Na czwartek na godzinę 14.00 zaplanowano specjalne posiedzenie Rady Ministrów, na którym rząd przyjmie projekt ustawy budżetowej na 2026 r. Prace nad nim trwały do ostatniej chwili, a przedstawiciele rządu, z premierem Donaldem Tuskiem na czele, byli w tej sprawie wyjątkowo tajemniczy.
- Muszę być lojalny wobec ministra finansów Andrzeja Domańskiego, który jeszcze pracuje nad budżetem. Ale w czwartek wszystko będzie jasne - mówił premier w środę.
To, co już znamy, to założenia dotyczące stanu gospodarki w przyszłym roku, które były punktem wyjścia dla Ministerstwa Finansów. Według tych założeń wzrost PKB w przyszłym roku ma wynosić 3,5 proc., a średnioroczna inflacja spaść do 3,8 proc. Obie wielkości mają kluczowe znaczenie dla prognozy dochodów w budżecie, w tym z podatków pośrednich, zwłaszcza VAT. Ale dla deficytu budżetowego, na który uwagę zwraca rynek i inwestorzy kupujący polskie obligacje, istotne będą też wydatki.
Ile zabraknie?
Dobra wiadomość jest taka: jeśli chodzi o wydatki, to w przyszłym roku Ministerstwo Finansów nie będzie miało bólu głowy w związku z zapadaniem obligacji emitowanych w czasie pandemii przez Bank Gospodarstwa Krajowego i Polski Fundusz Rozwoju.
Rząd wydał w lipcu tego roku 16 mld zł na spłatę obligacji BGK, wcześniej w marcu spłata długu zaciągniętego przez PFR kosztowała 19 mld zł. W ten sposób wydatki, które wcześniej były poza budżetem, zostały włączone do rządowych rozliczeń. Na konieczność poniesienia tych nakładów i ich wpływ na wielkość deficytu w tym roku zwracał w środę uwagę minister Andrzej Domański.
Rzeczywiście, deficyt w tym roku jest wyjątkowo wysoki. W lipcu po 12 miesiącach (chodzi o tzw. dwunastomiesięczną sumę kroczącą) zbliżył się do 285 mld zł. To około 7 proc. PKB.
Zła wiadomość: główny rządowy plan wzięcia w karby deficytu, czyli dodatkowe miliardy dochodów z podwyżek niektórych podatków, właśnie się sypie. Prezydent Karol Nawrocki prezentuje tu nieprzejednane stanowisko i mówi nie podwyżkom podatków. Jednocześnie gospodarka będzie rosła, ale nie na tyle, by gwarantować tzw. wyrastanie z deficytu. Tym bardziej że rząd deklaruje dalszy wzrost nakładów w takich obszarach jak obronność.
- Patrząc na strukturę budżetu, a jednocześnie uwarunkowania ekonomiczne, w których budżet będzie realizowany, nie widać dużej przestrzeni na to, żeby przyszłoroczny deficyt miał być niższy od tegorocznego. Tempo wzrostu gospodarczego będzie niewiele powyżej tempa wzrostu neutralnego, a dodatkowo spadnie inflacja. Jednocześnie duża część wydatków budżetowych ma charakter sztywny, a z dotychczasowych deklaracji wynika, że rząd utrzyma choćby kurs w polityce społecznej – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
Utrzymanie relacji deficytu do PKB oznacza, że w projekcie ustawy budżetowej zobaczymy limit na poziomie zbliżonym do 290-300 mld zł. Dla porównania, limit na ten rok to 288,8 mld zł.
Szukanie dochodów będzie trudne
Rząd próbuje przyspieszyć proces wyrastania z deficytu, tym bardziej że obliguje go do tego jego własny plan budżetowo-strukturalny zaakceptowany przez Komisję Europejską. Konieczność przyjęcia takiego planu to bezpośredni skutek procedury nadmiernego deficytu, jaką jest objęta Polska.
Stąd na stole znalazło się już kilka propozycji zmian w podatkach, z których najważniejsza to zmiana w opodatkowaniu banków (obniżka stawki podatku bankowego przy jednoczesnej podwyżce stawki CIT dla sektora). W sumie wszystkie przedstawione przez MF zmiany w podatkach miały dać dodatkowe 10 mld zł. Z nieoficjalnych informacji PB uzyskanych w kręgach rządowych wynika jednak, że plan podatkowy Ministerstwa Finansów był dużo szerszy. Wśród rozważanych opcji była np. podwyżka opłaty od tzw. małpek, czyli sprzedaży wysokoprocentowego alkoholu w opakowaniach o małej pojemności.
