Huta Ostrowiec: licytacja oskarżeń

Katarzyna Jaźwińska
opublikowano: 2002-07-24 00:00

Huta Ostrowiec zbankrutowała w rekordowym tempie. W jeden dzień. Zdaniem syndyka i dawnego zarządu, była to jedyna szansa na uzdrowienie spółki. Problem jednak w tym, że musi go zaakceptować główny akcjonariusz, czyli Stal- export oraz resort gospodarki. A na to się nie zanosi, tym bardziej że sprawą zainteresowała się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

4 lipca do sądu w Kielcach wpłynął wniosek o upadłość największego pracodawcy w Ostrowcu Świętokrzyskim — Huty Ostrowiec (HO). Następnego dnia huta była już bankrutem. Tak sprawnie polski sąd chyba nigdy wcześniej nie pracował. Pobił rekord, który już dziś budzi kontrowersje.

— Sąd prowadząc postępowanie układowe huty bardzo dobrze znał jej sytuację ekonomiczną, dlatego też szybko mógł podjąć decyzję o ogłoszeniu upadłości — tłumaczy Henryk Szymczyk, który od dwóch tygodni jest syndykiem Huty Ostrowiec.

Huta zbankrutowała, by przetrwać — tłumaczą szefowie firmy, którzy złożyli wniosek o upadłość.

— Ogłoszenie upadłości w sposób, w jaki zostało przeprowadzone w Hucie Ostrowiec, uważam za duży sukces. Nie zostałem prezesem, by ratować hutę. Najwyższą stawką są miejsca pracy. Kiedy rozpoczynałem zarządzanie przedsiębiorstwem, zobowiązania firmy przekraczały 700 mln zł, a huta miała ujemne kapitały. Dlatego też nie można było poważnie myśleć o oddłużeniu spółki — mówi Tomasz Ćwierz, pełnomocnik syndyka ds. produkcji i do czasu ogłoszenia upadłości prezes Huty Ostrowiec.

Podkreśla, że obecnie huta kontynuuje produkcję i przynajmniej 1,8 z 2,1 tys. zatrudnionych ma możliwość utrzymania posad.

— Realizacja tego scenariusza — jeśli nikt nie będzie przeszkadzał — jest najbardziej korzystna dla miasta i regionu — przekonuje Tomasz Ćwierz.

Ale chyba nie wszyscy są o tym przekonani. Były prezes twierdzi, że są tacy, którzy rzucają kłody pod nogi.

— Powiem wprost. Najbardziej przeszkadza Stalexport — twierdzi Tomasz Ćwierz.

W tym miejscu należy wyjaśnić, że Stalexport jest akcjonariuszem huty, który prawa korporacyjne do akcji firmy przekazał komunalnej Agencji Rozwoju Lokalnego. Ta z kolei powołała zarząd, który podjął decyzję o bankructwie huty. Katowicki holding nie zgadza się z decyzją. Marek Cywiński, dyrektor biura strategii w Stalexporcie, podkreśla, że według prawników holdingu sąd nie mógł ogłosić bankructwa huty bez wcześniejszego umorzenia postępowania układowego. Czy upadłość firmy była zgodna z prawem — tę sprawę na wniosek Stalexportu ma wyjaśnić prokuratura. Katowicki holding — który sam boryka się z poważnymi problemami finansowymi — chce także kontrolować syndyka, dlatego złożył wniosek o powołanie rady wierzycieli.

— Prawo upadłościowe pozwala na utworzenie takiego organu — jestem zadowolony, że Stalexport złożył taki wniosek — twierdzi Henryk Szymczyk.

— W przypadku Huty Ostrowiec należy działać szybko. Chcemy jednak mieć pewność, że decyzje podejmowane co do dalszego funkcjonowania zakładu nie przyniosą szkody pracownikom i wierzycielom — mówi Marek Cywiński.

Tymczasem Tomasz Ćwierz jest przekonany, że giełdowy inwestor nie ma prawa przeszkadzać w realizacji planów przetrwania huty.

— Moralnie, ludzie, którzy doprowadzili do tak wysokiego zadłużenia, jakie notowała spółka, nie mają prawa przeszkadzać w walce o utrzymanie miejsc pracy oraz sanacji przedsiębiorstwa — podkreśla Tomasz Ćwierz.

Nie wyjaśnia on jednoznacznie, na czym polega wina Stal- exportu. Z jego wypowiedzi wynika jednak, że giełdowy holding niebezinteresownie przyzwalał na przekraczanie w hucie budżetów inwestycyjnych.

