Poznajcie Grzegorza, menedżera znanego z efektywności, ale i wybuchowego charakteru, który obdarzył go przydomkiem Hulk. Jego eksplozje gniewu były wprawdzie krótkotrwałe, lecz destrukcyjne. Po każdym wybuchu Grzegorz doświadczał wstydu, który starał się ukoić przypomnieniem postaci Jezusa przewracającego stoły w świątyni – momentu, który postrzegał jako usprawiedliwienie dla swojego zachowania. Ten epizod był dla niego źródłem chwilowego pocieszenia, ale nie rozwiązywał problemu nadszarpniętych relacji z podwładnymi.
Historia Grzegorza nie jest odosobniona. Każdy zna liderów nieumiejących trzymać nerwów na wodzy, co prowadzi do konfliktów, zniechęcenia, a nawet demotywacji w ich zespołach, jednak przemiana, jakiej dokonał Grzegorz, może służyć jako cenna lekcja i źródło inspiracji dla wszystkich, którzy znajdują się w podobnej sytuacji. Co się działo z naszym bossem dalej?
Nie nakręcaj spirali gniewu
Podwładni Grzegorza, zmęczeni ciągłym ciśnieniem i nieprzewidywalnością jego reakcji, zaczęli odchodzić z pracy, rozsiewając po rynku pracy opowieści o trudnym charakterze swojego szefa. Ta sytuacja nie mogła trwać w nieskończoność. Przełożeni Grzegorza, zaniepokojeni rosnącą rotacją pracowników i negatywnymi opiniami, zdecydowali się interweniować, dając mu ultimatum – albo zacznie panować nad emocjami, albo będzie musiał szukać nowego zajęcia.
Chcąc sam zaradzić problemowi, Grzegorz zaczął eksperymentować z fizycznym ujściem dla swojej złości, wyładowując frustracje na worku bokserskim w domowej siłowni. Okładając go kijem bejsbolowym, wyrzucał z siebie wiązanki przekleństw. „Albo ekspresja, albo depresja” – próbował później wyjaśnić swoje dziwne działania coraz bardziej zaniepokojonej żonie. Ta metoda, choć pozornie skuteczna, w rzeczywistości jeszcze bardziej wzmacniała jego agresywne skłonności, a tym samym problemy w pracy. Co tu kryć, jego „seanse nienawiści” stały się intensywniejsze i częstsze niż wcześniej. Taki obrót spraw nie powinien być zaskoczeniem – liczne badania potwierdzają, że nawet samotne wyrażanie gniewu może faktycznie go zaostrzyć, zamiast łagodzić.
Zygmunt Freud uważał, że tłumiona wściekłość kumuluje się niczym para w szybkowarze, aż doprowadzi do ataku histerii lub agresji. Warunkiem zdrowia człowieka – twierdził – jest rozładowanie napięcia i odreagowywanie gniewu przez terapię. To przekonanie, nazywane koncepcją katharsis, zadomowiło się w popkulturze, o czym świadczy m.in. wiele filmów sugerujących, że trzeba „wyrzucić z siebie złe emocje” czy „uwolnić się od tego”. Na przykład w komedii „Depresja gangstera“ psychoterapeuta radzi granemu przez Roberta De Niro przestępcy, by w przypływie złości uderzał pięściami w poduszkę. Badania już dawno obaliły ideę oczyszczenia. Na potwierdzenie warto zacytować Carol Travis, amerykańską psycholog społeczną, która z właściwym sobie poczuciem humoru powiedziała w 1988 r.: „Z hipotezą katharsis trzeba skończyć raz na zawsze, nawet używając agresywnych metod”.
Przełom nastąpił, gdy Grzegorz trafił na dywanik do dyrektora generalnego, który dał mu ostatnie ostrzeżenie. Jeśli dotychczas miał nadzieję, że zarząd tylko straszy, teraz już wiedział, że to nie przelewki. Zdał też sobie sprawę, że metoda z workiem i kijem nie działa.
Wtedy zapisał się na szkolenie z zarządzania trudnymi emocjami, do którego dział HR przekonywał go od dawna, ale on sukcesywnie odmawiał. Na tych zajęciach dowiedział się o źródłach swojego gniewu, w tym o ewolucyjnym programie „walcz albo uciekaj”, który we współczesnym świecie często wywołuje nadmierne reakcje. Zrozumiał, że jego impulsywność może mieć korzenie w pradawnych instynktach obronnych, które w cywilizowanych czasach przynoszą więcej szkody niż pożytku.
