Najważniejszą przyczyną obniżania przez agencje ratingowe oceny perspektywy kredytowej Polski jest brak wiarygodnej strategii konsolidacji fiskalnej co najmniej do wyborów parlamentarnych w 2027 r. Całkowitą mrzonką jest natomiast w Polsce perspektywa konsolidacji politycznej. Absolutnie nieukrywanym celem prezydenta Karola Nawrockiego jest wysadzenie rządu premiera Donalda Tuska bez czekania do wyborów na jesieni 2027 r. Stała konfrontacja paraliżuje legislację oraz zarządzanie państwem. Marna pociecha, że w niechlubnej klasyfikacji nie jesteśmy liderami, rekordy rozkładu władzy obecnie bije Francja. Na całe szczęście oba polskie ośrodki decyzyjne nie różnią się w ocenie napadu Rosji na Ukrainę oraz eskalowania prowokacji na nasze terytorium.
Najnowszym polem konfrontacji staje się udział polskiej ekipy w 80. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Wizerunkowo będzie w Nowym Jorku raczej normalnie, kierownikiem delegacji i przemawiającym jest głowa państwa, szef MSZ siedzi za nim. Poza salą obrad Karol Nawrocki i Radosław Sikorski będą odrębnie antyszambrowali, starając się spotkać z kim się da. Proceduralny wstęp do sesji ONZ wyszedł jednak beznadziejnie. Oto na pokładzie sobotniego prezydenckiego wojskowego kursu PLF101 nie było ministra, doleciał w niedzielę rejsem LOT. Żenadą stała się publiczna wymiana pretensji między prezydenckim sekretarzem Marcinem Przydaczem a ministerialnym rzecznikiem Pawłem Wrońskim – wersja kto nie zaprosił przeciwko wersji kto nie poprosił o zaproszenie. W każdym razie wieloletnia normalność została złamana.
Przypomnę wojskową instrukcję HEAD z 2018 r., regulującą loty z najważniejszymi osobami w państwie. §22 pkt 2 wyklucza wspólną obecność na pokładzie prezydenta i marszałka Sejmu, a także prezydenta i premiera. Na poziomie rządowym – premiera i wszystkich wicepremierów. Z przepisu o wzajemnych wykluczeniach wynika, że para Nawrocki – Sikorski byłaby całkowicie dopuszczalna. No tak, ale prezydent tym razem zabrał do Ameryki małżonkę i w B-737 zajęli salonkę. Po dokonanych przez rząd PiS wielomiliardowych zakupach flota 1. Bazy Lotnictwa Transportowego obejmuje aż pięć samolotów. Dwa to niewielkie Gulfstreamy 550, zaś trzy to specjalnie zaaranżowane Boeingi 737. Trzeba też pamiętać, że MON wciąż przedłuża dzierżawienie od PLL LOT pomalowanych również biało-czerwono dwóch Embraerów 175, obsługiwanych przez załogi cywilne. Razem wychodzi zarządzanie aż siedmioma rządowo-prezydenckimi długodystansowymi maszynami! Tupolewy 154M do 2010 r. były dwa, z których jeden zwykle remontowany w Rosji…
Nadmiar samolotów dla wierchuszki państwa powoduje wypaczenia i roztrwanianie budżetu. §17 pkt 12 instrukcji HEAD stanowi: „Do zabezpieczenia lotu z najważniejszymi osobami w państwie wyznacza się dwa statki powietrzne – zasadniczy i zapasowy”. Instrukcja ani jednym słowem nie wskazuje, że ten zapasowy ma… lecieć! Oczywistością jest pozostawanie rezerwy na Okęciu w stałej gotowości startowej. W epoce Andrzeja Dudy bez żadnego trybu wprowadzono jednak absurd, który teraz kopiuje Karol Nawrocki. Oto w wyprawach na inne kontynenty (na terenie Europy takie jaśniepańskie rozpasanie na szczęście nie występuje) w ślad za B-737 z prezydentem leci w niewielkim odstępie czasowym… taki sam drugi! Na pusto, chociaż dla zachowania pozorów siadają tam członkowie orszaku czy nawet akredytowane media. W sobotę samolot numer 0112 „Ignacy Jan Paderewski” doleciał z Warszawy do portu Newark jednym skokiem (ma powiększone zbiorniki paliwa), natomiast rezerwowy 0110 „Józef Piłsudski” po drodze musiał siadać w bazie Keflavik na Islandii, bo ten egzemplarz akurat nie ma większych zbiorników. Powrót przebiegnie identycznie. Pytanie retoryczne – czy szef MSZ bez uszczerbku dla ministerialnego ego nie mógłby polecieć choćby tym drugim, skoro na pokładzie głównej maszyny okazał się niechciany?