W marcu tego roku pojawiła się plotka wywołana przez esemesy rozsyłane do różnych osób: „Jutro ogłoszą upadłość banku” — tu padła nazwa jednej z największych i najbardziej stabilnych instytucji finansowych w kraju. Pogłoska była kompletnie niewiarygodna, ale w sieci tu i ówdzie pojawiły się komentarze zaniepokojonych klientów. Skończyło się na strachu służb odpowiedzialnych za komunikację banku, który przeszedł przez próbę bez uszczerbku biznesowego i reputacyjnego.

Cała sprawa wyglądała na z góry ukartowaną, dlatego zajęła się nią prokuratura. Na wniosek banku. Podobna akcja omal nie wykończyła banku spółdzielczego w Ciechanowie, aczkolwiek podłoże do siania paniki wśród klienteli było zupełnie inne. W niedzielę i w poniedziałek mieszkańcy miasta i okolic zaczęli dostawać esemesy, że bank spółdzielczy upada. Plotka o tyle wiarygodna, że sytuacja BS Ciechanów od pewnego czasu nie jest najlepsza — bank, w związku z ponoszonymi stratami (-16 mln zł za 2015 r.) jest w trakcie programu naprawczego — a w ostatnich tygodniach nastąpiła kumulacja złych informacji.
Na początku miesiąca KNF nie zatwierdziła zgłoszonej kandydatury na prezesa banku. Potem nadzór zapowiedział wszczęcie procedury zmierzającej do ustanowienia zarządu komisarycznego. W miniony czwartek bank o zamiarach nadzoru powiadomił w komunikacie wysłanym na Catalyst, gdzie notowane są jego obligacje. Nie po raz pierwszy miało się okazać, że hasło „komisarz” wywołuje wśród deponentów instytucji finansowych nie mniejszy strach niż u krasnoarmiejców na froncie. Niemal równo rok temu boleśnie przekonał się o tym BS Wołomin, który doświadczył klasycznego szturmu na bank po wprowadzeniu zarządu komisarycznego.
Mieszkańcy mieli świeżo w pamięci, czym skończyła się taka operacja w upadłym niewiele wcześniej SKOK Wołomin. Bank zresztą również podzielił los kasy. W Ciechanowie również doszło do oblężenia kas i bankomatów banku. Szczyt paniki wystąpił we wtorek. Według naszych informacji klienci wypłacili z kont blisko 200 mln zł, czyli co piąty złoty przechowywany na lokatach w ciechanowskim banku (na koniec czerwca trzymał on na depozytach blisko 1 mld zł). Sprzyjała temu otwartość banku, w sensie dosłownym, ponieważ oddziały obsługiwały klientów do późnych godzin wieczornych.
Pieniądze, jak wynika z nieoficjalnych informacji, przenosiły do innych banków również samorządy, czemu trudno się dziwić po doświadczeniach z Wołomina, gdzie władze okolicznych miejscowości utopiły kilkadziesiąt milionów. Sprawa w Ciechanowie stała się na tyle poważna, że wczoraj po południu na wspólnym wystąpieniu szefowie NBP, KNF i BFG zapowiedzieli wszelką pomoc, by utrzymać płynność i wypłacalność banku. Podobną akcję bank centralny podjął w przypadku banku w Wołominie, tylko że wtedy podesłał pieniądze po cichu. Wspólne wystąpienie najważniejszych osób odpowiedzialnych za nadzór nad rynkiem finansowym obliczone było na uspokojenie nastrojów.
— W środę sytuacja się ustabilizowała i odpływ depozytów zelżał, w czym pomogła kampania wyjaśniająca i uspokajająca również z udziałem księży — mówi jeden z naszych rozmówców. Na stronie internetowej bank opublikował komunikat z prośbą o kontakt z infolinią w razie otrzymania niepokojącego esemesa. W sprawie plotki rozsyłanej esemesowo zawiadomił również prokuraturę. BS Ciechanów jest jednym z największych banków w sektorze spółdzielczym o bilansie 1,2 mld zł. Pierwsze półrocze zakończył stratą 4 mln zł. © Ⓟ