Prezentacja tych rozwiązań została wstrzymana, bo rząd bacznie obserwuje poczynania prezydenta w odniesieniu do podwyżek podatków. Karol Nawrocki na środowej Radzie Gabinetowej wyraźnie podkreślił, że sprzeciwia się propozycjom podwyżek podatków przygotowanym przez rząd na przyszły rok. Jego zdaniem rozkładanie zobowiązań budżetowych na kolejne grupy społeczne jest nieakceptowalne, a rząd powinien skupić się na uszczelnieniu systemu podatkowego.
- Teraz trzeba się zastanowić, czy warto przedstawiać pomysły, które nie mają szansy obowiązywać – mówi nasze źródło z rządu.
Prezydent: deficyt budżetu to sygnał alarmowy
Zapowiadając weto w sprawach podatkowych, prezydent jednym tchem mówił w środę o swojej trosce o stan finansów publicznych. To był zresztą jeden z trzech tematów Rady Gabinetowej. Zdaniem Karola Nawrockiego głównym źródłem złego stanu finansów publicznych są wielomiliardowe ubytki w dochodach podatkowych. Prezydent przytoczył ponownie (wcześniej mówił o tym w kampanii wyborczej) wyliczenia, zgodnie z którymi straty z tytułu VAT wynoszą 35 mld zł, z akcyzy 5,5 mld, a z CIT 4,5 mld zł.
- To w sumie daje 45 mld zł - powiedział prezydent, dodając, że te dane są „rzeczą głęboko niepokojącą”.
- Gdy się czyta, że mamy 150 mld zł deficytu, to dla mnie jako dla prezydenta jest to jasny sygnał alarmowy, że coś jest nie tak - stwierdził Karol Nawrocki.
Po posiedzeniu Rady szef Kancelarii Prezydenta Zbigniew Bogucki poinformował, że przyszłoroczny budżet nie był jednak przedmiotem obrad.
- Te kwestie nie były szczegółowo omawiane. Prezydent będzie jeszcze o nie dopytywał, by pracować na konkretnych dokumentach i na podstawie danych. To, jak będzie wyglądał budżet, jest bardzo ważne – stwierdził minister.
Premier: banki powinny się podzielić
Z wypowiedzi premiera Donalda Tuska wynika, że rząd nie zamierza rezygnować z już przedstawionych propozycji podatkowych. A wysoki deficyt, z jakim obecnie mamy do czynienia, to m.in. efekt zwiększonych wydatków rozwojowych, ale także wzrostu wydatków na obronę.
- W przyszłym roku wydamy prawie 200 mld zł na bezpieczeństwo i obronność. Nie muszę chyba informować o kolosalnej różnicy w wydatkach na obronę w porównaniu z naszymi poprzednikami. Nasz wysiłek jest większy o 50, 70, a czasami nawet o 100 proc. — mówił Donald Tusk w czasie Rady Gabinetowej.
Odnosząc się do zapowiedzi prezydenta, że będzie blokował podwyżki podatków, szef rządu zwrócił uwagę, że wśród propozycji podatkowych najwięcej miały przynieść zmiany w opodatkowaniu banków. Zgodnie z propozycją Ministerstwa Finansów miała nastąpić obniżka podatku bankowego przy radykalnym wzroście stawki CIT, jaką miałyby płacić banki.
- Zaproponowaliśmy, żeby to banki pokryły duże potrzeby społeczne. Mają rekordowe wyniki, a wydatki społeczne mamy bardzo wysokie na tle Europy. Nie muszę tłumaczyć, jaki skutek dla finansów publicznych miała zamiana 500 plus na 800 plus, dlatego czasem trzeba szukać dodatkowych źródeł finansowania. Nigdy nie spodziewałem się, że wrażliwość społeczna pana prezydenta będzie dotyczyła banków, które mają tak wysokie zyski. Wypadałoby podzielić się tymi pieniędzmi. Mam nadzieję, że prezydent jeszcze przemyśli swoją zapowiedź weta - powiedział Donald Tusk.
