
Zainteresowaniem cieszą się nie tylko większe kamienie, powyżej jednego karata – zawsze najchętniej kupowane, ale także znacznie mniejsze – od 0,3 do 0,99 karata, które przez ostatnie lata nie przynosiły zysku. Popyt na nie przeważa podaż, a w lutym De Beers podniósł na nie ceny o około 5 proc. Diamenty drożały więc również na rynku wtórnym, firmy zajmujące się szlifowaniem kamieni wstrzymywały się ze sprzedażą, spodziewając się dalszego wzrostu cen, a te wspierał popyt z Chin, Indii i zapotrzebowanie największych i najsławniejszych firm jubilerskich. Najbardziej cenione są kamienie o doskonałym szlifie i fantazyjnych kształtach, zwłaszcza większe niż 1,2 karata. Sytuacja zaczęła się stabilizować dopiero teraz.
Większe sankcje, niższa podaż

W ubiegłym roku wzrost cen diamentów wspierała wysoka inflacja w Stanach Zjednoczonych. Wprawdzie zapowiedzi podnoszenia stóp procentowych nie są dla rynku kamieni sprzyjające, ale ceny podtrzymują sankcje nakładane na Rosję. Po ataku na Ukrainę rząd amerykański umieścił Alrosę – największego na świecie producenta diamentów, który odpowiada za 29 proc. światowego wydobycia, na liście sankcyjnej, która zakazuje amerykańskim firmom udzielania kredytów rosyjskiej firmie.
Sankcji nałożonych na Alrosę najbardziej obawiają się Indie. Wykluczenie Rosji z systemu SWIFT spowoduje bowiem opóźnienia płatności i dostaw – nawet do trzech tygodni, a to oznacza niedobór kamieni od rosyjskich producentów.

Alrosa dostarcza dużą część kamieni do Suratu, największego na świecie ośrodka obróbki diamentów, a już w ubiegłym roku wyprzedawała zapasy, żeby zaspokoić popyt. Dzięki temu rosyjska spółka stała się drugim producentem diamentów pod względem wartości – zaraz po De Beers.
Dwucyfrowy wzrost cen na horyzoncie

Prawie 70 proc. sprzedaży dla członków Alrosa Alliance – około 50 firm zajmujących się szlifowaniem diamentów i mających długoterminowe kontrakty z Alrosą – odbywa się na comiesięcznych imprezach organizowanych najczęściej w Moskwie. Alrosa organizuje też sprzedaż aukcyjną, ale ostatnią – diamentów powyżej 10,8 karata, która miała się odbywać do 11 marca, odwołała. Nie wiadomo też, jak zareagują firmy jubilerskie. Brilliant Earth z San Francisco już ogłosiła na Twitterze, że nie będzie sprzedawała na swojej platformie diamentów pochodzących z Rosji, a Stany Zjednoczone zabroniły ich importu. Wyjątkiem są pochodzące wprawdzie z Rosji, ale szlifowane w innych krajach.

Analitycy branżowi spodziewają się więc dwucyfrowego wzrostu cen diamentów w nadchodzących miesiącach oraz wzrostu sprzedaży kamieni wyhodowanych w laboratorium. Może zmniejszyć się tylko popyt na mniejsze kamienie, które kupują mniej zamożni, a prognozowana dwucyfrowa inflacja może się odbić na ich budżecie. O inwestycyjne, które nie podlegają inflacji i dewaluacji, można być spokojnym.
0,3 w skali karata

Podstawą wyceny brylantów jest publikowany co miesiąc Rapaport Diamond Report. W ostatnich dwunastu miesiącach RapNet Diamond Index kamieni półkaratowych wzrósł o 14,85 proc., karatowych o 35,4 proc., a trzykaratowych o 36,5 proc. Podstawową miarą wielkości brylantu jest karat (0,2 g) i zdaniem specjalistów kamień tej wielkości jest najlepszą lokatą – również ze względu na płynność. Sprzedaż każdego o dobrych parametrach nie będzie problemem.

Według Rapaportu prawdziwe brylanty zaczynają się jednak już od 0,3 karata, mniejsze, również zdaniem jubilerów, są pomyłką. Ich wycena opiera się na tzw. 4C, czyli: carat (masa), clarity (czystość), colour (barwa) i cut (szlif). Wartość kamienia w dużym stopniu zależy od jego wielkości i barwy. Dla niewprawnego oka dwa brylanty o takiej samej masie są teoretycznie identyczne, ale o barwie D mogą być dwukrotnie droższe niż o barwie I.
Szlif szlifowi nierówny

Kamienie trzeba więc kupować u sprawdzonych sprzedawców i z certyfikatami. Będzie się też miało pewność, że nie są kradzione, ponieważ od 2000 r. każdy ma numer identyfikacyjny, który jest nie do odnalezienia przez laika.
Najdroższe są brylanty szlifowane współcześnie. Stosowany od połowy lat 50. XX w. szlif musi mieć 57 faset. Każdy inny, tzw. przejściowy, obniża wartość nawet o 20 proc. Nie dotyczy to starej biżuterii, która rządzi się zupełnie innymi prawami, podobnie jak inne dzieła sztuki.
