Jednolity VAT opłaci się wszystkim

Bartek GodusławskiBartek Godusławski
opublikowano: 2016-04-27 22:00

18-procentowa stawka ułatwi życie fiskusowi i biznesowi. Kowalskiemu da korzyści, jeśli wzrośnie też kwota wolna w PIT i pojawi się odpowiedni socjal — uważają eksperci WiseEuropa

Pomysł wprowadzenia jednolitej stawki podatku od towarów i usług leży w szufladach resortu finansów od lat i ma poparcie niemal każdego kolejnego ministra. Co kilka lat temat jak bumerang wraca też w debacie publicznej i zawsze rozbija się o to samo — brak woli politycznej, żeby analizy fiskusa przekuć w realną reformę.

— Politycy widzą zawsze dwa problemy, jeśli chodzi o ujednolicenie stawek: żywność i budownictwo — mówi Ignacy Morawski, szef programu polityk publicznych i governance w warszawskim think-tanku WiseEuropa. Eksperci przekonują, że z tym, co dla polityków wydaje się problemem, można sobie poradzić. Warunek jest jeden — obok prostego ujednolicenia VAT trzeba też zadbać o inne elementy systemu podatkowego. WiseEuropa wie, jak skalibrować VAT i podnieść kwotę wolną od podatku, aby wilk był syty i owca cała. Wkrótce swój pomysł pokaże też resortowi finansów.

Jedna stawka

Zdaniem ekspertów, kluczowe jest takie poukładanie wszystkich elementów systemu, żeby nie uderzyły po kieszeni Kowalskiego, nie nadwyrężyły publicznej kasy i dodatkowo poprawiły efektywność całego systemu fiskalnego.

— Nasza propozycja jest właściwie neutralna z punktu widzenia kosztów gospodarstwdomowych — tak biednych, jak i bogatych — informuje Maciej Bukowski, prezes WiseEuropa. Na poczym polega pomysł? Na ustanowieniu jednej stawki na poziomie 18 proc., ale żeby nie dostali rykoszetem najmniej zarabiający, kwota wolna w PIT powinna wzrosnąć do 4,9 tys. zł, a dobrze zaadresowana pomoc społeczna musi trafić do jednej piątej osób najmniej zamożnych i mieć wartość około 0,5 mld zł. Alternatywnie kwota wolna mogłaby urosnąć jeszcze bardziej — do prawie 7 tys. zł — co dawałoby podobny koszt dla fiskusa, ale tylko jeśli miałaby ona charakter degresywny albo gdyby jednolita stawka VAT była wyraźnie wyższa — 20 proc.

— W naszej propozycji korzyść netto osiągnie jakieś 4/5 polskiego społeczeństwa, a dla 1/5 najbogatszych będzie ona neutralna — uważa Maciej Bukowski. Dzisiaj największy lęk związany z pomysłem ujednolicenia podatku od towarów i usług wywołuje jego degresywny charakter, co oznacza, że wyżej opodatkowana byłaby konsumpcja u najuboższych. Biedniejsze gospodarstwa domowe więcej swoich budżetów przeznaczają bowiem na dobra podstawowe — jedzenie, ubranie, czy utrzymanie mieszkania, mniej zaś na używki, dobra kultury czy rozrywkę.

