mówi nadinsp. Zbigniew Chwaliński, zastępca komendanta głównego policji
System Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej (KCIK) jest szczególnie chroniony. Informacje pobierać mogą jedynie upoważnieni imiennie pracownicy. Zadbano również o dobre zabezpieczenia przed atakami hakerów — zapewnia nadinsp. Zbigniew Chwaliński.
„Puls Biznesu”: W zeszłą sobotę z wielką pompą — kamery i dostojnicy rządowi — uruchomiono Krajowe Centrum Informacji Kryminalnej. Czy rzeczywiście to tak duże wydarzenie w życiu policji?
Nadinspektor Zbigniew Chwaliński: Rzeczywiście duże. Centrum umożliwi błyskawiczną — i skuteczną — wymianę informacji aż między 18 grupami służb: od policji i straży granicznej przez instytucje podległe ministrowi finansów aż po służby leśne czy rybackie.
- A do tej pory taka wymiana informacji nie istniała?
— Istniała, istniała... Tyle że oparta na dwustronnych umowach. A procedura pozyskania wiadomości przez jedną służbę od drugiej zabierała mnóstwo czasu. Zdarzać się też mogły — na przykład — takie patologie, że pracownik operacyjny Centralnego Biura Śledczego, który jako „żołnierz” zorganizowanej grupy przestępczej ją rozpracowywał, wchodził w konflikt z funkcjonariuszem służb celnych, zajmujących się tymi samymi przestępcami. Obie służby o swoich poczynaniach po prostu nie wiedziały! Teraz wystarczy, że którakolwiek z instytucji zapyta Krajowe Centrum Informacji Kryminalnej o konkretną osobę — natychmiast dostanie odpowiedź, czy inne organa zwalczania przestępczości się nią interesują.
- Sejm z rozmachem zakreślił grono instytucji, wprowadzających dane do KCIK. Czy nie za swobodnie? Obecność urzędów stanu cywilnego czy parków narodowych wydaje się przesadą...
— Przecież te urzędy także mogą powziąć podejrzenie o popełnieniu przestępstwa i przekazać informację do KCIK. Nie mogą jednak z baz KCIK korzystać. Ten przywilej zarezerwowano dla 11 podmiotów z pierwszej linii frontu walki z przestępczością. Poza tym, jeśli np. jakaś policyjna informacja operacyjna będzie utajniona, to pytający o nią — powiedzmy — funkcjonariusz Straży Granicznej dostanie odpowiedź, że baza KCIK jej nie zawiera. Ale „właściciel” tej wiadomości dowie się, że ktoś o nią pytał i — jeśli zechce — sprawdzi, jakie Straż Graniczna ma materiały i czy mogą mu one pomóc w prowadzeniu sprawy. Oczywiście może się również zdarzyć, że to Straż Graniczna nie zdecyduje się upowszechnić jakiejś szczególnie poufnej wiadomości. Wówczas mechanizm będzie ten sam.
- Jak duża jest teraz baza KCIK?
— Zawiera prawie 10 mln rekordów — to osoby (podejrzewane o popełnienie przestępstwa, już podejrzane i te objęte pracą operacyjną) oraz rzeczy — na przykład skradzione pojazdy czy obrazy. Szacujemy, że rocznie przybywać będzie niemal 2 mln wpisów: ponad 90 proc. informacji dostarczy policja.
- Czy jednak tak ogromna pula poufnych informacji nie sprowokuje nadużyć? Tym bardziej że — jak Pan powiedział — w bazie znajdą się także dane tych, którym formalnie nie przedstawiono żadnych zarzutów. Informacja, że jakiegoś znanego przedsiębiorcę podejrzewa się o popełnienie na przykład przestępstwa skarbowego czy pranie brudnych pieniędzy może być łakomym kąskiem. Choćby dla konkurencji. Po przecieku mało kogo zainteresuje później, że policja zweryfikowała te podejrzenia jako niesłuszne. Niebezpieczeństwo rośnie, gdy przypomnieć, że tych terminali jest aż 600...
