Czas najwyższy porzucić złudne rachuby, że obniżenie PIT zwiększy tempo wzrostu
Od sześciu tygodni kolejni ministrowie finansów głowią się, skąd wydobyć 48 mld zł, by deficyt budżetu państwa zredukować z 88 do 40 mld zł — a tu Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych, która w końcu sierpnia obradowała pod hasłem „Niższe podatki, lepsza gospodarka”, domaga się reformy podatkowej. W roku 2002 kosztowałoby to 5,6 mld zł, z czego ponad 5 mld zł ma być sfinansowane przez „racjonalizację wydatków publicznych”. Z całym szacunkiem dla wszystkich prezesów — od pani Henryki Bochniarz po pana Bohdana Wyżnikiewicza — przecież w tym momencie jest to propozycja iście księżycowa! Te 5 miliardów będzie i tak „zagospodarowane” w ramach ratowania budżetu.
Relację z tej konferencji „Rzeczpospolita” opatrzyła tytułem „Jak przyspieszyć wzrost”, zabrakło jednak wyliczenia, jakich efektów w postaci zwiększonego wzrostu PKB należy się po tej reformie spodziewać. Zależność między podatkami a wzrostem gospodarczym w ujęciu statycznym jest nieistotna, a w ujęciu dynamicznym stanowi przedmiot wielu analiz. Nie można problemu zbywać jednym apodyktycznym zdaniem, tak jak to uczynił Krzysztof Rybiński, główny ekonomista ING Banku: „Wykazano silny, negatywny związek między obciążeniem przez PIT a wzrostem gospodarczym per capita”. Stwierdzenie to, oznaczające prawidłowość, jakoby obniżka podatków zwiększała w dużym stopniu dynamikę PKB, jest nieprawdziwe i wprowadza opinię publiczną w błąd.
Niczego takiego nie wykazano. W literaturze światowej można wskazać natomiast np. rozprawę Engena i Skinnera „Taxation and economic growth”, zamieszczoną w pracy zbiorowej z 1999 r. „Tax Policy in the Real World”. Przedmiotem badania były długofalowe efekty takich reform, które zmniejszały stopę PIT co najmniej o 5 punktów procentowych. W USA, w latach 1960-95, przy silnych zmianach krańcowej stopy PIT w obu kierunkach, korelacja ze stopą wzrostu PKB stanowi „obraz zdecydowanie zróżnicowany”: w niektórych dekadach była to wartość ujemna (tzn. po obniżeniu stopy PIT zwiększała się dynamika PKB), w innych zaś — dodatnia. We wszystkich krajach OECD autorzy stwierdzają tylko „umiarkowane efekty” badanych reform — ich wpływ na wzrost PKB nie przekraczał 0,2-0,3 punktu procentowego.
Wróćmy jeszcze do propozycji PKPP, a jej efekty — aby nie mnożyć fikcji — rozpatrzmy z grubsza w odniesieniu do roku 2000. Zmniejszenie wpływów z PIT o 6,7 mld zł oznacza obniżenie średniej stopy o 1/3. Podatnicy I i II przedziału zyskają 4,7 mld zł, ale w myśl wszelkiego prawdopodobieństwa zostaną one przeznaczone na zwiększenie konsumpcji — choć o różnej strukturze w obu grupach. Na III przedział przypada 1,2 proc. podatników i 30 proc. wpływów z PIT. W tej grupie obniżka stopy podatkowej przyniesie dodatkowy dochód netto rzędu 2 mld zł, który — załóżmy wbrew faktom, lecz optymistycznie — zostanie w całości przeznaczony na środki trwałe.
Dodatkowe 4,7 mld zł na konsumpcję stanowi zaledwie 1,07 proc. spożycia indywidualnego gospodarstw domowych. Dodatkowe 2 mld zł na inwestycje to zaledwie 4 proc. wszystkich nakładów krajowego sektora prywatnego w tej dziedzinie. Tylko fantasta może oczekiwać, że te ułamkowe wielkości spowodują odczuwalny wzrost popytu lub zahamują dramatycznie spadającą dynamikę nakładów na środki trwałe. A co do podatków, jestem oczywiście za ich obniżaniem — wszakże pod warunkiem „primum non nocere”.