— Ten zarzut można jednak łatwo odeprzeć, bowiem system VAT sam w sobie jest bardzo nieefektywny, jeśli chodzi o redystrybucję i nie warto go rozpatrywać w tym kontekście — zwraca uwagę prezes WiseEuropa. Obciążenie tym podatkiem w stosunku do dochodu rozporządzalnego jest malejące, ale to wynika w lwiej części z tego, że udział konsumpcji w dochodzie jest nieco mniejszy wśród osób najzamożniejszych. Z drugiej strony, większość korzyści z obniżonych stawek osiąga najbogatsze 20 proc. polskiego społeczeństwa, bo wyraźnie więcej od innych przeznacza na rekreację czy kulturę, wydaje także dużo więcej od uboższych na znacznie lepszą jakościowo żywność. Preferencje obejmują bowiem zarówno zakup chleba, który jest dobrem podstawowym, jak i pobyt w SPA, czy obiad w drogiej restauracji. WiseEuropa sprawdziło dokładnie, że na 18-procentowej stawce VAT fiskus zyskuje dodatkowo 5,5 mld zł. Przy tej stawce wydatki najuboższych rosną o 22 zł miesięcznie, a najbogatszych o 66 zł. Dobra, których opodatkowanie rośnie po ujednoliceniu, mają największy udział u tych najmniej zarabiających, a maleje u najlepiej uposażonych. Dlatego — zdaniem ekonomistów — żeby wyeliminować nierównomierny wpływ takiej zmiany, konieczne są ruchy po stronie podatku dochodowego i odpowiednio adresowanej pomocy społecznej.

Skorzysta fiskus…

Ignacy Morawski przekonuje, że uproszczenie systemu jest możliwe bez kosztów społecznych, ale z wymiernymi, choć pośrednimi korzyściami dla fiskusa. Jakimi? Osłabia bodźce do unikania i oszukiwania na podatkach, pozwala obniżyć koszty administracji skarbowej, które w relacji do tego, ile nasze państwo zbiera z danin, są jednymi z najwyższych w OECD, podobnie jak czas jaki firmy muszą poświęcać na VAT.

— Odbiurokratyzowanie skarbówki pozwoliłoby skupić się na wyłudzeniach VAT i rosnącej luce podatkowej, a siły kontrolerów skierować tam, gdzie są potrzebne, czyli do walki z oszustami — uważa ekonomista.

W ubiegłym roku fiskus wykrył wyłudzenia w samym tylko VAT na kwotę blisko 17 mld zł, ale udało się z tego odzyskać znikomą część, co chce zmienić obecna ekipa rządząca, konsolidując skarbówkę, która dzięki nowym narzędziom analitycznym i zmianom w przepisach ma mocniej ruszyć do zasypywania luki podatkowej. WiseEuropa wylicza, że po ujednoliceniu stawki VAT na poziomie 18 proc. luka w tym podatku mogłaby się skurczyć o około 3 mld zł.

Jedna stawka zamiast trzech to także wymierna korzyść dla biznesu i mniej podatkowej papierologii, więcej jasnych przepisów i zaufania do państwa. WiseEuropa szacuje, że dokumentacja związana z VAT to aż 12 tys. stron, co powoduje, że ciężko uniknąć niejasności bądź sprzeczności w rozumieniu przepisów. Ustawa o podatkuod towarów i usług od 2004 r. była nowelizowana już 35 razy, a dyrektorzy izb skarbowych co miesiąc wydają interpretacje, które nie są wiążące w skali całego kraju. W tak skomplikowanej sieci ustalenie stawki VAT dla konkretnego produktu daje szerokie pole do popisu dla przedsiębiorcy, którego opinii fiskus wcale nie musi podzielić i ma 5 lat, żeby naliczyć płatnikowi zaległą daninę. Zdaniem WiseEuropa, to całkowicie realny, a jednocześnie zupełnie niepotrzebny koszt ponoszony tak przez biznes i jego klientów, jak przez kontrolujące go państwo. Komisja Europejska od lat nawołuje, żebyśmy ograniczyli stosowanie preferencyjnych stawek, ale nigdy nie spotykało się to ze szczególną atencją polityków nad Wisłą. Podobnie może być tym razem.

— Trudno jest przekonać nie tyle polityków, co społeczeństwo, że wzrost cen leków czy jedzenia dla najbiedniejszych i emerytów będzie odpowiednio zrekompensowany. Dlatego nie sądzę, żeby premier Beata Szydło, czy prezes Jarosław Kaczyński zdecydowali się podjąć takie ryzyko — mówi nam jeden z ministrów chcący zachować anonimowość.