Ciągle rośnie deficyt w handlu zagranicznym

Marek Matusiak
opublikowano: 1999-10-27 00:00

Ciągle rośnie deficyt w handlu zagranicznym

GORSZA STRUKTURA: Niższe obroty handlowe z krajami rozwiniętymi zdają się wskazywać na pogarszanie się atrakcyjności polskich towarów.

Główny Urząd Statystyczny podliczył obroty towarowe polskiego handlu zagranicznego, rejestrowane na dokumentach SAD (czyli takich towarów, które przekroczyły naszą granicę) po ośmiu miesiącach roku. Wpływy z eksportu wyniosły w tym okresie 66,8 mld zł i po raz pierwszy w tym roku przekroczyły (o 3,0 proc.) kwoty uzyskane w analogicznym okresie ubiegłego roku. Wypłaty importowe pochłonęły 111,1 mld zł i — w stosunku do tego samego okresu 1998 roku — zwiększyły się o 5,5 proc. Tym samym ujemne saldo wymiany towarowej wyniosło 44,3 mld zł i — niestety — było wyższe niż przed rokiem o 3,8 mld zł. To nie jest dobra wiadomość.

ZESTAWIENIE TO — choć i tak wydaje się bardzo niepokojące — nie w pełni oddaje rangę i gospodarczą wagę tego problemu. Wewnętrzne statystyki są bowiem mało miarodajne w sytuacji, gdy w handlu zagranicznym stosuje się rozliczenia w licznych walutach, w stosunku do których złoty traci na wartości. Gdyby zatem przyjąć wyliczenie w walucie porównywalnej — w dolarach amerykańskich — uzyskane wyniki są nieporównywalnie gorsze.

I TAK eksport wyniósł 17,3 mld USD, a import 28,7 mld USD. W tym ujęciu okazuje się, iż w porównaniu z ośmioma miesiącami ubiegłego roku eksport zmniejszył się o 7,3 proc., a import o 5,2 proc. Jedynym pocieszeniem — jeśli w ogóle można to poważnie rozpatrywać w tych kategoriach — jest fakt, iż wyrażony w dolarach deficyt handlowy obniżył się z 11,6 mld do 11,4 mld USD.

OGÓLNA SYTUACJA w polskim handlu zagranicznym znana jest już od ponad półtora roku, więc publikowane przez GUS liczby nie powinny szokować. Tym bardziej że odnotowywany deficyt jest w dużej mierze konsekwencją — z oczywistych względów przeniesioną w czasie — schładzania rozwoju polskiej gospodarki, zafundowaną jej na przełomie ubiegłego i bieżącego roku. Efekty tego zjawiska nadal jednak są szokujące.

OCZYWIŚCIE istnieją czynniki obiektywne, w sporej mierze tłumaczące taki stan rzeczy. Niewątpliwie należy do nich generalne osłabienie światowej koniunktury, na co — to zresztą miało największe znaczenie — nałożył się kryzys rosyjski, który przeniósł się na kraje ościenne. Rosja, która od wielu lat znajdowała się na drugim, trzecim miejscu wśród największych odbiorców polskich towarów, po sierpniu zajmuje jedenaste miejsce. Udział tego kraju w eksporcie zmniejszył się z 7,4 do 2,5 proc., a w imporcie z 5,3 do 5,2 proc. W porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku eksport do Rosji obniżył się o ponad 65 proc., a import wzrósł o 3,7 proc. (w wyrażeniu złotowym). Tendencje te dotyczą również Ukrainy. Ten czwarty przed rokiem pod względem wielkości obrotów handlowych kraj spadł obecnie na dziesiąte miejsce, w tym okresie nasz eksport zmniejszył się o 43,7 proc., zaś import o 12,9 proc.

TRZEBA pogodzić się z myślą, iż w handlu zagranicznym znajdujemy się pod kreską, której w miarę precyzyjnego przekroczenia — mimo dogłębnych analiz resortów gospodarczych (w tym znajdujących się pod bezpośrednim zarządem wicepremiera od tych spraw, a nawet Rządowego Centrum Studiów Strategicznych) — nie da się określić. Nie można mieć jednak pretensji do państwowych służb statystycznych i analitycznych; relacjonują one status quo post factum. Może brakuje wizjonera.