W środę w zarządzie Orlenu doszło do kadrowego przewrotu. Rada nadzorcza największej polskiej firmy odwołała ze stanowiska Magdalenę Bartoś, wiceprezeskę do spraw finansowych, i Artura Osuchowskiego, wiceprezesa do spraw zrównoważonego rozwoju i transformacji energetycznej. W komunikacie spółki nie podano przyczyn decyzji rady.
Możliwość przeprowadzenia zmian w zarządzie Orlenu zasugerował we wtorkowym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Wojciech Balczun, minister aktywów państwowych. Informacje o możliwości odwołania Artura Osuchowskiego pojawiały się już wcześniej, jeszcze przed rekonstrukcją rządu. Zanim to się stało, wiceprezesowi odebrano nadzór nad obszarem energetyki w koncernie.
Obie odwołane dziś osoby dołączyły do zarządu spółki, kiedy prezesem był już Ireneusz Fąfara. Magdalena Bartoś wiceprezeską była od maja 2024 r. Wcześniej zarządzała finansami w wielu firmach. W latach 2014-16 pracowała jako dyrektor zarządzająca ds. ekonomiczno-finansowych w Polskiej Grupie Energetycznej. Pracowała też wcześniej w Orlenie. W latach 2007-09, po przejęciu przez polski koncern rafinerii w litewskich Możejkach, była zastępcą dyrektora finansowego zarządzającej rafinerią spółki Mazeikiu Nafta.
Artur Osuchowski do zarządu Orlenu wszedł w czerwcu 2024 r. Wcześniej był związany m.in. z Ciechem, gdzie w latach 2008-19 był członkiem zarządu.
Kurs spółki zareagował spadkiem na informację o zmianach w zarządzie. Sesję zakończył na poziomie o 3,3 proc. od kursu odniesienia.
– Nie znając powodów odwołania członków zarządu, rynek widzi ryzyko zmian na gorsze – komentuje Łukasz Prokopiuk, analityk Domu Maklerskiego BOŚ.
Decyzja rady nadzorczej Orlenu to już drugi przypadek zmian personalnych, od kiedy nadzór nad spółkami z udziałem Skarbu Państwa przejął nowy minister. Na początku sierpnia z funkcji prezes PZU odwołany został Andrzej Klesyk, a następnie ogłoszono konkurs na nowego prezesa. We wtorkowym wywiadzie Wojciech Balczun wymienił także Grupę Azoty i Jastrzębską Spółkę Węglową jako znajdujące się na liście „trudnych priorytetów”. Zapewniał jednak, że nie należy spodziewać się „wielkiej rewolucji" kadrowej.
