Gdzie koń mechaniczny jest bogiem

Rafał Kerger
opublikowano: 2008-10-24 11:12

Ascari Race Resort. Pod Rondą w Andaluzji multimilioner Klaas Zwart stworzył raj dla najbogatszych fanów wyścigów i prędkości. Takich jak on.

Lotus, 1,8-litrowy silnik o mocy 122 KM. Lekki jak piórko. Jakieś 150 km na godzinę. Na oko. Bo na wyświetlacz nie ma czasu spojrzeć.

— Nie wrzucaj piątki. Nie trzeba. Nic to nie da — podniesionym głosem z prawego fotela instruuje mnie Bob, wieloletni kierowca wyścigowy. Dziś mój instruktor. Ponoć jadę porządnie. Tylko dwa zakręty pokonuję złym torem. Szczególnie Eau Rouge (wybudowany na wzór oryginału z belgijskiego toru w Spa).

Flaga w szachownicę. Pewnie zatem zakręty poprawimy już w następnej turze. Teraz czas na dohamowanie. I do pitlane.

Spocony na chwilę rozpinam kombinezon, zdejmuję kask i kominiarkę Sparco. Po pierwszych 10 minutach na torze w Ascari Race Resort w Hiszpani czeka mnie przesiadka. Tym razem mam prowadzić bez pasażera. Kolejnym pojazdem szkoleniowym jest przygotowane do wyścigu oklatkowane BMW 325i. Mocniejsze, szybsze, ale również bardziej miękkie. Przez co laikom (takim jak ja) dające jeszcze więcej frajdy ze ścigania. Bob zasiada za sterami lotusa, za którym mam obowiązek przemieszczać się w BMW po torze. Schematem jazdy, który on wybierze. Znów jest bardzo szybko. Dużo szybciej, niż gdy prowadziłem lotusa. Obserwujący mnie w lusterku wstecznym Anglik widać uznał, że mam umiejętności na ostre dla mnie (przyzwoite dla niego) tempo jazdy. Przy 170 km/godz. mijamy jakiegoś mniej wprawionego marudera.

Niestety. Chyba poczułem się zbyt pewnie. Znów ten przeklęty Eau Rouge. Bob pojechał ostro, ja też. Z tym, że zrobiłem pewnie jakiś niepotrzebny ruch. Na szczęście, ścinając trawę na poboczu, jakoś udało się uniknąć postawienia auta bokiem. Bob poczekał. Ale mi tego nie zapomniał.

— Wszystko dobrze? Miałeś dużo szczęścia na trawie — nie omieszkał mi wytknąć po kolejnym zjeździe do alei serwisowej.

W sumie nawet trochę mnie wkurzył. Bo w końcu jako kierowca z dziesięcioletnim stażem w dwóch największych polskich aglomeracjach — na Śląsku i w Warszawie — miałem prawo przypuszczać, że wyszedłem cało z powodu swoich nieprzeciętnych umiejętności.

Nic z tych rzeczy. W Ascari Race Resort — tu, gdzie koń mechaniczny jest bogiem — szybko się przekonałem, kto zasługuje na miano kierowcy wyścigowego. A przede wszystkim, kogo na to stać.

Pamiętaj, to sekwencja!
Z Warszawy jest tu 3,5 tys. km. Do Tangeru w Tunezji można się za to wybrać na jednodniową wycieczkę. Do Ascari — jedynego w Europie pięciogwiazdkowego Race Resortu — dociera się po czterech godzinach lotu z Warszawy do hiszpańskiej Malagi i po dwugodzinnej podróży samochodem z Malagi do Rondy, pod którą przy drodze do Campillos mieści się ośrodek.

Ośrodek — zaznaczmy — ekskluzywny. O czym świadczy nie tylko prawie niewidoczna tabliczka znakująca, że można tu skręcić, ale przede wszystkim cena, za którą wolno przekroczyć bramę i dostać na to pozwolenie od ochroniarzy, którzy chronią torów, domu klubowego Cortijo w stylu andaluzyjskim, z basenem, i garaży stałych bywalców Ascari. Wpisowe kosztuje 150 tys. euro. Roczna składka — 12,5 tys. Niebawem powstanie tu także pięciogwiazdkowy hotel ze spa. W restauracji Cortijo wzrok przykuwa makieta tej inwestycji.

Ascari Race Resort wynajmowany jest też na jedno- lub kilkudniowe eventy firmowe i testy samochodów. Wynajęcie toru na dzień i na wyłączność przez grupę do 20 kierowców kosztuje 12,1 tys. euro. Można po nim jeździć własnymi samochodami, można wypożyczyć jakiś ciekawy model także na miejscu. Cztery pełne okrążenia bolidem F1 liczącego ponad 5,4 km toru kosztują 445 euro (podczas pierwszego dnia nie pozwalają jeździć F1). Za instruktora trzeba zapłacić 400 euro. Experience Day, czyli dzień pobytu w kurorcie, kosztuje początkującego na torze kierowcę 2 tys. euro.

