Bordeaux jest kobietą fatalną

Weronika KosmalaWeronika Kosmala
opublikowano: 2015-12-29 22:00

Bordoskie wina mają urok modliszki, bo chociaż kolejny rok tracą udziały w indeksie Liv-ex, w prognozach analityków wciąż tli się nadzieja.

Pomimo że najważniejszą wiadomością z rocznych raportów jest stwierdzenie na rynku ogólnej stabilizacji, najwięcej uwagi inwestorów i tak skupiają rozdziały z analizą sytuacji w Bordeaux. Udział tych win w obrocie na platformie Liv-ex od 2004 r. nie był jednak tak niski jak teraz, bo z ostatnich danych wynika, że wartość butelek z regionu odpowiada już zaledwie za 75 proc. całej sprzedaży. Z jednej strony trudno powiedzieć, żeby trzy czwarte obrotu na największej platformie uchodziło za wynik słaby, ale w porównaniu z 90 proc. sprzed kilku lat spadek jest bardzo wyraźny. Zmiana proporcji jest więc istotnym sygnałem, ale też okazją do zapytania, w co innego dałoby się zainwestować, kiedy femme fatale z Bordeaux odwróci na moment wodzowski wzrok.

Wino z regionu Bordeaux
Wino z regionu Bordeaux
Bruno LEVESQUE / IP3 /FORUM

Opus to dzieło

Okazji do zróżnicowania portfela byłoby wiele, dlatego że udział win z Włoch, Burgundii czy Kalifornii zwiększa się już nie tylko w statystycznych wykresach, ale też w grubych aukcyjnych katalogach. Chociaż licytowanie najdroższych burgundzkich butelek z etykietami Romanée-Conti nie jest na zagranicznych aukcjach żadną nowością, coraz wyższe wyniki win włoskich czy kalifornijskich wzbudzają już większe zainteresowanie, szczególnie kiedy konkretne roczniki odznaczają się korzystnie w tabelach cenowych zwyżek. Pomimo że wina zza oceanu ujmuje się zwykle w ramach indeksu Rest of the World 50, co sytuuje je w pewnym sensie na peryferiach względem Starego Kontynentu, poszczególne rodzaje radziły sobie ostatnio na rynku lepiej niż wiele roczników z Bordeaux. Od grudnia 2014 r. do końca listopada 2015 r. cena kalifornijskiego Opus One 2006 wzrosła o prawie 36 proc., a niewiele niższe okazały się przyrosty wartości rocznika 2007 Luciano Sandrone czy 2004 Tignanello. Jak zresztą wskazuje brzmienie nazwy, dwa ostatnie przykłady nie są już zaliczane do tzw. reszty świata, tylko składają się na oddzielny indeks inwestycyjnych win włoskich, dlatego że Luciano Sandrone kojarzy się głównie z Barolo, a Tignanello ze słynnymi Supertuscanami, których cena na wspomnianej giełdzie zdążyła się w latach 2004-14 potroić. Opracowany przez Liv-ex indeks win włoskich, podobnie jak indeks Rest of the World 50, wykazuje ponadto od 2010 r. bardzo stabilny wzrost, co w porównaniu z załamującą się w dół linią Bordeaux zaczyna wzbudzać coraz większe zaufanie.

Wróżenie z winogron

Zaciekawienie inwestorów mniej tradycyjnymi kolekcjonerskimi winami nie oznacza jednak, że skrzynki z Barolo zajmą nagle miejsce tych bordoskich, bo analitycy z londyńskiej giełdy już prognozują dla tego regionu łagodny wzrost. Chociaż przewidywania są jeszcze dosyć ostrożne, bo od początku 2015 r. indeks bordoskich win wzrósł zaledwie o 1,3 proc., w ostatnich miesiącach zwiększył się popyt na niektóre z roczników, które zaliczyły wcześniej sporą obniżkę — jak było chociażby w przypadku rocznika 2010. Optymizm związany z regionem wzmaga w dodatku obserwacja, że po 4 latach spadków, cały sektor inwestycyjnych win wyraźnie się ustabilizował, a najbardziej wstępne oceny winogron po zbiorach są wyjątkowo dobre. Ostatnia kampania en primeur — czyli sprzedaż bordoskich win przed zabutelkowaniem w formie przypominającej futuresy — pozostawiła natomiast duży niesmak wywołany cenami zawyżonymi do tego stopnia, że nie miały nawet szansy wzrosnąć. Z wnioskami o pewnej stabilizacji trzeba więc jeszcze poczekać do wiosny, bo, jak w przypadku femme fatale, przewidywanie apetytu bordoskich producentów nigdy nie jest proste.