Podczas szkolenia Grzegorz zapoznał się również z wpływem paranoi na społeczne postrzeganie zagrożeń. To kolejny katalizator gniewu. Kiedy inni zaliczają wpadki, mamy tendencję do przypisywania im złych intencji, natomiast własne potknięcia tłumaczymy czynnikami zewnętrznymi, jak brzydka pogoda, korek uliczny czy niezdrowa atmosfera w firmie. Zbyt łatwo przychodzi nam obarczanie odpowiedzialnością innych oraz stawianie ludzi w opozycji: „my, ci dobrzy” kontra „oni, źli”. Chociaż wtedy należałoby się zastanowić, czy przypadkiem to my nie jesteśmy po ciemnej stronie. O, proszę, stażystka nie wie, jak się obchodzić z drukarką! A może po prostu nie dostarczyliśmy jej klarownych instrukcji? Nie ma potrzeby od razu podnosić głosu, twierdząc, że nie umie nawet właściwie zrobić kawy.
Nawyki to następny element, który może wyzwalać gniew – jak uświadomił sobie Grzegorz podczas szkolenia. Według badań około 40 proc. z nas jest podatnych na częste poczucie irytacji. Przyzwyczailiśmy się reagować raptownie, nie dostrzegając w tym problemu ani wady. Jest jednak dobra wiadomość – nawyki można modyfikować, wystarczy tylko podjąć decyzję o zmianie. Trenerzy wspominali także o czynnikach biologicznych – hormonalne wstrząsy są szczególnie mocne po przekroczeniu 40. roku życia. A mówimy tu głównie o was, panowie.
I jeszcze posiadanie władzy – osoby na kierowniczych stanowiskach często pozwalają sobie na więcej, włącznie z atakami furii, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji utraty samokontroli. Wykazują również mniejszą empatię, a w skrajnych przypadkach nawet zachowania zbliżone do psychopatycznych, czując się jednocześnie nietykalni. Dotyczy to nawet tych, którzy przed awansem byli wcieleniami cnót moralnych. Jak stwierdził kiedyś Lord Acton, każda władza deprawuje. Choć psychologowie doprecyzowują, że liderzy na ogół kontrolują swoje impulsy, gdy są odpowiednio monitorowani.
Tylko spokój może nas uratować
Grzegorz podjął zdecydowane kroki w kierunku zmiany. Mimo że nie jest jeszcze wzorem spokoju, jego gniewne reakcje stały się rzadsze. Gdy jednak do nich dochodzi, potrafi szybko zrozumieć swój błąd i przeprosić za nie pracowników. Co więcej, organizuje spotkania, podczas których otwarcie mówi o swoich problemach z emocjami, wyrażając nadzieję, że kiedyś jego wewnętrzny Hulk przemieni się w Kapitana Amerykę. Podobnie jak Arystoteles wierzy, że „człowieka możemy mierzyć wielkością tego, co wyprowadza go z równowagi”. Ta maksyma pomaga mu zachować samodyscyplinę.
W procesie swojej transformacji Grzegorz zrozumiał, że najważniejszą decyzją w zarządzaniu gniewem jest wybór między szybką reakcją a powolną refleksją. Kiedyś twierdził, że trzeba skierować złość na właściwe tory, a zamiast służyć jako paliwo dla destrukcji, będzie motorem pozytywnych inicjatyw. Dzisiaj uważa, że tylko spokój prowadzi do konstruktywnego działania i trafnych decyzji. Jak go osiągnąć? Otóż nie tyle walką z własnymi demonami, ile dążeniem do tworzenia lepszych relacji z innymi. To podejście uchroniło naszego bohatera przed zwolnieniem, co więcej – przysporzyło mu sympatii wśród zatrudnionych, poprawiło ich morale, co przełożyło się na jeszcze większą efektywność menedżera. Nerwy zawsze są złym doradcą – powtarza. Ale co z postacią Jezusa wyrzucającego kupców ze świątyni? Teraz Grzegorz przypuszcza, że to nie był prawdziwy gniew, ale strategiczny performans. Poza tym przestał szukać wymówek i okoliczności łagodzących. Przejął pełną odpowiedzialność za swoje czyny.
Ewolucja Grzegorza nie jest łatwa ani szybka, ale ujawnia, że nawet najbardziej wybuchowy Hulk może nauczyć się panowania nad emocjami, dzięki czemu jako lider osiągnie więcej – podobnie jak ludzie i zespoły, którymi przewodzi.