Dom Polski — prawie bez zarzutu
Warszawski Dom Polski jest restauracją, którą można z czystym sumieniem polecić ludziom biznesu. Lokal stwarza zarówno możliwość przeprowadzenia przy dobrym obiedzie rozmów z kontrahentem, jak i zaprezentowania gościom z zagranicy naszych najlepszych kulinarnych tradycji.
Samo usytuowanie restauracji w stylowej willi, dyskretnie schowanej w ogrodzie przy jednej z ulic warszawskiej Saskiej Kępy, wskazuje, że jej właścicielom zależy na nadaniu lokalowi elitarnego charakteru. W tych staraniach posunęli się moim zdaniem cokolwiek za daleko, ponieważ z ulicy trudno nawet dostrzec szyld Domu Polskiego.
Wnętrze to kilka bardziej lub mniej kameralnych sal, urządzonych na wzór jadalni w dobrych, przedwojennych polskich domach. Za umiejętne kreowanie nastroju menedżerom należy się plus.
Jakość kuchni tej warszawskiej restauracji również nawiązuje do najlepszych polskich tradycji. Wybór dań naprawdę duży, a wszystko, czego skosztowałam, jest przynajmniej dobre.
Spośród przystawek warto polecić talerz pasztetów z zająca, królika i gęsi. Uwaga: porcja jest olbrzymia i tak smaczna, że już przystawką można zaspokoić głód. Niezły i typowo polski jest także śledź marynowany z cebulką i pieczonymi ziemniakami. Warto spróbować także tatara z polędwicy wołowej.
Zupy stanowią nieco słabszy punkt menu. Barszcz ukraiński jest przeciętny, zaś zachwalany jako chluba restauracji żur na prawdziwkach to ani żur, ani zupa grzybowa.
Dania główne bez zarzutu. Wiejska kaczka w sosie owocowym — po prostu świetna, podobnie jej dzika kuzynka w konfiturze z wiśni. Warto polecić także jagnięcinę w sosie rozmarynowym — doskonała.
Po daniach głównych Domu Polskiego niewiele miejsca w żołądku zostaje na desery. Warto jednak choćby skosztować tortu czekoladowego z orzechami i kamakowego. Niezła jest także sałatka owocowa, której oryginalności dodaje polewa, jakiej nie miałam okazji skosztować gdzie indziej.
Obsługa bardzo uprzejma i dość kompetentna. O ile kelnerom trudno cokolwiek zarzucić, o tyle niewątpliwą przyjemność wizyty w tej restauracji popsuł mi i moim gościom jeden z kierowników sali, który dopadł nas przy szatni z pytaniem „czy państwo już uregulowali rachunek?”. No cóż, w końcu to Dom Polski.