Paweł Szałamacha, minister finansów, walczy na wielu frontach. Próbuje przekonać agencje ratingowe, że nie ma przesłanek do obniżki naszej wiarygodności kredytowej, a rynki finansowe, że zakup polskich obligacji to ciągle dobry interes. Własnemu środowisku politycznemu tłumaczy, że budżetu nie stać na realizację wszystkich obietnic wyborczych, a urzędnikom Komisji Europejskiej (KE), że w finansach wszystko gra. Na dobre informacje może liczyć z Brukseli.

— Według ostatnich prognoz, w przyszłym roku deficyt nieznacznie przekroczy wartości referencyjne, ale pozostając na poziomie 3,1 proc., wciąż jest blisko maksymalnego poziomu określanego przez traktat z Maastricht — tłumaczy nam urzędnik KE, chcący zachować anonimowość. Jego zdaniem, nawet jeśli dziura w finansach publicznych będzie wyższa od 3 proc., nie oznacza to, że Polska z automatu znów znajdzie się w procedurze nadmiernego deficytu.
MF śpi spokojnie
Jeszcze w lutym, przy okazji zimowych prognoz, KE uważała, że w przyszłym roku deficyt sektora finansów publicznych wystrzeli do 3,4 proc.
W ostatnich latach Komisja Europejska łaskawym okiem patrzyła na wiele krajów, których nie tylko deficyt był wyższy niż 3 proc., ale także dług publiczny znacznie przekraczał 60 proc. PKB.
Przewidywania oparła na tym, że program 500+ będzie kosztował więcej, obniżka stawek VAT zabierze kilka miliardów złotych wpływów, ale z drugiej strony — dochodów nie będzie obniżała podwyżka kwoty wolnej od podatku, a kosztów nie generowało obniżenie wieku emerytalnego.
— Już w tamtym dokumencie można było przeczytać, że deficyt, chociaż wyższy niż limit, pozostaje blisko 3 proc. KE zwracała jednak uwagę, że realizacja obietnic wyborczych może go pchnąć na wyższy poziom. Generalnie deficyt poniżej 3,5 proc. nie spowoduje żadnych konsekwencji i resort finansów ma tego świadomość — wyjaśnia nasz rozmówca z Brukseli. Jedyne, co nas może spotkać, to wezwanie do jego ograniczenia przez cięcie wydatków lub znalezienie dodatkowych dochodów. Minister finansów może jeszcze spać spokojnie, bo według wiosennych prognoz KE, deficyt będzie „tylko” lekko powyżej dopuszczalnego. Wynika to z niższego punktu startowego — w 2015 r. udało się go zbić do 2,6 proc.
Brukselscy eksperci spodziewają się ponadto, że gospodarka będzie rosła szybciej, bo mocniej będzie ją napędzała konsumpcja. Na Świętokrzyskiej uznano jednak, że jeśli w wyliczeniach fiskusowi powinęła się noga i sytuacja w finansach będzie gorsza, to inwestorzy nie przyjmą tych informacji z takim spokojem jak Bruksela. Dlatego cała ekipa rządząca mówi jednym głosem — celem jest utrzymanie deficytu poniżej 3 proc.
Plan bez pokrycia
Paweł Szałamacha wysłał już do Brukseli program konwergencji, w którym rysuje scenariusze dla gospodarki i finansów publicznych niemal do końca dekady. Podobnie jak KE, w swoich prognozach nie uwzględnił najbardziej kosztownych pozycji z wyborczego menu.
Według tego scenariusza, chociaż deficyt wzrośnie w przyszłym roku, pozostaje poniżej 3 proc. Dla wielu ekspertów słabość planu finansowego wynika z tego, że w całym 4-letnim horyzoncie nie uwzględnia tego, co dalej z kwotą wolną czy wiekiem emerytalnym, a PiS nie wycofuje się z obietnic wyborczych. Kolejny element, który stawia pod znakiem zapytania wiarygodność planów, to źródło finansowania. Według MF, oprócz nowych podatków sektorowych kluczowa będzie poprawa ściągalności podatków i uszczelnienie systemu.
— Komisja jest w stanie uznać prognozę zakładającą, że rocznie z poprawy ściągalności uda się zyskać nie więcej niż 4 mld zł rocznie, tymczasem resort finansów zakłada 12 mld zł tylko w przyszłym roku — mówi nasz rozmówca. Wszystkie programy konwergencji będą ocenione przez urzędników KE pod koniec maja lub na początku czerwca. Argumentem resortu finansów w dyskusji z KE może być fakt, że w ostatnich latach łaskawym okiem patrzyła na wiele krajów, których nie tylko deficyt był wyższy niż 3 proc., ale także dług publiczny znacznie przekraczał 60 proc. PKB.
OKIEM EKSPERTA
Nadmierny deficyt nam nie grozi
PIOTR BUJAK
ekonomista PKO BP
Od jakiegoś czasu spodziewamy się, że w przyszłym roku nastąpi znaczny wzrost deficytu, nawet jeśli rząd ograniczy plany wydatkowe. Naszym zdaniem, w tym roku deficyt będzie podobny jak w ubiegłym, czyli około 2,6 proc. W 2017 r. można się spodziewać, że sięgnie 3,2-3,3 proc. — nieznacznie powyżej unijnego limitu, a po odjęciu kosztów reformy emerytalnej będzie bardzo blisko tego poziomu.
Dlatego KE nie obejmie nas procedurą nadmiernego deficytu, a rynków finansowych ten poziom nie powinien straszyć. Kluczowe będzie jednak to, jak wiarygodną ścieżkę jego ograniczania rząd przyjmie na kolejne lata. Trzeba też pamiętać, że utrzymywanie wyższego deficytu rodzi poważne ryzyko w przypadku spowolnienia gospodarczego. Wówczas może zacząć rosnąć niekontrolowanie. Na szczęście w przyszłym roku nam to nie grozi.