Grube ryby na patelni

Karol Jedliński
opublikowano: 2010-02-26 00:00

Jedzą, piją i gotują. Prezesi, aktorzy, biznesmeni — idą na żywioł. W kuchni, gdzie ich życie nabiera smaku.

Homo sapiens zaczął gotować jakieś 250 tys. lat temu. Wcześniej obchodził się ze zwierzyną i zieleniną na surowo, przy ogniu co najwyżej się grzejąc. Ale jak już poczuł pieczonego mamuta w ustach, to od razu poszedł na całego! Dziś archeolodzy lokalizują prehistoryczne osady po wielkich paleniskach, przy których pełno zwierzęcych kości i bardzo wyszukanych naczyń. Ludzkość pokochała garnki. Zasmakowała w smaku.

— Nie ma wcześniejszej miłości niż jedzenie — uważał George Bernard Shaw, znany smakosz, ale kiepski kucharz.

Bo smakoszy wśród celebrytów i biznesmenów jest bez liku. Ale gotujących więcej niż wodę na her- batę — niekoniecznie tylu. Dlatego kucharze mają inne "miłosne" powiedzenie.

— Z gotowaniem jest jak z kochaniem się. Albo robisz to dobrze, albo dajesz sobie spokój — mawiają mistrzowie w tym fachu.

Grillowanie bez dymu

Co nieco o fachowcach wiedzą ci, którzy mieli zaszczyt się stołować w domu Romana Kluski. Odkąd porzucił wielki biznes i ruszył z hodowlą owiec w rodzinnym Beskidzie Sądeckim, wciąż udoskonala swoje przepisy. Szczególnie na jagnięcinę i owcze sery we wszelkiej postaci.

Gdy dzwoni się do niego do domu w porze obiadowej, coś w głosie gospodarza mówi, że warto go podpytać o aktualne menu.

— Dziś pichcę jagnięcinę... bez gotowania i smażenia — padła kiedyś zaskakująca odpowiedź.

W jaki sposób? Ton głosu Romana Kluski jeszcze bardziej łagodnieje i zaczyna się długi, smakowity wywód. W dużym skrócie: jagnięcinę, marynowaną przez kilka dni m.in. w ziołach i oliwie, pakujemy w specjalny worek próżniowy i wsadzamy do zamrażarki. A potem umiejętnie odpakowujemy i maszynką do krojenia chleba tniemy na cieniuteńkie plasterki rozmrażające się na talerzu. A na to długo dojrzewający ser. Owczy, oczywiście.

— Do tego dobre wino, chleb na zakwasie i jest uczta — radzi twórca Optimusa, a jego rozmówcę do późnego wieczoru męczy ssanie w żołądku.

Latem cała okolica ma rozrywkę nie lada: ludzie rozprawiają o tajemniczym japońskim grillu nie- wydzielającym dymu, na którym kucharz-biznesmen dusi jagnięcinę.

Koniec z pizzą

Georges Auguste Escoffier, legenda francuskiej kuchni, powtarzał:

— Najlepsze dania to te najprostsze.

Choć pewnie byłyby niczym bez szczypty fantazji. Tej nie brakuje Jerzemu Mazgajowi, do którego już lata temu przylgnęła łatka sybaryty. Właściciel m.in. delikatesów Alma słynie z tego, że regularnie odwiedza najlepsze restauracje świata. Jeszcze zanim poleci do Paryża w sprawach biznesowych, już ma tam zarezerwowany stolik w jednej ze swych ulubionych knajpek. Wybiera, przebiera, smakuje, porównuje... No i sam też się wziął do gotowania.

A skoro smakosz pichci, to nie byle co. Kombinacja trufli, piersi kaczki suszonej w hiszpańskim słońcu i sosu z delikatną nutą białego wina to coś w jego stylu.

— Lubię dobrze zjeść, więc nie zadowolę podniebienia byle czym. Korzystają na tym goście, których zapraszamy na ucztowanie do naszego domu w Krakowie — tłumaczy Jerzy Mazgaj.

— Jurek z żoną tworzą świetny tandem także w kuchni. Z tym że to głównie on wymyśla wykwintne i zaskakujące kombinacje — zdradza Grzegorz Hajdarowicz, biznesmen, właściciel m.in. tygodnika "Przekrój" i częsty gość w domu Mazgajów.

Posiłki w większym gronie preferuje także Henry McGovern, którego Amrest jest potentatem na rynku restauracyjnym w naszej części Europy. Przygodę z gotowaniem zaczynał od pizzy. Danie jak danie, ale za to w jakim wydaniu!

— To była Pizza Hut na wrocławskim rynku. Sam byłem sobie pracownikiem i bossem — wspomina Henry McGovern.

Teraz często zaprasza przyjaciół na kolacje do swego podwrocławskiego domu. Raczy ich daniami przygotowanymi wspólnie z żoną. I raczej nie jest to już włoski placek z mozarellą.

Blikle w oliwie

Pewnie szef Amrestu nie korzysta z książki kucharskiej autorstwa Bogusława Lindy. Bo przecież popisowym daniem aktora jest spaghetti dla samotnego mężczyzny. Choć są też Lindy ulubione placki ziemniaczane dla facetów z ikrą i szczupak z kaparami. Inny twardy facet, tyle że z Hollywood, Daniel Craig, filmowy James Bond, przy garach przez lata zarabiał na życie. Zanim został aktorem, pracował jako szef kuchni w brytyjskim pubie. I wcale nie czuje awersji do tamtych czasów.

— Przez to doświadczenie nie potrafię gotować jedynie dla kilku osób, tylko dla co najmniej 20. Dlatego, jak zaczynam coś robić, zaraz spraszam tłumy gości. Uwielbiam zaskakiwać ich wymyślnymi przystawkami — przyznaje Daniel Craig.

Dania bez przystawek — i raczej dla mniejszego grona — preferuje mistrz cukierniczy Andrzej Blikle. Sola z koprem to jedno z jego popisowych dań.

— Jako dziecko nie lubiłem jeść. Miały u mnie szansę jedynie naleśniki. Nie znosiłem mięsa. Teraz jest inaczej. W kuchni używam mnóstwo oliwy, nawet twarde sery nią polewam. Bardzo lubię ryby z rusztu — wyznał niedawno Andrzej Blikle.

Czyli zdrowo i, o dziwo, bez cukru. W przeciwieństwie do Piotra Fronczewskiego, którego popisowym daniem jest deser. Mus czekoladowy, obowiązkowo z likierem pomarańczowym. W sam raz na zimę. I w sam raz na zakąskę po krwistym steku z mamuta