Rosjanie twierdzą, że Polska nie poniosła strat w wyniku niedawnego odcięcia dostaw gazu. Ale od rozmów w tej sprawie się nie uchylają.
Wczoraj przedstawiciele Gazpromu i Gazexportu próbowali wytłumaczyć się z radykalnych metod działania wobec Białorusi, które rykoszetem odbiły się na Polsce.
Brutalna cywilizacja
— Chcieliśmy ucywilizować nasze kontakty handlowe z Białorusią. Interesował nas zakup 50 proc. akcji w Błełtransgazie (białoruski operator gazowy), ale Białoruś godzi się tylko na 25 proc. Nie odpowiada nam też wycena tego przedsiębiorstwa, przedstawiona przez stronę białoruską. Dlatego też zdecydowaliśmy się sprzedawać gaz po cenach komercyjnych, a nie wewnątrzrosyjskich. Wciąż jednak nie mamy kontraktu na sprzedaż gazu do Białorusi i na tranzyt do Polski i Niemiec — twierdzi Aleksandr Riazanow, zastępca prezesa Gazpromu.
Rosjanie są gotowi podpisać go w każdej chwili. Dotychczasowe tymczasowe porozumienie wygasa bowiem dziś. Co się stanie, jeżeli Białoruś nie ustąpi?
— Na razie ma możliwość kupowania gazu od Itery lub Transnafty, innych dostawców gazu — twierdzi Aleksandr Riazanow.
Dobra wola jest
Dla Polski jednak najważniejsze jest to, aby tranzyt gazu do naszego kraju odbywał się bez kolejnych zakłóceń.
— Nie widzimy ryzyka powtórzenia się sytuacji z odcięciem dostaw gazu — zapewniał Aleksandr Riazanow.
Tymczasem Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG) oraz firmy chemiczne spotykają się dzisiaj, aby omówić sprawę ewentualnej rekompensaty od Gazpromu za straty poniesione w wyniku działań rosyjskiej firmy. Polska strona przedstawi je 10 marca podczas spotkania z Gazpromem. Nie będzie ono łatwe.
— Polska gospodarka nie poniosła realnych strat. Może nasi polscy partnerzy mają inne informacje. Gotowi jesteśmy je rozpatrywać w ramach obowiązujących nas umów. Będziemy jednak rozmawiać jak w przyszłości radzić sobie z kryzysowymi sytuacjami. Rozwiązaniem jest rozbudowa infrastruktury magazynowej — mówi Aleksandr Riazanow.