Przepisów na pieczenie, półgęski, zupy, foie gras jest mnóstwo. W dodatku gęsina jest wyjątkowo atrakcyjnym towarzyszem dla wina.
Zbliża się 11 listopada, a więc dzień Świętego Marcina, który stał się nieoficjalnym świętem amatorów gęsiny. Nieoficjalnie, choć od dawna. Gęś, zawsze bardzo ceniona, od wieków towarzyszyła ważnym świętom. Od wczesnego średniowiecza podawano ją w Boże Narodzenie, co było dalekim echem przejętego przez chrześcijaństwo, święta zimowego przesilenia słonecznego. Wracając do Świętego Marcina – ta tradycja pochodzi z Alzacji, gdzie spożywając gęsi na Świętego Marcina, świętowano jesienne zbiory. Do dziś to jest święto hucznie obchodzone przez smakoszy przede wszystkim w Niemczech i wielu krajach Europy Środkowej. W Polsce przez wiele lat nie było specjalnie popularne, bo i gęsina na naszych stołach gościła raczej rzadko, okazjonalnie, dosłownie od święta. To zaskakujące, bo Polska należy do największych producentów gęsiny, sprzedawanej przede wszystkim na eksport. Tym bardziej to dziwne, że niemal cała populacja gęsi w Polsce należy do bardzo cenionej rasy nazwanej gęś biała kołudzka. Ta odmiana sprowadzona kilkadziesiąt lat temu z Danii doskonale się przyjęła w Polsce, gdzie w roku 2012 została uznana za odrębną rasę, bardzo cenioną przez znawców. Gęś kołudzka doskonale wykorzystuje naturalne pasze, w tym owies, i różnego rodzaju zielonki. Jej hodowla jest ekstensywna, co oznacza, że gęś prawie całe życie spędza na powietrzu w proekologicznych warunkach. Dzięki temu gęsina to wyjątkowo wartościowe mięso. Zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe, witaminy, przede wszystkim A, E i całą gamę witamin B, minerały, w tym sód, potas, magnez i selen oraz sporo aminokwasów. Jest więc skarbnicą ważnych składników pożywienia. Niezły to paradoks, że Polska, jeden z największych producentów najwyższej jakości gęsiny, jeśli chodzi o jej spożycie plasuje się na szarym końcu.