Dotrwanie do wakacji jest bardzo wątpliwe

Jacek Zalewski
opublikowano: 2006-09-04 00:00

Po sobotniej klęsce reprezentacji Polski z Finlandią pisanie o rządowej klasie w konwencji piłkarskiej zakrawa na masochizm. Mimo to ją zachowamy, albowiem znakomicie ilustruje ona zjawiska w poprzednim roku szkolnym i pozwala snuć prognozy na rozpoczynający się.

Na początku roku 2005/06 odbył się konkurs na dyrektora szkoły, w którym po zaciętej rywalizacji zwyciężył Leszek (na rysunku — w stroju sędziowskim). Do dzisiaj trudno w to uwierzyć, ale niemal w tym samym czasie — dzięki wygraniu przetargu — trenerem rządowej klasy został jego starszy o 45 minut (akurat tyle, ile trwa lekcja) brat Jarek. Uczniom bliźniacy nadal się mylą, dlatego mówiąc „dzień dobry” nie bardzo oni wiedzą, któremu się kłaniają. Na wszelki wypadek — bardzo nisko, bo nie wiadomo, który brat jest ważniejszy. Przecież zaraz po wygraniu konkursu dyrektor stanął na baczność i głośno zadeklarował: „Panie trenerze, melduję wykonanie zadania!”.

Trener Jarek niespodziewanie obsadził na funkcji gospodarza i zarazem kapitana klasowej drużyny Kazika. Pierwotnie był on przewidywany jako zwykły gracz, ale w nową rolę wczuł się doskonale. Bez przerwy opowiadał, jak świetnie jego drużyna gra i ile już odniosła zwycięstw. Publiczność wytężała wzrok, ale owych sukcesów nie dostrzegała. Kazio zapamiętywał się w indywidualnych żonglerkach, a najlepiej wychodziły mu popisy na studniówce. Zniecierpliwiony tym dyrektor raz miał już na końcu języka rozwiązanie całej klasy i ogłoszenie nowego przetargu, ale się wstrzymał.

Od decyzji odwiódł go brat trener, który uznał że problemem jest za krótka ławka i wystarczy wzmocnić drużynę o Jędrka i Romka. Oba transfery nie spodobały się kapitanowi, który zorientował się, że nowi robią to samo co on — czyli grają pod publiczkę, przy czym Romek trzyma się prawej strony trybun, a Jędrek lewej. Również trener Jarek zauważył, że dyscyplina klasy się rozłazi i na początku wakacji — gdy Kazio myślał, że otrzymał promocję jako prymus — nagle zdjął z boiska nie radzącego sobie kapitana i sam założył jego opaskę.

Pod wodzą grającego trenera rządowa klasa nie tylko nie stała się zespołem, lecz jeszcze bardziej się podzieliła. Jędrek i Romek dla kamuflażu zakładają jednolite stroje, ale wypuszczają spod nich własne podkoszulki i są coraz bardziej łasi na brawa widowni. Właściwie jedynym celem, naprawdę łączącym ich z trenerem Jarkiem, jest wmawianie przeciwnikom fauli i domaganie się karnych. O tak, strzelanie karnych wszyscy uwielbiają. Co ciekawe i raczej niespotykane na boiskach — także sami siebie wzajemnie kopią po kostkach.

Z trzech sformułowanych przez klasyka Jacka Gmocha kanonów skutecznej gry w piłkę — destrukcja, konstrukcja i egzekucja — rządowa drużyna zdecydowanie najlepiej czuje się w destrukcji, planuje egzekucje, nie ma zaś pojęcia o konstrukcji. W tym stanie rzeczy bardzo wątpliwe, czy tak skłócona klasa dotrwa do końca roku szkolnego 2006/07. Zapewne zostanie rozwiązana przez dyrektora — jeśli nie zaliczy pracy pisemnej z budżetu — lub sama podejmie decyzję o pójściu na zbiorowe wagary...