Przez ostatnie lata skupialiśmy się na porządkowaniu sieci — rezygnowaliśmy z niektórych lokalizacji, zamienialiśmy lokale na większe, dopracowywaliśmy różne kwestie operacyjne. Teraz jesteśmy gotowi do znacznego wzrostu liczby placówek — zapewnia K rzysztof Kołaszewski, współzałożyciel i prezes Bobby Burgera.

W tym tygodniu sieć burgerowni uruchomi 36. lokal (25 to placówki franczyzowe). Do końca roku chce mieć ich 40, a docelowo — 100.
— Z naszych analiz wynika, że na tyle na pewno jest w Polsce miejsce. Oczywiście cały czas ktoś na rynku się pojawia, a ktoś znika, ale to typowe dla gastronomii. Jesteśmy przekonani, że możemy jeszcze znacznie urosnąć — mówi Krzysztof Kołaszewski.
W zeszłym roku 33 punkty burgerowni miały około 30 mln zł obrotu.
Zakaz i kontener
— Poszerzamy menu — niedawno wprowadziliśmy burgery wegetariańskie, mamy też w ofercie bułkę bezglutenową i stale zmieniane burgery sezonowe. Inwestujemy w większe lokale, żeby zatrzymać klientów na dłużej niż szybki posiłek. Zostają, kosztują ciekawego piwa czy lodów, a dzięki temu rośnie też średni rachunek — dodaje Maciej Sobolewski, odpowiedzialny za marketing w Bobby Burgerze.
Liczebność sieci ma rosnąć dzięki trzem kierunkom — lokalizacjom ulicznym, nowym formacie kontenerów i miejscom w galeriach handlowych. Te ostatnie, jak wyjaśnia współtwórca Bobby Burgera, stają się w końcu bardziej dostępne.
— Dzięki m.in. częściowemu zakazowi handlu w niedzielę galerie handlowe zaczęły mocniej inwestować w część gastronomiczną. Są skłonne zaoferować lepsze stawki czynszu, a my prowadzimy wiele rozmów w takich miejscach — mówi Krzysztof Kołaszewski.
Sieć ruszyła też ze stawianiem kontenerów.
— To mniejsza, a więc także tańsza opcja franczyzowa, ale też bardziej mobilna — możliwa do łatwiejszego przeniesienia niż uliczna. Od dwóch tygodni kontener działa w Kołobrzegu. Chcemy wyjeżdżać za naszymi klientami, ale to też dobra opcja na sprawdzenie lokalnego rynku — kontener nadaje się przecież do działalności całorocznej — podkreśla Maciej Sobolewski.
Inwestorzy ambasadorzy
Do szybszego otwierania kolejnych miejsc twórcy, równocześnie właściciele sieci Bobby Burger (oprócz Krzysztofa Kołaszewskiego to Bogumił Jankiewicz), chcą pozyskać pieniądze w drodze crowdfundingu. W zeszłym roku podjęli bezskuteczne rozmowy z inwestorem branżowym — spółką Mex Polska.
— Rozmawialiśmy z różnymi podmiotami — gastronomicznymi i typowo finansowymi. Nie chcemy tracić kontroli nad spółką, ale jednocześnie potrzebujemy kapitału. Dlatego bierzemy pod uwagę crowdfunding — oddalibyśmy kilkanaście procent firmy, a w zamian pozyskalibyśmy wielu akcjonariuszy konsumentów, będących równocześnie ambasadorami firmy, którą znają i w której lokalach się stołują — twierdzi Krzysztof Kołaszewski.
W tym roku firma chce pozyskać w ten sposób 1 mln EUR. W przyszłym będzie miała natomiast dopracowany koncept zagranicznej masterfranczyzy, a więc oddania rozwoju sieci w danym kraju jednemu podmiotowi.
— Pierwsze rozmowy już się toczą, ale jest za wcześnie na konkrety. Na pewno chcemy zainteresować tym pomysłem partnerów z Rumunii, Czech i Węgier — tłumaczy Krzysztof Kołaszewski.
OKIEM EKSPERTA - Jarosław Frontczak, główny analityk handlu detalicznego w PMR
Przecieranie szlaków
W polskiej gastronomii crowdfunding nie jest znany. Bobby Burger będzie pionierem przecierającym szlaki. Kluczowe dla sukcesu w tej branży były i są dobre lokalizacje — pytanie więc, ile ich jest w galeriach handlowych. Tu konkurencja jest duża — od największych światowych barów szybkiej obsługi, które również mają w ofercie burgery, przez mniejszych lokalnych graczy, którzy zaczęli wchodzić do centrów handlowych. Jednocześnie przez zakaz handlu w niedzielę spadł ruch — to potencjalne ryzyko, które firma powinna uwzględnić, otwierając lokale. Łącznie w barach szybkiej obsługi, do których zaliczamy kebaby, burgerownie i inne punkty bez obsługi kelnerskiej, wydamy w tym roku ponad 11 mld zł, co oznacza 7-procentowy wzrost względem 2017 r. To ciekawy rynek do inwestycji.