Światowi przywódcy potępili środowe zamachy w stolicy Jordanii, Ammanie, w których zginęło co najmniej 57 osób, a wiele zostało rannych. Król Jordanii Abdullah II zapowiedział zaś, że Jordania nie ugnie się przed atakami.
W oświadczeniu wydanym przez rzecznika Białego Domu Scotta McClellana amerykański prezydent George W. Bush nazwał Jordanię "bliskim przyjacielem" USA i zaoferował współpracę swego kraju w śledztwie i wymierzeniu sprawiedliwości wobec sprawców aktów terroru.
Do "wspólnej akcji przeciwko terroryzmowi" wezwał w środę sekretarz generalny ONZ Kofi Annan, który odwołał swój zaplanowany na czwartek przyjazd do Jordanii. Annan przebywał w środę z wizytą w Arabii Saudyjskiej.
W liście skierowanym do swego jordańskiego odpowiednika Adnana Badrana, premier Francji Dominique de Villepin wyraził współczucie rodzinom ofiar i narodowi jordańskiemu. Szef francuskiego rządu podkreślił, że środowe zamachy unaoczniają konieczność współpracy międzynarodowej w walce przeciwko terroryzmowi.
Brytyjski premier Tony Blair powiedział, że wiadomość o zamachach wprawiła go w szok i smutek, i przypomniał wsparcie, jakie Wielka Brytania otrzymała od rządu i społeczeństwa Jordanii po lipcowych zamachach w Londynie, w których zginęły 52 osoby.
Za "zbrodnię przeciwko ludzkości i bezpieczeństwu świata arabskiego" uznał ataki w Ammanie przywódca Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas. Solidarność z Jordanią wyrazili przedstawiciele władz sąsiedniej Syrii oraz Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Król Jordanii Abdullah II nazwał ataki "aktami kryminalnymi" i zapowiedział, że nie odwiodą one Jordanii od dalszej kampanii przeciwko terroryzmowi. W środę wieczorem król skrócił oficjalną wizytę w Kazachstanie, by powrócić do kraju.