— Pamiętaj, że skrzynia jest sekwencyjna. Jedynka do przodu. Reszta do tyłu — tłumaczy obsługę następnego pojazdu kolejny instruktor.

Hiszpan wlewa jednocześnie paliwo do speed bugies, małego potwora, do którego ledwie — z racji postury — się wgramoliłem. Te nieduże pojazdy, przypominające duże gokarty z kabiną od łodzi Waldemara Marszałka, wyposażone są w studwudziestokonny motocyklowy silnik Hondy CBR600. Służą do ścigania się po szutrze. Potężna moc przekazywana na tylne koła plus luźna nawierzchnia toru zapewniają podczas jazdy mnóstwo frajdy. Łuk w błocie wzięty bokiem — niezapomniane.

Kluczem do zrozumienia koncepcji Ascari Race Resort jest nazwisko Klaasa Zwarta. 54-letni holenderski multimilioner z duńskim rodowodem to postać dobrze znana w świecie motoryzacyjnym. Kręty tor na przedgórzu pasma Sierra Nevada, tor szutrowy, tor gokartowy, garaże z najszybszymi na świecie samochodami i przyszły hotel są jego własnością, pomysłem i — oczywiście — kaprysem. Kurort ma zachęcać do przyjazdu chcących poczuć dreszcz emocji, silny przypływ adrenaliny i frajdę (niemal każdy z 26 zakrętów głównego toru pobudowano na wzór najbardziej interesujących profili ze znanych torów do wyścigów Formuły 1). Ośrodek oferuje wszelkie możliwe rajdy i wyścigi, od jazd terenówkami, przez sportowe porsche GT, lotusy, radicale, po znane z Formuły 1 bolidy Benettona.

Jego auta i tankowce
W świecie zakazów, ograniczeń prędkości i czających się wszędzie stróżów prawa miejsce to pozwala na wykorzystanie tych cacek do tego, do czego zostały stworzone.

W mekce Zwarta liczy się luksus. Właściciel otwarcie przyznaje, że corocznie dokłada 2 mln euro to toru w górskiej dolinie. Dokłada, bo wyścigi są jego pasją, a tor zabawką. A zabawki kosztują.

Mówi, że liczą się nie tylko pieniądze. Ważna jest też hiszpańska otoczka: wiele słonecznych dni, góry, blisko morze.

— Chciałem coś takiego stworzyć od lat. Nawet doszło do tego, że kupiłem ziemię pod Aberdeen w Szkocji, blisko siedziby mojej firmy. Ale pogoda i biurokracja zniechęciły mnie do tej lokalizacji. To musiało być w zapierającym dech w piersiach miejscu. Gdzieś, gdzie będę szczęśliwy, że mogę tam zaprosić przyjaciół — tłumaczy Zwart.

Klaas Zwart ma w Ascari Race Resort lądowisko dla helikoptera. Zawodowo jest biznesmenem, zaprasza do Ascari kontrahentów. Jest także kierowcą wyścigowym (dwukrotnym zwycięzcą British GT Championship, siedmiokrotnym wyścigów EuroBOSS — ostatni wyścig zakończył się właśnie pod Rondą).

Fortunę przyniosła mu założona w 1980 r. firma Petroline (nazwa zdradza branżę), która ma dziesiątki tankowców. W latach 90. Zwart przejął też Ascari (Anglo-Scottish Car Industries), manufakturkę parającą się montażem superszybkich i superdrogich samochodów. W 2003 r. pokazał światu bezkompromisowe ascari KZ-1. Potem ascari A10. A10 opiera się na KZ1. Masa wartego dwa miliony złotych A10, dzięki lekkiej karbonowej karoserii, wynosi jedynie 1200 kg, a napęd zapewnia pięciolitrowy ośmiocylindrowiec o mocy 625 koni. Nowe ascari przyśpiesza od 0 do 100 km/godz. w 2,8 s, a 160 km/godz. osiąga w mniej niż 6 sekund. Bolid to liga koenigsegga CC, nobla M14, pagani zondy czy ferrari enzo FXX. Ma homologację do ruchu ulicznego. Po świecie jeździ około sześćdziesęciu KZ1 i z dziesięć egzemplarzy A10 (najszybszy ascari stoi w garażu pod Rondą i należy do Zwarta).

