomysłu — informuje Bakker.
Według Holendra wszystko szło według planu. Podniesiono kapitał spółki do 50 tys. zł, prawnicy QXL Ricardo otrzymali pełnomocnictwa do przekazania udziałów spółce NIAA, która — pod koniec 2002 r. — stała się większościowym udziałowcem QXL Poland.
— Podnieśliśmy również kapitał rezerwowy — do 40 mln zł. Zaczęliśmy zarabiać pieniądze, rozwijać działalność, dorzucając nowe serwisy. Anglicy oniemieli, widząc, że pozbyli się kury znoszącej, mimo problemów, złote jajka. Zdziwiło ich, że sami muszą zamykać swoje biznesy, gdy my zarabiamy. Chcieli zatem odkręcić całą transakcję i z powrotem stać się właścicielem QXL Poland i Allegro — twierdzi Bakker.
Wersja Anglików
Tom Parkinson, który na spotkanie z nami przyleciał aż z Londynu, nie kryje irytacji, gdy słyszy wersję Bakkera. Ma własną.
— Prawda jest taka, że przy pomocy prawnika naszej firmy Przemysława R., który rzekomo miał działać w naszym interesie, pozbawiono nas udziałów w spółce. Podniesiony przez R., radcę polskiej spółki, i Arjana Bakkera kapitał zakładowy QXL Poland został wpisany do KRS. Arjan Bakker występuje w KRS jako jedyny członek zarządu QXL Poland. Nie ma w nim nikogo z QXL Ricardo, po prostu: nasz członek zarządu zniknął z rejestru... Dzięki temu Bakker mógł potwierdzić podpisem machinacje Przemysława R. — tłumaczy Parkinson.
Ani słowem nie wspomina o kiepskiej finansowej sytuacji QXL Ricardo ani ustaleniach z Bakkerem co do znalezienia zewnętrznego inwestora dla Allegro. Może ich nie było?
— W grudniu 2002 r. QXL Ricardo miał 4,4 mln funtów w gotówce i otwartą linię kredytową na 60 mln zł przeznaczonych do zainwestowania w Polsce. Zleciliśmy zatrudnionemu przez nas radcy prawnemu podwyższenie kapitału o 46 tys. zł. Chodziło o takie podniesienie kapitału, by polska spółka pozostała w 100 proc. zależna od brytyjskiej. Tyle tylko że Przemysław R., używając pełnomocnictwa, przekazał nowe udziały w firmie nie nam, lecz firmie NIAA, spółce Bakkera i Jezierskiej, jego konkubiny. Efekt taki, że w styczniu 2003 r. dowiedzieliśmy się, że zostało nam tylko 8 proc. udziałów w Allegro — i tym samym straciliśmy kontrolę nad serwisem — opowiada Parkinson i wyjmuje z teczki kartkę papieru, wydruk e-maila, jaki otrzymał od Bakkera.
Jest krótki, oficjalny, ale stanowczy: „Pewno nadal zastanawiacie się, jak do tego doszło. Na temat tego, co się stało, proszę się kontaktować z prawnikiem. Dla mnie jest to fakt i to wszystko. Nie zamierzam komentować szczegółów. Popieram zamianę”.
— To była jedna z tych wiadomości, które potrafią zwalić człowieka z nóg. Gdy przeczytałem tego e-maila, nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę — wspomina Parkinson.
Bakker: Brytyjczycy chcieli się pozbyć mocno zadłużonego Allegro. Przy kapitale zakładowym 4 tys. zł miało 10 mln zł długu. I dlatego podniesiono kapitał, i dlatego 92 proc. udziałów kupiła spółka NIAA, a nie QXL Ricardo — twierdzi Holender, pokazując kopię dokumentu pełnomocnictwa, jakie Anglicy dali Przemysławowi R.: „Pełnomocnictwo obejmuje prawo do zmiany aktu założycielskiego QXL Poland na warunkach według uznania pełnomocnika i podjęcia uchwały o podwyższeniu kapitału zakładowego spółki (…) na warunkach i według swobodnego uznania pełnomocnika, co do obejmowania nowo utworzonych udziałów” — ten fragment brzmi prawie jak carte blanche.
— Mieliśmy zaufanie do Przemysława R., jako radcy prawnego, tymczasem zostaliśmy oszukani. Przekonał nas, że potrzebne mu są dwa pełnomocnictwa do podwyższenia kapitału na naszą rzecz. To drugie wykorzystał przeciwko nam... Od marca 2000 r. zainwestowaliśmy w tę firmę ponad 11 mln zł i pod koniec 2002 r. właśnie zaczynała przynosić zyski. Tylko między czerwcem a październikiem 2002 r. zapewniliśmy QXL Poland dopływ ponad 900 tys. zł w gotówce, mieliśmy też już wspomnianą promesę na pożyczkę w wysokości 60 mln zł. Czy dobrowolnie, za darmo zrezygnowalibyśmy z takiego interesu? — argumentuje Zaleski.
Patowa sytuacja? Czy może tak zawikłana, że trudno dojść, kto ma rację? Obie strony „idą po swoim”. Anglicy — do sądu, Bakker — zawiera kontrakty ze spółkami zewnętrznymi, w których ma udziały na obsługę Allegro. Według Anglików — po prostu wyprowadza do nich zyski.
