Artystyczna dynastia we Wrocławiu

Juliusz Windorbski
opublikowano: 2013-09-26 09:32

Kończąca się za parę dni wystawa „Rodzina Breughlów” zbiera różne opinie. Stoję po stronie tych, którzy twierdzą, że warto ją zobaczyć.

Sprowadzenie takiej wystawy do Polski już samo w sobie jest wydarzeniem. Wyjątkowe jest to, że obrazy, które na nią się składają, w większości pochodzą z prywatnych kolekcji, do których po ekspozycji wrócą. Dlatego być może jest to jedyna okazja na zobaczenie ich na żywo, a już na pewno obejrzenie ich w takiej konfiguracji raczej nie będzie możliwe. Dzieła poszczególnych malarzy z rodu mogą się podobać bardziej lub mniej, jednak mają już one swoje miejsce w historii sztuki – zachwycają kunsztem wykonania, odzwierciedlają wnikliwy zmysł obserwacji autora, te bardziej karykaturalne powodują nawet uśmiech i sporo mówią o ówczesnym społeczeństwie. Niezwykła była też pozycja, jaką dynastia Breughlów przez lata wypracowała sobie na terenie Niderlandów, a także wśród kolekcjonerów, którzy przez następne kilka wieków zabiegali o ich prace. Operując bardziej współczesnym językiem, można by stwierdzić, że zbudowali niezwykle silną markę.

Plakat promujący wystawę (FOT. ARC)
Plakat promujący wystawę (FOT. ARC)
None
None

Wystawa odbywa obecnie tournée – zanim trafiła do Pałacu Królewskiego Muzeum Miejskiego Wrocławia, eksponowana była w Tel Awiwie i w Rzymie, w październiku zaś zostanie przeniesiona do Paryża. Zbiór liczy 100 dzieł (84 obrazy i 16 rysunków) przedstawicieli artystycznej dynastii, począwszy od jej założyciela – Pietera Breugla Starszego, znalazło się w nim także płótno Hieronima Boscha, którego twórczość wpłynęła na najstarszego przedstawiciela Breughlów.

Ci z Państwa, którzy mają ochotę osobiście przekonać się o wartości wystawy, powinni się pospieszyć – we Wrocławiu można oglądać ją tylko do końca września. Moim zdaniem warto.