Koniec 2010 r. to jednocześnie koniec pierwszej dekady XXI wieku. Jakie było mijające dziesięciolecie dla polskiej gospodarki? Jeśli brać pod uwagę zamożność społeczeństwa – rewelacyjne. Ale była to też dekada obfitująca w skrajności. Przeżyliśmy dwa potężne światowe kryzysy i okres najwyższego wzrostu PKB w historii wolnego rynku. Odnosiliśmy ogromne sukcesy, ale nie uchroniliśmy się od niebezpiecznych zaniechań.






Wzrost gospodarczy przełożył się na poziom życia obywateli. Liczba samochodów osobowych wzrosła przez dziesięć lat z 10 mln (0,8 samochodu na rodzinę) do ponad 16 mln (1,2 samochodu), a liczba telewizorów potroiła się – dziś jest ich w Polsce prawie 18 mln (1,4 telewizora na rodzinę). Grono abonentów telefonii komórkowej powiększyło się prawie siedmiokrotnie (z 6,7 mln do 44,1 mln) – w przeciętnej rodzinie mamy 3,3 telefonu (prywatne i służbowe). Nawet do kina chodzimy częściej. Obecnie kupujemy rocznie 35 mln biletów – o 14 mln więcej niż w 2000 r.
Łatwy dostęp do kredytu, a zwłaszcza (od połowy dekady) kredytu walutowego, sprawił, że Polacy ruszyli do banków po pieniądze. Zadłużenie gospodarstw domowych wzrosło do 293 mld zł z 62 mld zł na początku dekady. Dług firm powiększył się ze 116 mld zł do 207 mld zł.
Na masową skalę zaczął pożyczać na rynku rząd. Dług publiczny wzrósł przez dziesięć lat z 280,3 mld zł do około 780 mld zł. W relacji do PKB zadłużenie wzrosło z 40,2 proc. do 55,5 proc. (według najnowszej prognozy Komisji Europejskiej).
Więcej w poniedziałkowym "Pulsie Biznesu"