Daniel Blumczyński: Spod kosza do zarządu PayU

Natalia Grzebisz-Zatońska
opublikowano: 2025-05-16 13:00

Dość wcześnie Daniel Blumczyński porzucił sport zawodowy i zaczął się piąć po szczeblach drabiny korporacyjnej. Ale z pasji do koszykówki nie zrezygnował, zaszczepił ją także swoim synom.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Poznań, Szczecin, Sopot, Słupsk – tak się układała klubowa kariera zawodnika, który ma w dorobku m.in. cztery medale mistrzostw Polski i dwa Puchary Polski. Koszykarz grał też w reprezentacji, z którą pojechał na Eurobasket w 2001 r. Grę na najwyższym poziomie nieoczekiwanie skończył przed trzydziestką. Wcześnie jak na sportowca.

– Ślub był jednym z powodów zakończenia kariery, ale niejedynym. Treningi wiążą się z wyjazdami, co nie wpisywało mi się w plan założenia rodziny. Pojawiały się też kontuzje. Było mi szkoda kończyć, tym bardziej że przeskok ze sportu do korporacji nie był łatwy – inne godziny pracy, a zarobki dziesięć razy mniejsze niż w koszykówce – wspomina Daniel Blumczyński, członek zarządu i dyrektor ds. rozwoju sprzedaży i SMB w PayU, firmie, która jest operatorem płatności internetowych.

Koszykarz w biurze

Reżim treningowy był dla niego wyczerpujący, ale po kilku tygodniach przerwy głód wysiłku wracał. Tak było również po zakończeniu kariery.

– Po odpoczynku zaczyna brakować w życiu rutyny, zmęczenia i radości, która przychodzi po dobrze wykonanym treningu. Każdy wysiłek fizyczny wpływa na mnie bardzo pozytywnie, a zmiana trybu życia ze sportowego na biurowy była wyzwaniem. Wchodzenie na rynek pracy w wieku około 30 lat też nie jest łatwe. Znajomi, z którymi studiowałem, mieli już wtedy doświadczenie zawodowe, a ja dopiero zaczynałem. Dalsze odwlekanie tego kroku byłoby nierozsądne z perspektywy rozwoju zawodowego – tłumaczy Daniel Blumczyński.

Wspomina, że z pensji koszykarza na przełomie XX i XXI wieku dało się w Polsce dobrze żyć, ale na odłożenie czegoś na sportową emeryturę było już za mało.

– Na pewno byli zawodnicy, którzy mogli to zrobić, ale to jednostki. Dobry zawodnik mógł sobie pozwolić na zakup mieszkania i życie na wysokim poziomie, ale nie był w stanie odłożyć pieniędzy na wiele lat – mówi Daniel Blumczyński.

Ekonomia w teorii i praktyce

Jeszcze w czasie kariery koszykarskiej studiował na ówczesnej Akademii Ekonomicznej w Poznaniu.

– Studia ukończyłem w standardowym czasie, ale było to nie lada wyzwanie dla kogoś, kto trenuje zawodowo. Początkowo ubiegałem się o indywidualną organizację studiów, ale wtedy było to na tyle skomplikowane, że porzuciłem ten plan. Z niektórymi wykładowcami dało się porozumieć, ale z innymi nie. Studiowałem stacjonarnie i zdarzało mi się mieć nieobecności, ale na najważniejszych dla mnie zajęciach zawsze byłem. Przyjeżdżałem wtedy ze Szczecina do Poznania przynajmniej dwa razy w tygodniu. Musiałem być dobrze zorganizowany, bo przy takim trybie życia nie było miejsca na półśrodki i odpuszczanie – mówi Daniel Blumczyński.

Studia ekonomiczne ułatwiły obecnemu członkowi zarządu PayU zrozumienie mechanizmów rządzących gospodarką, ale nie nauczyły tego, co dała praca – czyli działania.

– Studia dają poczucie, że ma się wyższe wykształcenie, i zapewniają ogólną wiedzę o gospodarce. Po nich następuje zderzenie z pracą, która pozwala nauczyć się, jak przełożyć wiedzę na praktykę. Tak przynajmniej było w czasach, gdy ja kończyłem edukację. W wieku 30 lat uczyłem się wszystkiego od podstaw – przyznaje Daniel Blumczyński.