— Nie ma zagrożenia wycieku informacji. Do wprowadzania danych i korzystania z nich szef każdej z uprawnionych służb upoważnia imiennie tylko wybranych podwładnych. Prokurator Generalny na przykład do dziś upoważnił do tego w całym kraju jedynie kilkunastu prokuratorów. Dostali specjalne karty i są scertyfikowani: tylko ci prokuratorzy mają dostęp do systemu. Tak samo będzie w innych służbach. I trzeba pamiętać, że nikt nie ma możliwości dotarcia do całej bazy i buszowania po niej. Upoważniony może jedynie zadać konkretne pytanie i uzyskać konkretną odpowiedź.
- A jak system chroni się przed atakiem z zewnątrz — grup przestępczych czy zwykłych piratów komputerowych?
— Łącza są szyfrowane. No i mają certyfikat bezpieczeństwa, wydany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, co praktycznie uniemożliwia atak hakerski. System tak skonstruowano, że nawet jeśli komuś by się udało do niego dostać, to i tak tylko do serwera mailowego, a nie do samej bazy.
- Od jakiegoś czasu wszystkie większe inwestycje centralne rozpatruje się w kontekście naszej spodziewanej integracji z Unią Europejską. Czy podobnie jest z KCIK?
— Zgodnie z traktatem akcesyjnym po wejściu do Unii dostaniemy czas do końca 2006 r. na przystosowanie się do układu z Schengen. A ten wymaga, by każde państwo członkowskie UE dostarczało wiele ściśle określonych informacji — np. o wszystkich poszukiwanych osobach, skradzionych samochodach i dokumentach czy o świadkach, których należy doprowadzić do sądu. Baza KCIK te informacje właśnie zawiera.
- Już dziś jesteśmy gotowi do takiej współpracy z innymi krajami UE?
— Nie do końca. System jest otwarty, będzie rozbudowywany. Do 1 lipca wzbogacimy go o moduł tzw. Krajowego Systemu Informatycznego, gromadzący wszelkie dane o cudzoziemcach, azylantach czy osobach z zakazem opuszczania granic Polski.
- Czy nie obawia się Pan, że braknie na to pieniędzy?
— Zapewni je budżet Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Konkretny koszt wprowadzenia KSI nie jest jeszcze znany. Ale to jednak o wiele mniejsze środki niż 36 mln zł wydane na KCIK.
- Á propos złotych... Jak wygląda policyjny budżet na 2003 r., nad którym sprawuje Pan pieczę? Z tego, co wiem, od 1 stycznia zaszły zmiany w systemie finansowania...
— Faktycznie. Rząd przychylił się do naszego wniosku i wprowadził system scentralizowany. Pieniądze do komend powiatowych i wojewódzkich nie trafiają już, jak wcześniej, za pośrednictwem wojewodów i starostów. Od tego roku to ja jestem odpowiedzialny za wszystkie środki, przeznaczane na pracę policji. W 2003 r. będzie to 5,435 mld zł, czyli o 4 proc. więcej niż w roku minionym. Zdecydowaliśmy, by najwyższy przyrost odnotowały komendy powiatowe. Po prostu dlatego, że dotychczas to właśnie one borykały się z największymi trudnościami finansowymi.
- Z podlegającymi im posterunkami mają najczęściej kontakt obywatele. A stan posterunków (nie tylko w małych miejscowościach) jest często opłakany: brudne, zapyziałe ściany, brak toalet, wygodnych miejsc do siedzenia, policjant spisujący zeznania świadka na maszynie z lat 70... To chyba nie buduje pozytywnego wizerunku policji?
— Właśnie dlatego zakazałem wydatków inwestycyjnych w komendzie głównej i komendach wojewódzkich. Wszystkie środki na modernizację i remonty (a w 2003 r. będzie to około 60 mln zł) przekażemy do komend powiatowych — a one mają zadanie, by je spożytkować na najpilniejsze potrzeby „w terenie”.