— W hucie była realizowana inwestycja, której koszt planowany, był możliwy do zaakceptowania, ale środki, które zostały wyasygnowane, przekroczyły 0,5 mld zł. Nie chcę tego komentować — podkreśla Tomasz Ćwierz.

Chodzi o inwestycję realizowaną m.in. z kredytu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Miała ona kosztować 170 mln zł, a według danych Stalexportu pochłonęła 340 mln zł.

Nieoficjalnie w hucie mówi się również, że od spółek leasingowych, pośrednio związanych z giełdowym holdingiem, dzierżawiła majątek płacąc znacznie więcej niż był wart. W ten sposób — zdaniem przedstawicieli huty — z zakładu wypływały pieniądze.

— To bzdura. Stalexport więcej stracił niż zarobił na współpracy z hutą. Przekroczenie kosztów inwestycji wiązało się ze zwiększeniem zaangażowania Stalexportu w jej finansowanie. Huta zaprzestała też spłacania rat wobec Korporacji TLK, pośrednio należącego do Stalexportu. Efekt był taki, że samo TLK musiało otworzyć postępowanie układowe, a katowicka spółka straciła możliwość odzyskania sporej części należności. Na współpracy z hutą w sumie zarobiliśmy brutto około 190 mln zł. Tymczasem nasze zaangażowanie z tytułu kapitału czy poręczeń kredytowych dla HO jest kilkakrotnie większe — mówi Marek Cywiński.

Wartość nominalna zaangażowania w Stalexportu w HO (kapitał plus zobowiązania) to około 420 mln zł. Marek Cywiński szacuje również, że katowicka firma z tytułu poręczeń będzie musiała spłacić około 80 mln zł zobowiązań huty wobec banków i NFOŚiGW.

— Kupiliśmy od huty maszyny i urządzenia płacąc 32 mln zł. Dziś ich wartość netto to 10 mln zł. Majątek został oddany hucie w odpłatne użytkowanie — mówi Czesław F. Grzelec, prezes TLK.

Zdaniem Tomasza Ćwierza, są także inni, którzy rzucają „uzdrowicielom huty” kłody pod nogi. Przeszkadzają media, a konkretnie „Puls Biznesu”, ponieważ poinformował o tym, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, na wniosek Ministerstwa Gospodarki, zbada sprawę upadłości ostrowieckiego zakładu. Kontroli huty przez tajne służby wystraszył się VCP, wiedeński fundusz inwestycyjny, zainteresowany dzierżawą majątku huty. Austriacy nie wycofali się z rozmów, zdecydowali jednak wstrzymać się z podjęciem decyzji do końca tygodnia.

— Przed ujawnieniem informacji warto zastanowić się, czy nie spowoduje ona bardzo niekorzystnych efektów dla pracowników — podkreśla Tomasz Ćwierz.

Trudno jednak obiektywnie określić, czy upragnionego dzierżawcę od ostrowieckiej firmy bardziej odstraszyli dziennikarze czy też resort gospodarki.

— Działania prowadzone obecnie w Hucie Ostrowiec nie znajdują zrozumienia w Ministerstwie Gospodarki — przyznaje pełnomocnik syndyka.

Dodaje, że rząd nie ma obecnie środków, by pomagać wszystkim firmom, które mają problemy finansowe, apeluje jednak, by nie przeszkadzał. Resort gospodarki przysłał do huty pismo, w którym domaga się niepodejmowania jakichkolwiek decyzji dotyczących majątku zakładu bez konsultacji z ministerstwem. Jutro przedstawiciele zakładu mają spotkać się z urzędnikami resortu i omówić plany dotyczące dalszego funkcjonowania zakładu.

Syndyk i jego pełnomocnik mają już opracowany scenariusz.

— Trwa inwentaryzacja majątku huty, szacowanego na 700 mln zł. Analizy potrwają jednak kilka tygodni. By huta nie zaprzestała produkcji, konieczne jest znalezienie firmy, która wydzierżawi majątek i będzie prowadzić działalność gospodarczą — mówi syndyk.

Wszystko wskazuje na to, że dzierżawcą majątku zostanie firma Zakłady Ostrowieckie — Huta Ostrowiec, należąca do szwajcarskiej firmy handlowej Welex.

— Tworzenie nowej spółki jest czasochłonne. Dlatego też Welex odkupił za 600 tys. zł od miejscowej Sekcji Piłki Nożnej firmę, której obecna nazwa brzmi Zakłady Ostrowieckie — Huta Ostrowiec — informuje Tomasz Ćwierz, który zostanie prezesem tej firmy.

