Dziś nastał dzień wolny od podatku
ODDAJEMY ZA DUŻO: Praca w Polsce opodatkowana jest zbyt wysoko. Jednak jakikolwiek radykalny ruch wymusza zmianę całego systemu dochodów publicznych — mówi Krzysztof Dzierżawski z Centrum im. Adama Smitha. fot. Małgorzata Pstrągowska
Od dzisiaj to, co zarobimy, zostanie w naszej kieszeni. Świętujemy bowiem dzień wolności podatkowej. Już drugi rok z rzędu ta magiczna i — bardzo umowna — data przypada 16 czerwca.
Centrum im. Adama Smitha już po raz kolejny policzyło, do kiedy wszystko, co zarobimy, oddajemy fiskusowi w podatkach dochodowych, VAT, akcyzie, składkach na ZUS, składkach na fundusz pracy, podatku od nieruchomości, cle, a nawet wypłacie od zysku NBP. W sumie takich klęsk, jakie nawiedzają podatników i przez pół roku wyciągają im wszystkie zarobione przez nich pieniądze, jest 12.
W jaki sposób eksperci centrum przeprowadzają takie rachunki? Przez zestawienie wydatków publicznych z produktem krajowym brutto. W zeszłym roku udział wydatków w PKB wynosił 45,3 proc.
— Cała idea sprowadza się do tego, że jeżeli skoncentrujemy w jednej części roku wszystkie podatki i obciążenia, a w drugiej tylko wynagrodzenia netto podatnika, otrzymamy właśnie tę datę, wypadającą w Polsce mniej więcej po sześciu miesiącach — tłumaczy Andrzej Sadowski, szef Centrum im. Adama Smitha.
Dzień wolności nie jest polskim pomysłem. W większości krajów Europy obchodzony jest mniej więcej w tym samym czasie, co u nas. Amerykanie świętują wcześniej, bo w połowie maja.
Eksperci z Centrum im. Adama Smitha widzą sposób na to, byśmy byli wolni od fiskusa nieco wcześniej. Tym sposobem jest wprowadzenie podatku liniowego — jedna, niska stawka, bez ulg i przywilejów. Uważają ponadto, że zupełnie zbyteczny jest podatek od firm. Według Krzysztofa Dzierżawskiego z Centrum im. Adama Smitha, jego zniesienie wcale nie jest nierealne.
— To jest podatek, który przynosi państwu bardzo małe dochody i nawet znaczące obniżanie go nie wpłynie na finanse przedsiębiorstw. CIT zasługuje jedynie na zniesienie. I nawet jeżeli wydaje się to trudne do wyobrażenia, są przecież takie momenty w dziejach państw, gdy niemożliwe staje się możliwe — twierdzi Krzysztof Dzierżawski.