Absolutnie nie mogło być mowy o powtórzeniu sprzed roku np. takiego demonstracyjnego gestu jak zbiorowa podróż Rady Ministrów porannym pociągiem IC Polonia z Warszawy na wyjazdowe posiedzenie w Katowicach oraz bardzo liczny udział w panelach EKG. W ogóle nie wchodził w grę również prestiżowy występ inauguracyjny Ursuli von der Leyen, która rok temu przed wyborami do Parlamentu Europejskiego prowadziła w wielu państwach unijnych osobistą kampanię – dość skuteczną, jako że wywalczyła drugą pięciolatkę na stanowisku przewodniczącej Komisji Europejskiej.
Katowicki event w tym roku odtwarza jednak inny samograj podkreślający jego europejskość. Odbywa się przecież w okresie polskiej prezydencji w legislacyjnej Radzie UE. Rządowe hasło przewodnie całego półrocza brzmi „Bezpieczeństwo, Europo!”, zaś organizatorzy trzydniowego XVII EKG przetworzyli je na wersję „Razem dla bezpiecznej przyszłości”. Przy czym zachowali pewien wkład autorski, albowiem już rok temu energetyka – która przez lata była naturalnym głównym wątkiem EKG – ustąpiła właśnie bezpieczeństwu. Od napadu Rosji na Ukrainę w 2022 r. nikt przecież nie mógł już udawać, że wszystko pozostaje jak dawniej.
W obecnym półroczu gdzie tylko otworzy się lodówkę jakiegoś gospodarczo-polityczno-społecznego eventu, to wyskakuje z niej prezydencja. Najczęściej z pompatyczną przesadą rozumiana błędnie w zakresie realnych możliwości, jakie w ogóle ma unijne państwo – ta wada absolutnie nie dotyczy tylko Polski – przejmujące na pół roku stery w jednym z unijnych organów. Organie, co warto dodać, zaledwie czwartym w decyzyjnej hierarchii. Już kilka razy przypominałem, że polscy ministrowie kierują obecnie obradami drugiej izby legislacyjnej o randze traktatowej odpowiadającej polskiemu Senatowi – i niczym więcej.
Oceny polskiej prezydencji naturalnie wywołują ogromną polaryzację krajowej klasy politycznej. Dlatego dosyć ciekawe było usłyszenie podczas EKG – ale nie w jednym panelu, lecz punktach zupełnie odrębnych – w znacznym stopniu zgodnych ocen reprezentantów dwóch światów. Magdalena Sobkowiak-Czarnecka, która jako wiceministra ds. europejskich spina organizacyjnie wszystkie sznurki polskiego przewodnictwa, z definicji oczywiście wychwala nasze historyczne dokonania w UE. Rządowa samoocena ewoluuje – przy zachowaniu wszelkich proporcji – jak samouwielbienie Donalda Trumpa. Odnosząc się do zapoczątkowania dzięki polskim wysiłkom bardzo niewdzięcznej w UE deregulacji wiceministra zauważyła, że najtrudniejsze jest przełamywanie mentalności decydentów i urzędników, którzy przez lata sami wprowadzali nadmierne regulacje. Opór jest zrozumiały, albowiem autorzy przepisów obiektywnie wręcz szkodliwych dla biznesu i generalnie obywateli UE są bardzo do nich przywiązani. Ponoć dzięki polskim wysiłkom nastąpiło odwrócenie takiego sposobu myślenia. Obszary wymagające deregulacji wskazuje specjalna grupa robocza, która powstała właśnie na poziomie Rady UE.
Rządową tezę w innym punkcie EKG podtrzymał ważny reprezentant obecnej opozycji. Przez wiele lat doskonale poznał od podszewki mechanizmy unijnych gierek. Użył trudnych, ale bardzo merytorycznych określeń, które skopiowałem do tytułu. Czytelnika przeczucie nie myli – to były premier Mateusz Morawiecki, stały bywalec Europejskiego Kongresu Gospodarczego w rozmaitym charakterze. Przy czym jego teza była bardziej ostrożna od urzędowego optymizmu obecnej ekipy – deglobalizacja oczywiście już jest faktem, natomiast zmiana priorytetów Unii Europejskiej co najwyżej się rozpoczyna.