TO NIE SĄ INSTYTUCJE FINANSOWE: KNF, kierowany przez Andrzeja Jakubiaka, nadzoruje instytucje finansowe i płatnicze, a kantory do nich nie należą. [FOT. WM]
Internetowe kantory stały się konikiem kredytobiorców zadłużonych w euro i we franku. Powstały z pazerności banków, które niemiłosiernie dusiły ludzi na spreadach walutowych, odbiegających o kilkadziesiąt groszy od kursu NBP.
W 2011 r. Sejm uchwalił ustawę, która ukróciła te praktyki, dając każdemu kredytobiorcy prawo kupowania waluty na własną rękę. Pojawiły się opinie, że tłumy ruszą do kantorów, i cena, czyli spready, na pewno pójdzie w górę. Nic takiego się nie stało. Na rynku od razu pojawiły się internetowe platformy do wymiany walut, które hurtowo kupują walutę od banków i odsprzedają z kilkugroszowym spreadem. W pierwszym roku działania ustawy było ich siedem, dzisiaj — już kilkadziesiąt.
Według bardzo przybliżonych szacunków, walutę w internecie kupuje około 150 tys. osób spłacających kredyty walutowe, czyli około 20-25 proc. zadłużonych we franku i w euro. Łącznie jest ich ponad 700 tys., zatem potencjał rynku jest niemały. Pieniądze w sieci wymieniają nie tylko kredytobiorcy. Oprocz nich coraz częściej również inne osoby, zamiast iść do tradycyjnego kantoru, żeby zaopatrzyć się w dewizy na wyjazd zagraniczny czy na zakupy w internetowym sklepie. Po walutę ustawiają się wreszcie przedsiębiorcy. I to właśnie jest najbardziej obiecująca część tego biznesu. Dla firmy możliwość zaoszczędzenia kilkunastu-kilkudziesięciu groszy na jednostce waluty to kusząca oferta.
Pożądany nadzór
Miesięcznie kantory internetowe obracają już setkami milionów złotych. Tylko jeden Internetowykantor.pl w pierwszym półroczu wymienił 800 mln zł. Skala biznesu robi się coraz większa i coraz więcej tradycyjnych kantorów albo przenosi się do internetu, albo buduje internetowe platformy do wymiany walut. Sprawa jest stosunkowo prosta, bo otwarcie takiej działalności nie wymaga zezwolenia. W przeciwieństwie do tradycyjnego kantoru, który trzeba zgłosić w NBP, internetowe platformy walutowe nie są przez nikogo nadzorowane.
— Pojawia się wątpliwość, czy prowadzą one działalność w rozumieniu prawa dewizowego i podlegają NBP, czy świadczą usługi płatnicze i w związku z tym nadzór należy do KNF. A może powinny raportować i tu, i tu — mówi Krzysztof Wojdyło z kancelarii Wardyński i Wspólnicy.
Problem w tym, że prawo dewizowe, napisane dawno temu, mówi, jak ma wyglądać kantor, ale milczy na temat bezgotówkowej wymiany walut. O handlu w internecie twórcom przepisów nawet się nie śniło. Przyjęta niedawno ustawa o usługach płatniczych na temat kantorów internetowych, w UE szerzej nieznanych, też się nie wypowiada. Przynajmniej nie wprost. W efekcie nie przyznaje się do nich ani NBP, ani KNF.
— Prowadzimy działalność kantorową w postaci stacjonarnej, czyli podlegamy kontroli NBP. Jednak podczas ostatniej bank nie był zainteresowany kontrolą działalności internetowej. Rejestrujemy i archiwizujemy również wszystkie transakcje w internecie, na wypadek np. kontroli ze strony innych instytucji, przekazujemy też comiesięczne raporty do generalnego inspektora danych finansowych (GIIF). Jesteśmy w pełni transparentni, dlatego uważam, że uregulowanie prawne tej sytuacji jest bardzo pożądane — mówi Rafał Łyczek, dyrektor zarządzający w Inkantor.pl.
Potrzeba uwierzytelnienia
Internetowi sprzedawcy walut na tyle rozwinęli działalność, że mają coraz silniejszą potrzebę uwierzytelnienia ze strony instytucjinadzorczych. Podobnie jak w każdym biznesie, podstawą jest zaufanie klientów, ale w przypadku wirtualnego kantoru przyjmującego wirtualnie pieniądze ma ono szczególne znaczenie.
— Sytuacja jest paradoksalna, bo zazwyczaj rynek broni się przed regulacjami. My ich chcemy. Nasza firma wpisana jest do rejestru działalności kantorowej i podlega kontroli prezesa NBP w tym zakresie, raportujemy również do GIIF. Bezpieczeństwo transakcji jest dla nas kluczowe — mówi Paweł Kyć z Internetowykantor.pl.
Niektóre kantory, szukając sposobów na uwierzytelnienie działalności, wystąpiły do KNF o wydanie licencji instytucji płatniczej. Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF, zastrzega jednak, że działalność kantorowa nie podlega nadzorowi regulatora i nawet wydanie takiej licencji nic nie zmieni w tej sprawie.
— Współczuję tym podmiotom, bo nie wiadomo, komu mają raportować. Wydaje mi się, że trzeba będzie zmienić prawo dewizowe, dostosować do obrotu bezgotówkowego i ustawowo rozstrzygnąć, komu te podmioty powinny podlegać. Doprecyzowania wymaga też ustawa o usługach płatniczych — mówi mecenas Wojdyło.