Włamanie
W kwietniu 2003 r. prasa donosiła: „największy w historii wyciek danych osobowych!”. Hakerzy włamali się na serwer Allegro i skopiowali prawie milion nazwisk i adresów e-mailowych jego klientów.
— Byliśmy zaskoczeni, gdyż użytkownicy zaalarmowali nas, że otrzymują e-maile z portalu Aukcje 24 informujące o ich ofercie. Wielu twierdziło wówczas, że to spam, a nikomu nie podawali adresu e-mail, z którego korzystają w Allegro — wspomina Bartek Szambelan, rzecznik prasowy Allegro.
Wspomniany serwis Aukcje 24 jest własnością… Anglików z QXL Ricardo. Hakerzy skopiowali również program komputerowy do prowadzenia aukcji internetowych.
— To była seria włamań... Wiadomo już, kto za nimi stoi... Hakerzy, których udało się policji namierzyć, zeznali przed prokuratorem, że zostali wynajęci przez Anglików z QXL Ricardo i byli przekonani, że przeprowadzają… audyt Allegro. Zlecenie otrzymali od Marka Zaleskiego — mówi Grzegorz Brochocki, prezes spółki Payback, do której należy program.
— Mark Zaleski jako prezes zarządu QXL Poland podjął odpowiednie kroki, aby zapobiec przejęciu i zniszczeniu aktywów firmy QXL Poland, co — jak podejrzewał — stałoby się nieuchronnie — kwituje Tom Parkinson.
Z sieci
Jak się rzekło, Anglicy i Holender walczą w sądach. 26 marca 2003 r. Sąd Apelacyjny w Poznaniu wydaje salomonowy wyrok: tymczasowy nakaz zabraniający QXL Poland dysponowania aktywami spółki w sposób inny niż „przekraczający zakres zwykłego zarządu”, a 24 października ustanawia kuratora sądowego dla QXL Poland, zabraniając spółce NIAA wykonywania praw udziałowca w spółce QXL Poland do czasu wyjaśnienia sprawy.
— Bakker starał się zrobić z Allegro wydmuszkę, przenosząc aktywa do spółek powiązanych z nim i Magdaleną Jezierską — twierdzi Mark Zaleski.
— Pan Bakker jest wyłącznie doradcą w naszej spółce — oświadcza Szambelan, rzecznik prasowy Allegro.pl.
Anglicy twierdzą, że Bakker pompuje z Allegro pieniądze, dlatego robią wszystko, żeby temu zapobiec. W lutym 2003 roku Anglicy skierowali sprawę do prokuratury.
— W czerwcu 2005 r. prokurator sporządził akt oskarżenia, w którym potwierdził nasze zarzuty wobec Arjana B. i Przemysława R. Teraz czekamy na rozpoczęcie sprawy karnej przed sądem. Wkrótce sąd wyznaczy pierwszy termin rozprawy przeciw nim o oszustwo menedżerskie. Z każdym dniem jesteśmy bliżej odzyskania kontroli nad portalem — twierdzi Parkinson i dodaje:
— To trwa, bo Bakker gra na czas: a to udaje, że nie rozumie po angielsku i każe sobie wszystko tłumaczyć na jego rodzimy język, a to nie stawia się na sprawy, przedstawia zwolnienie lekarskie.
Bakker kwituje to uśmiechem:
— To czarny PR.
Szkoda dynamiczna
Po czyjej stronie jest prawda? Anglicy liczą, że sprawa sądowa, jaką wytoczyli QXL Poland, w końcu zakończy się ich zwycięstwem i odzyskają kontrolę nad Allegro. Czy aby na pewno? Okazuje się bowiem, że wcześniej, o czym w rozmowie z nami nie wspomnieli, w I wydziale cywilnym sądu w Poznaniu prawnicy QXL Ricardo przegrali już dwie sprawy przeciw spółce NIAA. I choć odwołali się od wyroków, sąd nie podzielił ich racji, argumentując, że: „Pozwana (spółka NIAA — przyp. aut.) objęła sporne udziały (92 proc. QXL Poland — przyp. aut.) w zamian za wniesione przez siebie udziały i pochodzące z własnego majątku wkłady pieniężne. Udziały te nigdy nie należały do powódki (QXL Ricardo — przyp. aut.), a więc nie wchodziły do jej majątku. Samo zatem nabycie udziałów w spółce QXL Poland przez pozwaną nie nastąpiło kosztem majątku powódki”.
Sędziowie podkreślili również, że Anglicy na dobrą sprawę skupili się jedynie na opisie, ich zdaniem, bezprawnego przejęcia udziałów przez NIAA, zapominając o udowodnieniu, na czym tak naprawdę polega wyrządzona im szkoda i jaki mają interes prawny w ustaleniu winy pozwanej spółki. Zdziwienie sądu wzbudził też fakt, że prawnicy QXL Ricardo niemożność stwierdzenia szkody tłumaczyli jedynie: „dynamicznym charakterem szkody” lub że „w chwili obecnej nie są w stanie udowodnić swojej szkody”. Skoro tak, to na co liczyli, pozywając polską spółkę do sądu? W sądzie albo ma się kwity, albo przegrywa sprawę.
Brytyjczycy nie tracą rezonu. W rozmowie z nami byli pewni wygranej, twierdząc, że wcześniej czy później Allegro wróci do QXL Ricardo. Równie pewny siebie jest Arjan Bakker.
Na razie wygranym pozostaje tylko kurator sądowy, który za nadzór dostaje spore wynagrodzenie.