W 2004 r. mają ruszyć indywidualne konta emerytalne. To oferta dla statystycznego Polaka, który dzięki temu będzie mógł mieć wyższą emeryturę. Firmy, które będą mogły uczestniczyć w tych programach, chwalą pomysł rządu, a banki już ostrzą zęby na dystrybucję kont.
Indywidualne konta emerytalne (IKE) mają obowiązywać od 2004 r. O takim terminie ich wejścia mówi Krzysztof Pater, wiceminister pracy. Zdaniem Stowarzyszenia Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych (STFI), konta powinny wejść wcześniej — już w 2003 r. IKE będą realizowane w formie: inwestycji w fundusze inwestycyjne, indywidualnych rachunków papierów wartościowych prowadzonych przez domy maklerskie oraz ubezpieczeń na życie, pod warunkiem jednak, że minimum 90 proc. składki będzie inwestowana.
— Jesteśmy zadowoleni z tej inicjatywy. Ubezpieczyciele już teraz inwestują 90 proc., a nawet więcej, składki klientów — mówi Andrzej Burża, wiceprezes TU Allianz Życie.
Podobnego zdania jest Grzegorz Liszka, członek zarządu Compensa TUnŻ. Jego zdaniem, ubezpieczyciele są już gotowi do uruchomienia IKE. Przygotowane do wprowadzenia kont są także towarzystwa funduszy inwestycyjnych (TFI).
— Główne założenia przyjęte w IKE wychodzą naprzeciw propozycji STFI. To dobry pomysł, bo będzie stymulował długookresowe oszczędzanie — mówi Antoni Leonik, prezes PKO/Credit Suisse TFI.
Andrzej Dorosz, prezes Skarbiec TFI, uważa, że będzie to istotny impuls dla gospodarki.
— Bardzo dobrze, że rząd zdecydował się na tego typu przedsięwzięcie. W Polsce brakuje długoterminowych oszczędności. Gospodarstwa domowe zaś, jak żaden inny sektor w Polsce, generują nadwyżki finansowe. Będzie to istotny impuls dla rynku kapitałowego oraz rozwoju gospodarki — uważa Andrzej Dorosz.
IKE mają być zwolnione z podatku od zysków kapitałowych. Podobnie jak jest to w innych formach oszczędzania na emeryturę: funduszach emerytalnych oraz pracowniczych programach emerytalnych.
— Każda zachęta podatkowa to ruch we właściwą stronę. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy oszczędności spadają — mówi Grzegorz Liszka.
Antoni Leonik twierdzi, że IKE przyczynią się do wzrostu zainteresowania oszczędzaniem w III filarze reformy emerytalnej.
— Emerytura z dwóch pierwszych filarów nie będzie przecież wysoka. Ponadto trzeba wyrobić w społeczeństwie nawyk oszczędzania, na początek choćby niskich kwot — dodaje prezes PKO/Credit Suisse TFI.
Według wyliczeń resortu, jeżeli do IKE przystąpi w pierwszym roku 3,5 mln osób (20-25 proc. pracujących) zwolnienie podatkowe oznacza ubytek w budżecie rzędu 8,3 mln zł. Równocześnie oszczędzający wpłacą na konta około 1 mld zł, na czym zyska gospodarka.
Jeśli chodzi o liczbę uczestników systemu, rynek nie jest tak optymistyczny, jak rząd.
— Ludzie nie lubią płacić podatków. Sądzę, że na początek będzie to kilka, kilkanaście procent pracujących — przewiduje Andrzej Dorosz.
Andrzej Burża szacuje, że przystąpi 1-1,5 mln osób, czyli około 10 proc.
— Część osób przeniesie inwestycje do IKE. Ogromna część gospodarstw nie ma jednak żadnych oszczędności — twierdzi Grzegorz Liszka.
Jan Dziewulski, prezes STFI, sądzi z kolei, że liczba osób, która przystąpi do IKE, będzie zależała od szczegółowych rozwiązań ustawowych, m.in. od limitów wpłacanych kwot, tego np., czy możliwe będą wpłaty 10-złotowe.
Najmniejsze szanse na sukces i zdobycie dużej liczby osób oszczędzających na indywidualnych kontach emerytalnych mają obecnie domy maklerskie. Ich popularność wśród klientów detalicznych nie jest bowiem zbyt duża.
— Jest to szansa dla naszego biznesu na pozyskanie klienta detalicznego. Jeżeli konta znajdą uznanie, możemy stworzyć konkurencyjną ofertę. Jeżeli pozyskamy jedynie pojedyncze osoby, to koszty dla nich mogą okazać się za wysokie, i prowadzenie kont nie miałoby sensu — mówi Grzegorz Leszczyński, prezes IDM.
Na IKE skorzystają także banki, które liczą na ich dystrybucję. Nic dziwnego — dobrze sprawiły się jako dystrybutorzy funduszy inwestycyjnych.