Dom wyostrzonego smaku

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2016-04-28 22:00

To tu, w kuchni pełnej niespodzianek, wymyślą barszcz na nowo. W gościnie u Simona Smitha, prezesa Nestlé, można liczyć na świeże Nespresso w towarzystwie wesołych czworonogów.

Oto i on — jeden z międzynarodowych koncernów wyznaczających korporacyjne standardy na świecie. Miliardy dolarów przychodów ze sprzedaży barszczu w proszku, wafli w czekoladzie i psich chrupek w panierce. Ale Nestlé w Polsce już adresem nowej głównej siedziby pokazuje, że w wewnętrznym życiu szuka równowagi między korposznytem a konsumentami, oczekującymi ludzkiej twarzy wielkiej marki. — O nie, to nie jest już „Mordor” — podkreśla żartobliwie Simon Smith, prezes Nestlé w Polsce. Bo adres niby Domaniewska, jednak biurowiec stoi na jej dalszym odcinku, poza okiem mordorowego cyklonu. Niewysoki, zgrabny, ultranowoczesny — wypisz, wymaluj: Nestlé House.

Simona Smitha
Marek Wiśniewski

Próbowanie na ekranie

Na parterze jest jego najmilsza dla większości pracowników część: dostępny dla każdego sklep z całym bogactwem producenta m.in. KitKatów. Po okazyjnych cenach można tu kupić także produkty niedostępne gdzie indziej w Polsce, np. szwajcarskie czekolady lub włoskie przysmaki Perugina. Parter kryje też wiele innych organoleptycznych niespodzianek, np. designersko urządzoną salę z ekspozycją ekspresów i kaw Nespresso.

— Nasi kontrahenci i szefowie kuchni przyjeżdżają tu na warsztaty kawowe — tłumaczy Simon Smith. Kilka kroków dalej są sale przypominające bardziej szkolne stołówki niż wygodne salony. Ale i tu zmysły odgrywają najważniejszą rolę — to miejsca, w których testerzy smakują produkty wychodzące z pobliskiej pokaźnej kuchni. Tacka z próbkami wysuwa się z okienka, smakosze przez kilka godzin opisują je w komputerowych ankietach. Kawosze nie są gorsi — przy okrągłym stole mają nawet… spluwaczki.

Święto szczęścia

— Dzień dobry pani Heniu, dzień dobry panie Jerzy — woła prezes na progu kuchni, witając dwie najważniejsze osoby, które dbają, by Polakom barszcz Winiary smakował nie tylko na święta. Kuchenny duet ma pełne ręce roboty — właśnie powstają przepisy na tegoroczne święta… Bożego Narodzenia. Zapachy z kuchni wyostrzają apetyt na to, co będzie się działo w nieodległej kantynie. Ta jest na ukończeniu i już można zgadywać, że zdetronizuje sklepik — osią przytulnego wystroju przestronnych wnętrz jest sufit gęsto upstrzony pokaźnymi wiklinowymi kloszami. Co ważne, większość mebli w Nestlé House to robota polskiego dostawcy — JFM.

— Jesteśmy wszyscy w jednym budynku Nestlé House dopiero od stycznia. Wcześniej pracownicy i oddziały Nestlé w Warszawie byli w pięciu różnych miejscach. Teraz wreszcie spotykam ludzi, których na co dzień nie widziałem. Przestrzeń podzieliliśmy między open space oraz małe i duże sale spotkań. To świetnie zdaje egzamin, ludzie są szczęśliwsi, lepiej się komunikują — twierdzi Simon Smith.

Gra o harmonię

W swoim gabinecie — nie licząc grafiki, na której pozuje w scenografii rodem z serialu „Gra o tron” — postawił na harmonię i przewidywalność.

— Dlaczego nie mam osobistych pamiątek? Teraz jest mi tu dobrze i nie chcę niczego zmieniać, żeby nie zepsuć tego stanu — twierdzi prezes. Za to za przeszklonymi ścianami jego gabinetu kuszą kolorowe pejzaże: fototapety ze zdjęciami Tatr i malowniczo położoną szwajcarską centralą Nestlé. Są też grafiki i akwarele autorstwa asystentki prezesa (absolwentki ASP) i jej rodziny. Niczego sobie, bo to familia, której głową jest autor kultowego logotypu CPN. W Nestlé kultowe powoli robią się bramki, strzegące wejścia na każdym piętrze. Ich szczęki kłapią bowiem w dość niekontrolowany sposób. Ot, choroba wieku dziecięcego.

— Za jakiś czas zrobimy ankietę wśród 700 pracowników w Nestlé House, żeby się dowiedzieć, co nie zdaje egzaminu, co można ulepszyć, poprawić — zaznacza Simon Smith.

Psa urok

W Nestlé House jest miejsce, które na własne oczy chce zobaczyć niemal każdy gość. To część zajmowana przez pracowników Nestlé Purina, producenta żywności dla zwierząt, którzy mogą przychodzić do pracy ze swoimi czworonogami. Na co dzień w Purinie przebywają 3-4 psy. Każdy ma odpowiednie badania, paszport, legowisko i wchodzi specjalnym wejściem. Dziś to zgrana paczka — każdy ma już swoje terytorium i ulubionych pracowników. A ci nie traktują psów w korporacji jak kaprysu Nestlé. Koncern wprowadził bowiem psią akcję po tym, jak udowodniono, że obecność czworonogów łagodzi biurowe obyczaje i powoduje, że pracownicy lepiej sobie radzą ze stresem, a jednocześnie pracują efektywniej. Ot, pieskie życie w korporacji.

Kula w biegu

Prezes z dumą pokazuje szafki i prysznice dla rowerzystów i salę pełną cyfrowych błyskotek, wykorzystywaną przez marketingowców. Prowadzi też na poziom, na którym wśród reprodukcji dawnych kampanii reklamowych marek Nestlé w Polsce rozmieszczono kilkanaście sal konferencyjnych. Przy wyjściu żegna gościa ekspozycja z rurkami z pleksi wypełniona kulkami. Jest na niej podziałka na dni każdego miesiąca. Biała kulka oznacza dzień bez wypadku, żółta (są ledwie dwie) — to wypadek przy pracy w którymś z rozsianych po Polsce zakładów Nestlé. W korporacyjnym pędzie za zyskiem jedna zasada pozostaje niezmienna: biegnie się do stanu, gdy w pleksi gości jedynie biel. &