Michał Boni, minister administracji i cyfryzacji, podtrzymał wczoraj plany podpisania w czwartek umowy o ochronie praw autorskich ACTA, ale przeprosił za braki w konsultacjach społecznych. Ogłoszenie planów podpisania dokumentu przez Polskę spowodowało ataki hakerów na strony rządowe.
— Od przyszłego tygodnia rozpoczniemy procedurę konsultacji i wyjaśnień artykuł po artykule. Realne wejście w życie umowy dokona się po ratyfikacji dokumentu przez parlament. Traktujemy przyszłotygodniowe konsultacje jako wstęp do tej debaty. Mam głębokie przekonanie, że takiego wysiłku konsultacyjnego nam zabrakło — mówił Michał Boni na konferencji prasowej.
Tajny znaczy zły
Załamanie serwerów rządowych nagłośniło sprawę, o której w branży mówiło się od dawna. Zdaniem organizacji sprzeciwiających się temu dokumentowi, jest on zamachem na wolność w internecie, bo m.in. umożliwia zamykanie portali bez wyroków sądów, pozwala prewencyjnie inwigilować internautów, nie udowadniając, że ktoś łamie prawo. Konieczność walki z piractwem w sieci nie budzi wątpliwości.
Problemem ACTA jest jej ogólnikowość — może stanowić szerokie pole do interpretacji. Wątpliwości wzbudza też tajny sposób prac nad tym dokumentem. Ministerstwo kultury konsultowało go z wybranymi organizacjami, a nie głównymizainteresowanymi, nie udostępniało wyników prac. „Nie dla ACTA” polubiło na Facebooku już ponad 100 tys. osób.
— To niesprawiedliwe i oparte na fałszywych przesłankach, że rząd, który najbardziej podkreślał konieczność zachowania wolności i praw internautów, jako jedyny został zaatakowany w Europie — mówi Bogdan Zdrojewski, minister kultury.
Branża mówi: „nie”
Pytani przez nas przedsiębiorcy, ich organizacje i izby branżowe zgodnie krytykują dokument.
— Międzynarodowa umowa ACTA, mająca na celu walkę z tzw. piractwem i podróbkami, może zahamować szybki rozwój internetu, a także negatywnie wpłynąć na kondycję małych i średnich firm, które obawiając się pociągnięcia do odpowiedzialności, mogą zrezygnować z innowacyjnych usług i inwestycji w środowisku cyfrowym. Aby rozwiać wszelkie wątpliwości, które narosły wokół umowy ACTA, Polska powinna wystąpić do Trybunału Sprawiedliwości UE z wnioskiem o stwierdzenie jej zgodności z prawem UE — uważa PKPP Lewiatan.
— Jesteśmy jak na korcie tenisowym. Musimy uważać, z której strony nam przyłożą. Jeśli będziemy musieli wyłapywać tych, którzy przez przypadek czy nie przypadek naruszą prawa autorskie i będziemy musieli sami za to zapłacić, będzie źle — mówi Wacław Iszkowski, prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji.
— Polscy przedsiębiorcy nie są dziś w stanie ocenić realnego wpływu ACTA na biznes, bo nie było analiz, w których byłby on jednoznacznie oszacowany. Musimy wierzyć urzędnikom unijnym i polskim, którzy ocenili, że negatywnych skutków nie będzie. Warto jednak zauważyć, że dziś jesteśmy w stanie efektywnie chronić własność intelektualną, nie tylko w internecie, na podstawie obowiązującego prawa — mówi Paweł Klimiuk, rzecznik Onetu.
Debaty uliczne
Awantura wokół ACTA pokazuje głębszy problem. Niedawno protestowali lekarze i aptekarze, niezadowoleni z fatalnie wprowadzonej ustawy refundacyjnej. Wczoraj — kierowcy niezadowoleni z wysokich cen paliw. Widmo kryzysu gospodarczego może nasilić protesty, a z ludźmi nikt nie rozmawia.Organizacje pracodawców od miesięcy denerwują się, że premier ich lekceważy.
— Ten rząd nie prowadzi ani dialogu społecznego, ani obywatelskiego. Nie traktuje poważnie społeczeństwa czy partnerów społecznych. Zapowiadane reformy są o cztery lata spóźnione, nad gospodarką zbierają się poważne chmury, a rząd nie prowadzi kampanii informacyjnej na temat ewentualnych obciążeń. Przedstawiciele związków zawodowych obawiają się, że sytuacja wymknie się spod kontroli i ludzie wyjdą na ulice — mówi Marek Goliszewski, prezes BCC.