- Sprawuje Pan także nadzór nad centralnymi zakupami dla policji. Na co w tym roku głównie pójdą pieniądze?
— Na kontynuację zakupu broni osobistej (wymiana uzbrojenia na nowoczesne pistolety P-99). Spore środki posłużą także unowocześnianiu systemu daktyloskopii komputerowej AFIS i rozwijaniu procedur badań DNA. Chcemy również pomnożyć stanowiska informatyczne w komendach powiatowych z dostępem do Krajowego Systemu Informacji Policyjnej. Trzeba wreszcie zakupić ubiory dla nowo przyjmowanych policjantów — mamy środki na 3 tys. mundurów.
- Czy ta liczba wystarczy, by poradzić sobie z wakatami?
— Jeszcze nie. Spośród 103 tysięcy etatów 5 tysięcy pozostaje nieobsadzonych. Chcemy, by na koniec roku było ich już tylko 2 tysiące. Właśnie jakieś 2 tysiące funkcjonariuszy odejdzie w 2003 r. na emeryturę. Nietrudno policzyć, że powinniśmy przyjąć 5 tys. osób. I taki mamy cel.
- A co z taborem samochodowym? Polonezy, które dominują, są już w rozsypce...
— W policji jeździ około 18 tys. samochodów. Rocznie powinniśmy wymieniać 2-3 tys. pojazdów. Ale nie możemy sobie na to pozwolić. W 2002 r. — przy pomocy samorządów — zakupiliśmy około 700 samochodów, w tym roku ta liczba będzie, niestety, podobna. Ratunek? Oby był nim opracowywany właśnie rządowy program wymiany samochodów dla policji, Straży Granicznej i straży pożarnej. Jego realizacja powinna zacząć się pod koniec 2003 r.
- Wspomniał Pan o zakupie aut z udziałem samorządów. To nie budzi kontrowersji. Co innego, kiedy sponsorem policji staje się firma czy osoba fizyczna. Od czasu do czasu słychać o niejasnościach z tym związanych. Szkoda tracić wsparcie, ale...
— Zgodnie z zarządzeniem ministra spraw wewnętrznych i administracji, wszystkie darowizny muszę osobiście zatwierdzać. Przed podjęciem decyzji każdy darczyńca jest szczegółowo sprawdzany pod wieloma względami — nie tylko, czy jest podejrzewany o popełnienie przestępstwa, ale także np. czy zalega z podatkami lub składkami na ubezpieczenie społeczne.
- I w tym właśnie ma być pomocny KCIK?
— Dokładnie. Także w tym. Bardzo szybko się okaże, czy hojny sponsor jest czysty. Jeśli tak, to przyjmiemy darowiznę z wdzięcznością. Nie chcemy nikogo odstraszać. Wsparcie jest nam na razie potrzebna. Nigdy za dużo pomocy obywateli w walce z przestępczością — także tej materialnej. Ale trzeba unikać jakichkolwiek dwuznaczności.
Nadinspektor Zbigniew Chwaliński
(ur. w 1950 r.), z wykształcenia magister chemii oraz absolwent studium podyplomowego ASW.
Służbę rozpoczął w 1974 r. w Komendzie Miejskiej i Powiatowej Milicji Obywatelskiej w Toruniu. W 1979 roku przeniesiony do Ministerstwa
Spraw Wewnętrznych (był m.in. dyrektorem Inspektoratu Nadzoru i Kontroli MSW).
W roku 1992 przyjęty do służby w policji i mianowany na stanowisko dyrektora Biura Informatyki Komendy Głównej Policji. Od 1 maja 1998 roku dyrektor Biura Łączności i Informatyki KGP. Jako zastępca komendanta głównego policji sprawuje nadzór nad Biurem Logistyki Policji, Biurem Łączności i Informatyki oraz Biurem Finansów.