Delegatury wezmą prywatyzację
Na dwa miesiące przed wprowadzeniem nowego podziału administracyjnego nadal nie wiadomo, kto dokończy prywatyzacje rozpoczęte w dawnych województwach.
Po wejściu w życie reformy administracyjnej, prywatyzacją przedsiębiorstw państwowych, dla których organem założycielskim jest wojewoda likwidowanego województwa, zajmie się wojewoda jednego z 16 nowo utworzonych województw, w którego obszarze administracyjnym znajdzie się przekształcana firma.
Dziś wiadomo tyle, że do połowy listopada Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji powinno opracować zasady tworzenia delegatur urzędów wojewódzkich, które zajmą się m.in. prywatyzacją firm z obszaru starych województw.
Urzędy dokończą
Za dokończenie już rozpoczętych procesów prywatyzacyjnych mają odpowiadać prawdopodobnie delegatury urzędów wojewódzkich, które będą działać w dawnych siedzibach wojewodów. Na razie wojewodowie zastanawiają się nad ich utworzeniem i formą pracy.
— Decyzja o powołaniu delegatur będzie należała do MSWiA oraz delegata rządu, który zajmie się wprowadzaniem w życie nowych zasad administrowania regionem — powiedział Włodzimierz Wilkanowicz, zastępca dyrektora Wydziału Gospodarki i Rolnictwa w UW w Poznaniu.
W rękach wojewody
Nie wiadomo, jaki zakres kompetencji otrzymają delegatury w prywatyzowaniu firm, które jeszcze nie rozpoczęły przekształceń.
— W zależności od wyznaczonego przez wojewodę zakresu działań, delegatury będą tylko przygotowywać przedsiębiorstwa do przekształcenia lub poprowadzą proces od początku do końca — mówi Emilia Szymańska, dyrektor w kaliskim Urzędzie Wojewódzkim.
Sprawa jest prostsza w sytuacji, kiedy wszystkie przedsiębiorstwa znajdą się w granicach jednego województwa. Pracownicy likwidowanych urzędów odpowiedzialni za prywatyzację liczą, że będą mogli dokończyć rozpoczęte przekształcenia również w firmach, które ze względu na położenie geograficzne będą działały w granicach województw trzecich.
— Jeszcze nie wiadomo, kto dokończy przekształcenia kilku firm, które znajdą się w regionie zachodnio-pomorskim i wielkopolskim, a nie w lubuskim — martwi się Mirosław Marcinkiewicz, dyrektor generalny Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie.