Oto Donald Tusk postanowił, że w roku 2022 Polska znajdzie się wśród dwudziestu najbogatszych krajów świata. Tak się składa, że doskonale pamiętam podobne zarządzenie towarzysza Edwarda Gierka, iż jesteśmy dziesiątą potęgą gospodarczą świata. Wkrótce po jego rewelacji nadszedł Sierpień 1980. Dzisiaj niczego podobnego nie wieszczę, ale obie wysokie pozycje na globalnej drabince — nieco różniące się merytorycznie — wyrastają z tego samego pnia chciejstwa władzuchy.
Notabene prestiżowa globalna dwudziestka jest mrzonką także opozycji. Prawo i Sprawiedliwość od dawna widzi Polskę na szczytach G20 i nawet zarzuca Platformie Obywatelskiej szkodliwe zaniedbanie tej wielkiej sprawy. Tymczasem ten twór, którego efektywność i pożyteczność dla ludzkości zdecydowanie odstaje od jego politycznego nadęcia, jest dla nas nieosiągalny z powodu członkostwa w Unii Europejskiej. Przecież jesteśmy na szczytach obecni przez pośredników, czyli szefów instytucji unijnych.
A do wielkiej czwórki UE, tradycyjnie uczestniczącej w G20 samodzielnie (Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Włochy), nie dołączymy nigdy. Paradoksalnie problem G20 jest dla Polski dokładnie odwrotny niż wiz amerykańskich. USA traktują każde państwo odrębnie i nie ma dla nich absolutnie żadnego znaczenia członkostwo w UE czy nawet w NATO.