W ojczyźnie koszykówki – Stanach Zjednoczonych – popularne są stypendia, które gwarantują możliwość treningów i nauki.

– Kiedyś stypendium nie było tak popularne i dostępne jak obecnie. Przykład moich kolegów Piotra Szybilskiego i Macieja Zielińskiego [obaj w latach 90. wyjechali na pewien czas na uczelnie w USA – red.] pokazuje, że było to niesamowite doświadczenie, niemniej nie gwarantowało osiągnięcia sukcesu w USA – mówi menedżer.

Pasja z ojca na synów

Z koszykówką nie rozstał się na długo, bo po kilku latach kolega namówił go do gry na niższym poziomie rozgrywkowym.

– W życiu bym się na to nie zdecydował, gdyby nie to, że mój kolega Andrzej Kwaśniewski, trener gdańskiej drużyny, chciał, żebym pomógł zespołowi awansować z trzeciej do drugiej ligi. Potraktowałem to jako ciekawe wyzwanie, ale też zabawę. Obecnie gram amatorsko w trójmiejskiej lidze koszykówki – czasem raz w tygodniu, czasem rzadziej. Robię to dla przyjemności – mówi Daniel Blumczyński.

Podkreśla, że sport uczy pokory.

– Nie zawsze się wygrywa. Ważne jest przecież, do jakiego klubu się trafi, jak zostanie poprowadzony zespół, jak zagrają twoi koledzy. Pokora wiąże się też dla mnie z pewną nieustępliwością, walką i niepoddawaniem się, gdy coś nie idzie. Jeśli chcemy coś osiągnąć, trzeba na to ciężko pracować, a tego nic tak nie nauczy jak sport. Talent jest ważny, ale nie zastąpi setek godzin przepracowanych na parkiecie. Koszykówka uczy zespołowości, a jednocześnie kształtuje indywidualność. Sport uczy też wytrwałości i odporności na stres. Ważna jest umiejętność podnoszenia się z porażek, co przekłada się też na sukces w biznesie – wymienia Daniel Blumczyński.

Swoją pasję dzieli z synami, którzy zaczynają go doganiać zarówno jeśli chodzi o wzrost, jak i umiejętności koszykarskie.

– Moi synowie, bliźniacy, mają 15 lat i są tylko o kilka centymetrów niżsi ode mnie, a nadal rosną. Pewnie gdybym miał 210 cm wzrostu, byłoby mi łatwiej o stypendium w USA, ale ma to też swoje plusy. Przy 191 cm, które mierzę, łatwiej o zwinność i dobrą motorykę. Synowie w pewnym momencie sami dojrzeli do tego, że koszykówka może być dla nich ciekawa. Próbowali podobnie jak ja grać w piłkę nożną, trenować tenisa, ale koszykówka okazała się dla nich najciekawsza – mówi Daniel Blumczyński.

Jego zdaniem warsztat trenerski jest obecnie na dużo wyższym poziomie niż kiedyś. Lepsza jest też infrastruktura i istnieją rozwiązania systemowe, np. ścieżka dwutorowa rozwoju sportowca.

– Wciąż jednak potrzeba wiele pracy i pieniędzy, by podnieść poziom tej dyscypliny w Polsce. Świetną robotę robi Marcin Gortat wraz ze swoją fundacją i działa to świetnie – mówi członek zarządu PayU.

Daniel Blumczyński ma kilka rad dla młodych zawodników.

– Warto dogłębnie przemyśleć, czy chcemy swoje życie wiązać ze sportem wyczynowym i jaki może być plan B. Trenowanie jakiejkolwiek dyscypliny jest w mojej ocenie bezcennym doświadczeniem, ale może się skończyć w jednej chwili, np. przez kontuzję. Ważna jest ocena swoich realnych możliwości z perspektywy zawodowej kariery i tego, czym dysponujemy. O sukcesie decydują zdrowie, zdolności intelektualne, talent i gotowość do podjęcia ciężkiej pracy. Optymalnie jest to połączyć, a jeśli mamy gdzieś braki, to albo pracować nad nimi, albo odpuścić i skoncentrować się na aktywności, która może nas najlepiej rozwinąć – podsumowuje Daniel Blumczyński.