Otoczka sławy
Ostatni poziom wtajemniczenia. Exclusive Ascari Club. Jego członkiem zostaje się także za rzeczone 150 tys. euro na 25 lat, ale tylko na zaproszenie. Do klubu oprócz biznesmenów i zapaleńców z całego świata należą takie sławy sportów motorowych, jak: Valentino Rossi, Jenson Button, David Coulthard, ale także najbardziej znani na świecie dziennikarze motoryzacyjni — Jeremy Clarkson i Richard Hammond z Top Gear. Na razie wśród klubowiczów nie ma Polaków. Choć Ascari Race Resort ma od niedawna przedstawiciela w Polsce, firmę Motozone, należącą do kierowcy wyścigowego Maurycego Kochańskiego i Bartłomieja Szczebla, byłego członka zarządu XTrade oraz dyrektora marketingu Orkla Media, norweskiego koncernu, niegdyś współwłaściciela "Rzeczpospolitej". Z pośrednictwem Motozone w Ascarii Race Resort bawili się zresztą pierwsi Polacy. Za sprawą eventów zorganizowanych przez Orange i  Lotos.

Stali członkowie Exclusive Ascari Club uczestniczą w cyklicznie organizowanych tutaj imprezach wyścigowych i mają spore zniżki. Czym jeżdżą?

Zawartość garaży na tyłach toru w Ascari Race Resort budzi nie tylko pożądanie. Rozbudza marzenia. Wyścigowe lotusy, BMW 325i czy ważące ledwie 500 kg radicale SR3, wyposażone w silnik o pojemności 1,3 litra, dysponujące mocą ponad 200 KM — którym również miałem okazję jeździć — to nic przy bolidach najbogatszych fanów motoryzacji. Świecące, agresywne porsche, ferrari, ascari czy BMW przekładają się, wyrastając jeden za drugim. Niemal można dostać oczopląsu. Część z tych samochodów to auta do wypożyczenia dla klubowiczów, część — ich prywatne cacka. Największymi skarbami padoku zarządzanego przez pracowników Klaasa Zwarta są jednak bolidy Formuły 1. A wśród nich dwa ferrari Jeana Alesiego i jeden Gerharda Bergera. Dlaczego akurat te? Bo ci kierowcy mają podobną posturę co Klaas Zwart, który nimi teraz śmiga. Zresztą co tam ściganie — nawet ich odpalenie przyśpiesza bicie serca.

Dodatkowe atrakcje
Czy warto polecieć prawie pod Gibraltar na dwa dni, wydać kupę forsy, by pośmigać piekielnie szybkimi autami? Przecież jest tor w Poznaniu, blisko, bo niemal tuż za granicą, niemiecki tor Lausitz. Szybko odpowiadam — to nie ta liga. W Ascari Race Resort czuje się blichtr. I na pewno będzie co robić nawet przez cały weekend. Gdybym mógł — cały dzień jeździłbym tylko speed bugies.

Załóżmy jednak, że znajdzie się taki, który po jednym dniu będzie miał dość wijącego się asfaltu, szutru i zakrętów toru Ascari. Wtedy warto zobaczyć Rondę, gdzie trzeba wynająć pokój (dopóki Zwart nie zbuduje hotelu). Stare miasto naszpikowane kościołami i budynkami poklasztornymi urzeka przede wszystkim w okolicy Puento Nuevo, czyli monumentalnego mostu o wysokości 100 metrów, zbudowanego w 1793 roku. Bez wątpienia w Rondzie warto się także wybrać na Plaza de Toros, zbudowaną w latach 1783-85 arenę korridy. Ponoć największą w Hiszpanii. W Madrycie pojemniejsze są tylko trybuny. Zakochany w korridzie przewodnik miejski jednych przekona, że szpada toreadora w sercu byka to najbardziej humanitarny sposób uśmiercenia go — innych nie.

Przekonuje za to Alhambra, dawna twierdza mauretańskich kalifów, zbudowana w XIII-XV w Grenadzie, oddalonej od Ascari Race Resort o nieco ponad 150 km. Naprawdę warto zobaczyć ten najpiękniejszy zabytek arabskiego budownictwa w Europie z nawadnianymi ogrodami, własną kanalizacją i z wyrzeźbionymi wersetami Koranu na ścianach. Podobnie zresztą jak pola golfowe blisko Marbelli.

Dla amatorów plażowania rzut beretem od lotniska w Maladze, na które trzeba przylecieć, aby trafić do Ascari, jest też osławione hiszpańskie Costa del Sol, gdzie nawet w październiku można zażyć morza w jednym ze znanych kąpielisk: Marbella, Torremolinos, Benalmádena, Málaga, Almunécar, Roquetas de Mar czy Nerja. Zatrzymywania się tu w hotelu jednak nie polecam. Do motoryzacyjnej mekki w gościnę do Klaasa Zwarta trzeba się przebijać dwie godziny przez góry, a hiszpańskie kurorty-blokowiska typu Torremolinos najlepsze lata mają za sobą. W przeciwieństwie do Ascari Race Resort