Po ujawnieniu przez „Puls Biznesu” tzw. taśm PSL premier Donald Tusk zapowiadał publiczną debatę nad projektem ustawy o nadzorze właścicielskim, która miała znacząco ograniczyć upartyjnienie władz firm i agencji, utrzymywanych z pieniędzy podatników. Minęło dwa miesiące i nie ma ani debaty, ani projektu ustawy.
— Będziemy mogli o nim mówić, kiedy zostanie skierowany do konsultacji międzyresortowych — ucina Magdalena Kobos, rzeczniczka resortu skarbu, który ma przygotować projekt. Z nieoficjalnych informacji wynika, że założenia ustawy są wstępnie i nieformalnie konsultowane z innymi resortami.
— Na stole są dwa gotowe projekty, które mogą być fundamentem. Liczymy, że tempo prac wzrośnie w związku z zapowiedzianym na drugi tydzień października exposé premiera. Zapewne Donald Tusk chciałby się pochwalić konkretami w tej sprawie — mówi nasz informator.
Wczoraj ujawniliśmy, że ponad 400 działaczy PSL, ich krewnych i znajomych, ulokowanych w państwowych spółkach i instytucjach, zarobiło przez ostatnie 5 lat ponad 140 mln zł.
Pierwszą wersję ustawy, zakładającą przeniesienie nadzoru nad wszystkimi państwowymi firmami i agencjami do resortu skarbu, a w praktyce do apolitycznego komitetu nominacyjnego, jeszcze w poprzedniej kadencji przygotowała Rada Gospodarcza przy Premierze, kierowana przez Jana Krzysztofa Bieleckiego. Drugą, nieco zmodyfikowaną — resort skarbu.
Obie zostały zablokowane, m.in. przez PSL. Jej wdrożenie mogłoby oznaczać utratę nawet kilku tysięcy stanowisk dla działaczy tej partii. O pilne odkurzenie projektów ustawy konsekwentnie apelują przedstawiciele biznesu. Jednoznacznie oceniają też listę ponad 400 polityków ludowców oraz ich znajomych i krewnych, ulokowanych w państwowych spółkach i instytucjach, którą opublikowaliśmy wczoraj.
— Od kilkunastu lat PSL słynie z tego, że bardzo dba o swoich działaczy. Ta praktyka źle wpływa na funkcjonowanie struktur państwowo-biznesowych, bo w przeważającej mierze stołki obsadzane są osobami niekompetentnymi. Nie zmienią tego żadne pseudokonkursy, dopóki państwo nie zostanie radykalnie odcięte od gospodarki— uważa Grzegorz Wlazło, rzecznik przedsiębiorców przy PKPP Lewiatan.
Maciej Grelowski, szef Rady Głównej Business Centre Club, zastrzega, że choć część osób z listy zapewne zawdzięcza stanowiska kompetencjom, to uważa, że dobrze, że „Puls Biznesu” ją opublikował.
— Mam nadzieję, że media będą kontynuować ujawnianie tego typu informacji. Transparentność życia publicznego może zapewnić tylko wiedza, kto i jaką karierę robi dzięki politycznemu poparciu — mówi Maciej Grelowski. O komentarz do tzw. listy PSL poprosiliśmy też rzecznika rządu Pawła Grasia. Nie znalazł czasu. