Inwestor wybierze miejsce na strefę

Małgorzata GrzegorczykMałgorzata Grzegorczyk
opublikowano: 2017-04-02 22:00
zaktualizowano: 2017-04-02 16:12

Resort rozwoju myśli o zwolnieniach z CIT dla inwestycji rozwojowych w dowolnym miejscu. Rewolucja ą la Czechy cieszy, ale też niepokoi

„PB” dotarł do wstępnych założeń nowej polityki inwestycyjnej, której ogłoszenie wiosną zapowiadało Ministerstwo Rozwoju.

Przewidują one rewolucyjną wręcz zmianę w udzielaniu pomocy publicznej w postaci zwolnień podatkowych. Zamiast dotychczasowego systemu, w którym firma inwestuje w specjalnej strefie ekonomicznej (SSE) — czyli na terenach objętych tym statusem decyzją rządu — zwolnienia z CIT przysługiwałyby inwestycjom w dowolnym miejscu kraju.

Jeszcze nie wiadomo

Nie każdy projekt będzie się kwalifikował do pomocy publicznej.

— Chodzi o inwestycje rozwojowe. Jeśli projekt spełni wymogi jakościowe, będzie musiał spełnić jeszcze wymogi dotyczące wielkości nakładów i miejsc pracy. Będą one zróżnicowane w zależności od rejonu kraju oraz rozmiarów firmy — twierdzi źródło „PB”.

Resort rozwoju zamierza mocniej wesprzeć projekty w rejonach, w których jest mniej inwestycji. Inwestorzy na tych terenach oprócz standardowej oferty otrzymają bonus. Małe i średnie firmy będą też mogły liczyć na dodatkowe korzyści. Jeszcze nie wiadomo, na ile lat rząd zwolni firmy z podatku, bo trwają analizy. Nie zostało też przesądzone, kto będzie oceniał wnioski firm — spółki zarządzające strefami czy Polska Agencja Inwestycji i Handlu (PAIH).

Planowana zmiana jest częścią większej układanki — polityki inwestycyjnej.

Jej pierwszy filar to obsługa inwestora. Wszystkie zaangażowane w to podmioty mają działać w jednolity sposób. Wcześniej inwestor często dostawał konkurencyjne oferty od kilku polskich miast, a jeśli zgłosił się do PAIIZ (obecnie PAIH), otrzymywał ofertę od rządowej agencji i dodatkową od władz lokalnych. W nowym systemie przedsiębiorcą zajmie się lokalny menedżer projektu. Drugim filarem polityki inwestycyjnej są narzędzia wsparcia, a tu kluczowe są specjalne strefy ekonomiczne oraz Polski Fundusz Rozwoju. Ministerstwo Rozwoju nie komentuje informacji „PB”. „Prace nad ustawą trwają. Planowane zakończenie i szczegóły w II kwartale 2017 r.” — brzmi oświadczenie biura prasowego resortu.

Dobry pomysł

Eksperci chwalą pomysł zmiany systemu, bo rozwiąże on odwieczny problem stref: długotrwałe procedury poszerzeń. Jeśli firma nie decyduje się na inwestycję na terenie, który już został włączony do SSE, musi czekać, aż strefa złoży wniosek do ministerstwa, które go zanalizuje i przygotuje projekt zmiany granic, podda go pod konsultacje międzyresortowe, a potem dokument przyjmie rząd.

— Do tej pory skomplikowana procedura zmiany granic była piętą achillesową polskiego systemu. Trwało to latami. Ostatnio katowicka strefa czekała na poszerzenie półtora roku. W tym czasie z trzech firm, którym doradzaliśmy, tylko jedna mogła poczekać, dwie straciły projekty. Model, w którym firma wybiera lokalizację, a po spełnieniu kryteriów sprawdzonych przez odpowiednie organy otrzymuje zgodę na pomoc, na pewno będzie szybszy — mówi Marek Sienkiewicz, dyrektor w zespole SSE w Deloitte.

— Każde działanie, które usprawnia i upraszcza procedury, jest korzystne z punktu widzenia inwestorów — dodaje Kiejstut Żagun z KPMG.

Są obawy

Eksperci czekają jednak na szczegóły. — Jedną ręką można dać, a drugą zabrać. Czy opłaty strefowe — dziś zróżnicowane — zostaną ujednolicone? Jeśli tak, to oby nie w górę. Czy spółki strefowe, które dają inwestorom praktyczne wsparcie w postaci szkoleń i przeprowadzania procedur, nadal będą to robić? Byłoby niedobrze, gdyby obsługa inwestorów została scentralizowana.

Jakie będą kryteria dotyczące nakładów i miejsc pracy? Mamy gotowe kryteria — dziś stosowane przy włączaniu do stref gruntów prywatnych i zależą od stopy bezrobocia i w przypadku terenów z niską stopą bywają wyśrubowane. Na pewno bym ich nie podwyższał, może wręcz obniżył — podpowiada Kiejstut Żagun.

Dziś przy włączaniu do SSE terenów prywatnych, gdy stopa bezrobocia jest równa lub niższa od 60 proc. średniej krajowej, trzeba stworzyć aż 500 miejsc pracy lub zainwestować co najmniej 350 mln zł. Najłagodniejsze kryteria — przy bezrobociu przekraczającym 250 proc. średniej — wymagają stworzenia 50 miejsc pracy lub 17 mln zł inwestycji. Dalej w przyszłość wybiega Marek Sienkiewicz.

— O ile sprawa jest prosta w przypadku inwestycji typu greenfield, to komplikuje się przy rozbudowie fabryki. Czy ministerstwo zaproponuje, żeby zwolnieniem podatkowym objąć tylko dochód z nowych linii produkcyjnych? Może warto byłoby skopiować istniejące rozwiązania — gdy zakład zostaje objęty strefą, zwalniany jest całkowity dochód. Przeniesienie obecnych rozwiązań pozwoli wykorzystać 20-letnie doświadczenie i orzecznictwo — podpowiada Marek Sienkiewicz.

Jak to robią sąsiedzi

W Czechach inwestorzy dostają zwolnienie z CIT na 10 lat, a ulgi są dwie: dla inwestycji greenfield, czyli od podstaw, i brownfield, czyli już istniejącej. Pierwsza przewiduje zwolnienie całego dochodu spółki. W przypadku rozbudowy zwolnienie obejmuje cały dochód minus dochód sprzed inwestycji — tu obliczana jest średnia z trzech lat.

Dla inwestycji produkcyjnych zwolnienie podatkowe przysługuje — w zależności od regionu — przy projekcie wartości nawet tylko 50 mln CZK (7,8 mln zł) tworzącym 20 miejsc pracy. Dla centrów technologicznych jest to 10 mln CZK (1,5 mln zł) i 20 etatów.