Katastrofa torysów pognębiła funta

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2017-06-04 22:00
zaktualizowano: 2017-06-04 17:24

Seria wpadek rządzącej partii konserwatywnej sprawiła, że brytyjski rząd może stracić większość. Krajowi grozi brak silnego przywództwa w czasie brexitu

Od szczytu z 18 kwietnia, czyli dnia wyznaczenia daty przyspieszonych wyborów, funt osłabił się do euro o 4,8 proc. W brytyjską walutę uderzyły najnowsze sondaże. Kilka ośrodków pokazało możliwość braku klarownej większości konserwatystów w parlamencie, choć jeszcze kilka tygodni temu jednogłośnie wskazywały na kilkunastopunktowe prowadzenie partii rządzącej.

W POTRZASKU: Po tym, jak premier Theresa May zaczynała kampanię z kilkunastopunktową przewagą nad Partią Pracy, nawet uzyskanie z niewielkim zapasem większości parlamentarnej może być uznane za jej klęskę. Niektórzy komentatorzy spekulują, że straci stanowisko na rzecz Borisa Johnsona.
Fot. Bloomberg

Tym samym rozpisanie przez premier Theresę May wyborów, które miały wzmocnić jej pozycję zarówno w negocjacjach brexitowych, jak też na arenie wewnętrznej, może okazać się nie pokerową zagrywką, ale spektakularną klapą. Specjaliści nie kryją zaskoczenia obrotem sytuacji.

„Zważywszy na to, że ostatnie sondaże pokazują dramatyczny spadek prowadzenia torysów, trudno się dziwić nerwowym reakcjom inwestorów. Choć wcześniej nie mieliśmy jasno sprecyzowanych poglądów co do funta, to jednak teraz zdecydowaliśmy, by przez kilka tygodni go niedoważać na wypadek, gdyby wyprzedaż przyspieszyła” — napisał w komentarzu dla Bloomberga Cosimo Marasciulo, szef działu obligacji na Europę w towarzystwie Pioneer Investments.

Opublikowana w ubiegłym tygodniu w „The Times” prognoza ośrodka YouGov zakładała, że w wyniku czwartkowych wyborów konserwatyści stracą w parlamencie 20 foteli i nie będą dysponowali samodzielną większością. Choć wielu komentatorów uznało bazujące na eksperymentalnej metodologii badanie za kontrowersyjne, to jednak podobna metodologia znacznie lepiej przewidziała wyniki ubiegłorocznego referendum niż tradycyjne sondaże. Za fatalny zwrot w przedwyborczych notowaniach Theresa May w największej mierze powinna winić samą siebie — oceniają komentatorzy.

Co zaskakujące, kluczowy błąd premier nie miał nic wspólnego z negocjacjami w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej (z zapowiedzi twardego stanowiska w negocjacjach torysi uczynili gwóźdź swojej kampanii). Przykuwające uwagę opinii publicznej negocjacje odeszły w cień po wyjątkowo niefortunnej wpadce Theresy May związanej z opieką nad osobami starszymi. Choć David Cameron zapowiadał, że opieka będzie finansowana przez państwo zawsze po przekroczeniu przez nią kosztu 72 tys. GBP, to jednak jego następczyni zdecydowała, że dopóki zainteresowany będzie dysponował majątkiem ponad 100 tys. GBP (wraz z wartością zamieszkiwanej nieruchomości), dofinansowania nie będzie. Choć prasa okrzyknęła rozwiązanie mianem „podatku od demencji”, samej propozycji trudno odmówić przynajmniej częściowej racji.

Koszty opieki nad osobami starszymi stale rosną, a na zmianie straciliby głównie spadkobiercy osób zamożnych, za których opiekę zapłaci teraz ogół podatników. Z proponowanego rozwiązania Theresa May szybko się wycofała. To jednak tylko bardziej ją pogrążyło. Nie udobruchała w ten sposób przeciwników zmian, a tymczasem podała w wątpliwość wizerunek konserwatystów, których hasło wyborcze brzmiało „Silna i stabilna”. To tylko początek długiej listy wpadek brytyjskiej premier, zawierającej chociażby głosowanie nad projektem ustawy umożliwiającej polowanie na lisy, czemu sprzeciwiało się 84 proc. Brytyjczyków. „Theresa May ma ciepło, dowcip i umiejętności oratorskie zamrażarki” — oceniał w komentarzu felietonista „The Spectator Rod Liddle”, którego zdaniem obecna kampania konserwatystów jest najgorsza w historii.