Wysokie temperatury obniżyły ceny gazu w Europie, co przełożyło się na lepsze oczekiwania dotyczące produkcji.
Każdy odczuł zapewne, że początek stycznia upłynął pod znakiem wyjątkowo dużej anomalii pogodowej. W Polsce mieliśmy najcieplejszy początek stycznia w historii. Wszędzie w Europie temperatury są wysokie. O ile objawy szybkich zmian klimatycznych mogą budzić niepokój, o tyle w krótkim okresie wysokie temperatury są pozytywnym zjawiskiem dla gospodarki. Sprawiają, że ceny gazu wyraźnie spadły, co z kolei daje szanse na szybszy spadek inflacji i ogranicza ryzyko recesji. Choć warto zauważyć, że niepokój o przyszłoroczną zimę jest większy niż o tegoroczną.

Od połowy grudnia ceny gazu na europejskim rynku TTF spadły o 45 proc. w kontrakcie na luty oraz o 28 proc. w kontrakcie na ostatni kwartał roku (gaz kupowany jest zwykle w kontraktach na określone terminy w przyszłości, dzięki czemu firmy zabezpieczają dostawy i ceny energii). Kontrakt na luty znalazł się tym samym po raz pierwszy na poziomie sprzed rozpoczęcia wojny w Ukrainie, czyli sprzed 24 lutego. Jednocześnie kontrakt na czwarty kwartał tego roku jest wciąż niemal o 70 proc. droższy niż w dzień przed inwazją Rosji, co świadczy o tym, że obawy o przyszłość są większe niż o sytuację bieżącą.
Ciepła zima sprawia, że bardzo mocno spadło ryzyko niedoborów gazu tej zimy (obecne temperatury były przewidywane już kilka-kilkanaście dni temu). Co więcej, znacznie dzięki temu wzrosły szanse, że Europa wyjdzie z zimy z magazynami zapełnionymi co najmniej w połowie, co sprawia, że łatwiej będzie odbudować pełne stany magazynowe przed kolejną zimą (generalnie w czasie zimy bieżące zużycie gazu jest w dużej mierze pokrywane z magazynów, które uzupełniane są wiosną i latem).
Żeby ułatwić zrozumienie, co spadek cen gazu oznacza dla gospodarki takiej jak Polska, warto przypomnieć, że rocznie importujemy go około 15 mld m sześc. (przed kryzysem było więcej, ale obecnie zużycie spada). Gdybyśmy za cały gaz płacili bieżącą cenę rynkową, wydalibyśmy na to 2,5-3 proc. w relacji do PKB. To bardzo dużo. Oczywiście dostawy do Polski realizowane są według różnych kontraktów i nie wiemy, jaka dokładnie jest średnia cena bieżących dostaw. Spadek cen o połowę oznacza jednak dość istotne wsparcie dla dochodów konsumentów i firm, bo mniejsze ceny płacone za dostawy oznaczają mniejszy import i większe możliwości konsumpcji krajowej.
Oczywiście ceny są wciąż około 400 proc. wyższe niż przed kryzysem gazowym. To jest jeden z ważniejszych powodów bardzo wysokiej inflacji, spadku dochodów konsumentów i wyraźnego spowolnienia gospodarki. Ale szok jest mniejszy, niż wydawało się latem czy nawet jesienią. Tym samym zwiększa się szansa, że rok 2023 przyniesie bardziej stagnację lub spowolnienie, a nie recesję lub głęboką recesję.
Widać to zresztą już w nastrojach przedsiębiorstw produkcyjnych. Badania PMI za grudzień w Polsce i strefie euro pokazały wzrost optymizmu odnośnie przyszłej produkcji, nawet jeżeli bieżące zamówienia wciąż spadają. Firmy mniej obawiają się o wysokie ceny.
Czy to koniec kryzysu energetycznego? Nie. Czy ceny mogą znacząco wzrosnąć? Mogą. Coraz więcej wskazuje jednak, że najostrzejszą fazę kryzysu mamy za sobą.
Podpis: Ignacy Morawski