Wyłączone z handlu niedziele miały być dodatkowym impulsem do rozwoju i tak rosnącego handlu internetowego. Niektórzy właściciele sklepów w centrach handlowych wyrażali nadzieję, że wzrost w e-handlu skompensuje średnio dwa dni miesięcznie bez obrotów w sieciach stacjonarnych. Inni uważali zakaz za hamulec, który spowolni wzrost niejednej branży z punktami w galeriach handlowych. Teraz coraz częściej słychać głosy właścicieli obiektów, chcących partycypować także w zdalnej sprzedaży. Klienci przecież zamawiają w e-sklepie, ale odbierają produkty w galerii.

Brak standardów
O podnoszeniu tego tematu wspominało niedawno LPP, właściciel takich marek jak Reserved, Mohito i Sinsay. Firma nie chce dzielić się obrotami z e-commerce, bo — jak stwierdził Przemysław Lutkiewicz, wiceprezes LPP, podczas konferencji podsumowującej wyniki — sklep stacjonarny jest tylko „punktem pocztowym”, a przychodzący po paczkę klienci przy okazji mogą zrobić inne zakupy w galerii.
Problem nie jest jednostkowy.
— W nowych umowach najmu czy aneksach do obecnych pojawiają się zapisy o sprzedaży wysyłkowej, które są podstawą do wliczenia jej do czynszu. Branża jednak o tym nie rozmawia, a zagranica też dopiero się uczy, więc nie można skorzystać z niczyjego know-how. Najwyższy czas zapoczątkować dialog w celu wypracowania standardów. Dziś to kwestia indywidualna — zależna od galerii handlowej i wielkości najemcy — mówi Tomasz Ciąpała, szef Lancerto.
Krzysztof Bajołek, twórca odzieżowej sieci Medicine i internetowej platformy Answear. com, przyznaje, że odbył rozmowy o włączeniu przychodów z e-handlu do czynszu, ale dawno temu, gdy Medicine wprowadzał opcję odbioru paczki w sklepach.
— Pomimo niedziel niehandlowych najemcy muszą płacić czynsze tej samej wysokości, choć sprzedają mniej. Od stycznia zakaz obejmie więcej niedziel, więc dodatkowy wzrost czynszu w związku ze sprzedażą w sklepach internetowych jest tym bardziej nieuzasadniony. Nie sądzę, by mógł być masowo wprowadzony — uważa Krzysztof Bajołek.
Presja na dużych
Grzegorz Pilch, szef VRG, właściciela Vistuli, W. Kruk i Bytomia, twierdzi, że zarządzana przez niego grupa nie odczuwa takiej presji.
— Dotyczy to raczej najemców dużych powierzchni, w przypadku których z przeliczeniaprocentu od obrotów na metry kwadratowe wynikają stawki dużo niższe niż nasze. Ponadto udział klientów, którzy odbierają paczki w sklepie — i w części jubilerskiej, i modowej — jest u nas niewielki — wyjaśnia Grzegorz Pilch.
Na tym tle na rozwiązanie „pod prąd” zdecydowało się Lancerto.
— Od pół roku wliczamy obrót z e-sklepu do obrotu tej placówki, w której klient odbiera paczkę, więc już płacimy czynsz od części sprzedaży internetowej. Wizytę po paczkę traktujemy jako okazję do pokazania klientowi kolejnych produktów w kolekcji i takiego obsłużenia, żeby związać go ze sklepem i marką — twierdzi Tomasz Ciąpała.
Centra handlowe mają o co walczyć, bo miesięcznie na odzież i dodatki w internecie wydajemy średnio 224 zł. Wydatki na obuwie to 299 zł miesięcznie, 99 zł pochłaniają płyty, książki filmy, a 632 zł — półroczne zakupy sprzętu RTV/AGD — wynika z raportu E-commerce w Polsce 2018, przygotowanego przez Gemiusa dla e-Commerce Polska, bazującego na wywiadach z 1,5 tys. internautów w wieku co najmniej 15 lat.
KPMG z kolei, w raporcie na temat rynku mody w Polsce, powołuje się na dane Euromonitora, z których wynika, że liczba sklepów odzieżowych systematycznie spada, i szacuje, że w 2018 r. z rynku zniknie ich tysiąc. Powodem jest m.in. przenoszenie zakupów do internetu, a nie spadek wydatków na odzież i obuwie, które mają rosnąć.