Stalexport nie zamierza jednak dopuścić do wyboru dzierżawcy bez konsultacji z holdingiem.

— Musimy mieć pewność, że firma, która będzie dzierżawić majątek, jest wiarygodna — podkreśla Marek Cywiński.

Na samodzielny wybór dzierżawcy przez syndyka nie zgadza się również TLK.

— Jesteśmy właścicielem majątku huty o wartości nominalnej 32 mln zł. Po ogłoszeniu przez hutę upadłości wypowiedzieliśmy umowę leasingu i huta nie ma prawa wykorzystywać tego majątku, a bez niego nie jest w stanie produkować wyrobow walcowanych. Jest on eksploatowany bez naszej zgody — wyjaśnia Czesław Grzelec.

Dodaje on, że TLK próbowało skontaktować się z syndykiem, by wyjaśnić tę sprawę i zabezpieczyć swoje interesy w przypadku ewentualnej dzierżawy. Bezskutecznie.

— Złożyliśmy na syndyka skargę do sędziego komisarza — informuje prezes Grzelec.

Jak więc zakończą się spory dotyczące dzierżawy majątku HO, na razie nie wiadomo. Tymczasem decydenci huty już powoli przymierzają się do prywatyzacji firmy. Tomasz Ćwierz liczy, że na przełomie III i IV kwartału w ostrowieckiej firmie pojawi się inwestor.

— Oferty złożyło sześć zagranicznych firm — mówi Tomasz Ćwierz.

Wśród nich są hiszpańska Celsa i hinduski Ispat. Pozostałych nazw syndyk nie chce ujawnić.

Nie wiadomo też, co przedstawicielom huty na czwartkowym spotkaniu może zaoferować resort gospodarki. Do czasu ogłoszenia upadłości urzędnicy ministerstwa prześcigali się w deklaracjach wsparcia ostrowieckiej firmy. Skończyło się na słowach. Andrzej Szarawarski, wiceminister gospodarki, od miesięcy powtarzał, że HO będzie skonsolidowana z Polskimi Hutami Stali, dzięki czemu wyjdzie z opresji. Jednak Jacek Piechota, minister gospodarki, powiedział: nie będzie.

Natomiast po ujawnieniu kłopotów Stoczni Szczecińskiej Maciej Leśny, wiceminister gospodarki, zapewniał o konieczności wspierania i konsolidacji branży związanej z budową okrętów (Ostrowiec produkuje elementy do silników okrętowych). Tak więc kończy się na słowach i huta ma serdecznie dosyć rządowych deklaracji, choć jeszcze dwa miesiące temu jej przedstawiciele byli zwolennikami proponowanych przez MG fuzji. Dziś mają własne pomysły.

— Istnieją przesłanki przemawiające za konsolidacją Ostrowca z Hutą Zawiercie — mówi Tomasz Ćwierz.

Tak się bowiem składa, że Impexmetal, do którego należy Zawiercie, szuka dla spółki nowego właściciela, a potencjalni nabywcy są zainteresowani obiema spółkami. Zakłady te mają bowiem zbliżony profil produkcji (pręty do zbrojenia betonu).

Na razie huta próbuje radzić sobie sama. W kuźni widać gotowe do transportu wały do silników okrętowych dla Cegielskiego. Stoją i czekają, bo HCP i tak nie ma pieniędzy, by za nie zapłacić. Czy odbierze zamówiony towar? Być może — jeśli w Szczecinie zostanie wznowiona produkcja statków. Obok elementy do walcowni, które ostrowiecki zakład dostarcza innym hutom. Odbiorą, nie odbiorą — zapłacą, nie zapłacą — nie wiadomo. Nieopodal stoi wał do silnika okrętowego dla francuskiej marynarki wojennej. W tym jednak przypadku o pieniądze nie trzeba się obawiać.

Huta uczy się też żyć z problemami, które spadły na jej kontrahentów, odbiorców. I tak skoro ma kłopoty ze sprzedaniem elementów do silników okrętowych, przerzuciła się na produkcję dla elektrowni wiatrowych — duńskich, bo w Polsce na ich rozwój chyba nie ma co liczyć.

Kilka hektarów dalej na lepsze czasy czeka walcownia, pracująca na potrzeby budownictwa. Nieczynna z powodu remontu. Stalownia też ma fajerant, bo zapas złomu wystarczy na jeden dzień.