ENERGETYCE GROZI FALA BANKRUCTW
Ratunkiem dla producentów energii mogą być podwyżki
NIE BĘDZIE REWOLUCJI: Jako nowy prezes PSE zamierzam dostosować politykę firmy i jej działalność do nowych warunków na rynku. Na pewno jednak w PSE nie będzie żadnej rewolucji — mówi Krzysztof Żmijewski, prezes zarządu Polskich Sieci Elektroenergetycznych. fot. Tomasz Zieliński
W 1999 roku polska energetyka zanotuje deficyt rzędu przynajmniej 2,5 mld zł. Dla części przedsiębiorstw branży oznacza to możliwość bankructwa. Ratunkiem dla nich może być podwyżka cen energii i równomierne rozłożenie deficytu na producentów, firmy przesyłające i sprzedające energię.
— Przez kilka kolejnych lat, nie biorąc pod uwagę podatku VAT, cena energii elektrycznej rosła wolniej niż inflacja. W rezultacie w branży energetycznej pojawił się deficyt, który z roku na rok rośnie — mówi Krzysztof Żmijewski, prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych.
— W tej chwili przedsiębiorstwa energetyczne znajdują się na skraju bankructwa. Nawet jeżeli w przyszłym roku Urząd Regulacji Energetyki uzna za uzasadniony 13-proc., czyli maksymalny dozwolony przez rząd, wzrost cen energii, deficyt w branży utrzyma się na poziomie 2,5 mld zł. To nadal będzie dużo, ale dzięki kolejnym podwyżkom cen prądu w ciągu kilku lat energetyka mogłaby wyjść z dołka. Teraz najważniejsze jest, by ten deficyt rozłożył się równo między firmy wytwarzające, przesyłające i sprzedające energię elektryczną. Przerzucenie strat tylko na PSE czy zakłady dystrybucyjne spowoduje, że nie podołają one takiemu obciążeniu — tłumaczy prezes Żmijewski.
Straty nie powstały — zdaniem prezesa PSE — z powodu opóźnień w prywatyzacji polskiej energetyki.
— Nie można było zacząć tego procesu wcześniej. Najpierw trzeba było stworzyć ogólne zasady działania rynku energii — dodaje prezes Żmijewski.
Sprzedaż bez pośredników
Krzysztof Żmijewski obawia się także nieuczciwej konkurencji ze strony niektórych firm, które od 1 stycznia zaczną sprzedawać energię bez pośrednictwa PSE. Koncesję na sprzedaż energii, oprócz 33 zakładów elektroenergetycznych, dostało bowiem ponad 50 prywatnych firm.
— Konkurenci zechcą zarobić na handlu energią, nie ponosząc kosztów modernizacji elektrowni. Koszty te poniosą za to państwowe zakłady dystrybucyjne i PSE, zobowiązane do tego kontraktami długoterminowymi. W rezultacie prywatni dystrybutorzy zaoferują tańszą energię, dzięki czemu zaczną wypierać z rynku zakłady elektroenergetyczne.
Prezes Żmijewski twierdzi, że realizacja kontraktów długoterminowych przez PSE stanie pod znakiem zapytania. PSE nie będą mogły zapłacić producentom za energię. To oznaczać będzie zerwanie kontraktów. W konsekwencji zdecydowanie obniży się wiarygodność polskiej energetyki, a elektrownie, pozbawione zabezpieczeń branych kredytów (w postaci kontraktów długoterminowych), nie będą mogły się modernizować i wreszcie upadną.
Intratne przesyłanie
Polskie Sieci Elektroenergetyczne nie obawiają się o swój los po utracie monopolu na obrót energią elektryczną.
— My nie zarabiamy na handlu energią. Sprzedajemy ją po takiej cenie, po jakiej kupujemy. Z chęcią oddamy w ręce konkurencji handel prądem. Sami zajmiemy się tym, co będzie nam przynosiło zyski, czyli przesyłem energii i jej tranzytem, na co pozwala nam korzystne położenie geograficzne naszego kraju — przyznaje prezes Żmijewski.
Rozwojowi tej właśnie działalności ma służyć podpisana w listopadzie umowa o współpracy między PSE a sieciami rosyjskimi. Także dlatego zbudowano połączenie energetyczne ze Słowacją i buduje się kolejne — ze Szwecją.
— W tej chwili w Polsce produkujemy więcej energii niż jej zużywamy. Dzięki temu będziemy mogli ją sprzedawać, na przykład na południe Europy, gdzie jej brakuje, jeśli zainwestujemy w rozbudowę wąskich gardeł, jakimi są połączenia z naszymi sąsiadami. Musimy modernizować nasz system przesyłowy, musimy być gotowi do udziału w europejskim rynku energii — rozważa Krzysztof Żmijewski.
Prywatyzacja nieunikniona
Zyski z przesyłu i tranzytu energii mogą pomóc zarządowi PSE w przygotowaniach spółki do prywatyzacji. Wprawdzie resort skarbu nie określił jeszcze jednoznacznie swego stanowiska w sprawie prywatyzacji PSE, jednak zarząd spółki ma świadomość, że prywatyzacja jest nieunikniona.
— Chcemy doprowadzić firmę do jak największej wartości rynkowej. Wcześniej czy później PSE będą sprywatyzowane. Opowiadamy się za prywatyzacją publiczną, czyli przez Giełdę Papierów Wartościowych. Żaden inwestor nie powinien stać się właścicielem większości akcji naszej spółki, bo wówczas miałby dominującą pozycję na rynku. Państwo nie powinno jednak zbywać swoich udziałów w PSE do końca. Powinno zachować na przykład „złotą akcję” — uważa Krzysztof Żmijewski.
PSE chcą również aktywnie uczestniczyć w tworzeniu giełdy energii w Polsce. Wolą być jednak administratorem tej instytucji niż uczestnikiem gry giełdowej.