W wystąpieniu na konferencji TED Alain de Botton, szwajcarsko-brytyjski milioner, powiedział, że kryzysy związane z karierą przeżywa najczęściej w niedzielne wieczory. Gdy słońce zaczyna zachodzić, przepaść między nadziejami, które w sobie pokłada, a rzeczywistością, ukazuje mu się w całej bolesnej jaskrawości, co doprowadza go do płaczu. Mówca, który dorobił się fortuny na popularyzowaniu filozofii (naprawdę!), tłumaczy, dlaczego zdobył się na tak szczere wyznanie. Otóż uważa, że zawodowa frustracja to powszechny problem, co wydaje się dziwne w czasach, gdy stosunkowo łatwo można zarobić na wygodne życie – przynajmniej na pewnych stanowiskach.

Szacunek czy kasa
Jednym z powodów, dla których nawet dobrze opłacani specjaliści i menedżerowie wylewają cicho łzy w poduszkę, jest – zdaniem Alaina de Bottona – towarzystwo snobów. Na każdej konferencji biznesowej, każdej gali branżowej, a nawet na prywatnym przyjęciu po wielekroć pada sakramentalne pytanie: czym się zajmujesz? Od odpowiedzi zależy, czy inni będą nami zachwyceni, czy zaczną patrzeć na zegarek i szukać wymówki, by zmienić rozmówcę. Dlatego wielu z nas wybiera zawód, który zamiast satysfakcji i poczucia życiowej misji, daje społeczny prestiż.
Ktoś wolałby być muzykiem rockowym, lecz pod presją rodziców został prawnikiem. Wszystkie dni spędzone w kancelarii lub na sali sądowej składają się na niekończący się koszmar, ale czy biedak ma się przebranżowić, skoro tyle zainwestował w karierę adwokata? Ktoś inny marzył o księgowości, a wylądował na studiach z zarządzania i teraz męczy się jako prezes korporacji, którą uważa za szambo. Pociechę znajduje w tym tylko, że w przeciwieństwie do swojego rodzeństwa nie musi się martwić, czy wystarczy mu na ratę kredytu hipotetycznego.
Są też inne powody zgorzknienia. Diane Tracy, autorka książki „Weź tę pracę i kochaj ją”, zastanawia się, ile jesteśmy gotowi zapłacić za sukces. Jeśli ceną jest narażenie na szwank swoich podstawowych wartości i przekonań, robimy zły interes – twierdzi Amerykanka. Awans nie powinien być jedynym wskaźnikiem sukcesu – może on mieć znaczenie tylko wtedy, gdy zachowujemy szacunek dla siebie i tego, kim jesteśmy. Pacyfista nie powinien zabiegać o zatrudnienie, a tym bardziej o znaczące stanowisko w fabryce broni. Podobnie jak zwolennik zdrowego stylu życia nie powinien robić kariery w przemyśle tytoniowym lub w sieci fast foodów. Nasze ideały mają konsekwencje – jeżeli się im sprzeniewierzymy, nie będziemy umieli spojrzeć spokojnie w lustro.
Zdaniem Diane Tracy „dopóki firma ustala za nas, do czego mamy dążyć”, żyjemy „dla weekendów i emerytury”. To łatwiejsza droga, bo „nie musimy przyjmować całkowitej odpowiedzialności za siebie”, ale na mecie czeka nas rezygnacja, niska samoocena i niezadowolenie z życia. Ekspertka przekonuje, że „musimy opracować nowe kryteria osiągania sukcesu, określić, czego chcemy od pracy, i stworzyć dla siebie własne cele”.
Jordan Peterson, kanadyjski psychiatra, w bestsellerze „Poza porządek” pisze wprost: „Jeśli czegoś nienawidzisz, nie rób tego”. Ma na myśli rzeczy szkodliwe i głupie, a nie to, że musimy przychodzić rano do biura. Na dłuższą metę odmowa wykonania bezsensownych obowiązków opłaci się zarówno pracownikowi, jak i pracodawcy. Pracownik realizujący tylko zadania godne wysiłku i poświęcenia nie straci motywacji, zapału, co przełoży się na jego efektywność. Dla firmy taka osoba to czysty zysk. Jeśli jednak pracodawca lub menedżer tego nie rozumie i traktuje „nie” podwładnego jako przejaw niesubordynacji, szanujący się pracownik nie ma innego wyjścia – musi zmienić pracę.
Cztery kroki do odzyskania kontroli nad życiem zawodowym
1. zdefiniowanie problemu
2. posłużenie się problemem do stworzenia pozytywnej wizji
3. poznanie własnych uczuć i zaakceptowanie ich
4. podejmowanie świadomych wyborów
Na podstawie: „Weź tę pracę i kochaj ją” Diane Tracy
Odwaga, nie brawura
Odejście z firmy to jednak ostateczność – zaznacza Diane Tracy, która nie pochwala tych, którzy zamiast stawić czoła problemom, skaczą z posady na posadę, sądząc, że w nowym miejscu trawa jest bardziej zielona. Nie, w nowej firmie najczęściej znów pojawiają się te same problemy: szefowie nas nie rozumieją, klienci denerwują, a zajęcia są poniżej naszych ambicji. Co gorsze, w wielu przypadkach chęć zmiany wcale nie wynika z naszej pogardy dla korporacji, wątpliwości moralnych czy braku możliwości rozwoju zawodowego. Idziemy po prostu tam, gdzie lepiej płacą, bo nie mamy dość charakteru, by się wyzwolić z towarzystwa snobów, o którym na TED mówił Alain de Botton. Swoje przyziemne motywy ukrywamy pod płaszczykiem szlachetnych uzasadnień.
Na inną sprawę zwraca uwagę prof. Jordan Peterson: odejście z firmy może być skokiem w przepaść, a dokładnie w bezrobocie i problemy finansowe. Zachęca do rozwieszenia siatki bezpieczeństwa: zgromadzenia oszczędności, zdobycia kompetencji, poznania wpływowych ludzi. „Jest to wyzwanie, do którego musisz się przygotować. Rozplanuj działania oraz zadbaj o wsparcie osób, które rozumieją, co chcesz osiągnąć“ – radzi Kanadyjczyk.
Jeśli nie chcesz w niedzielne wieczory płakać w poduszkę, zacznij szukać swojej życiowej misji. Jesteś na to gotowy?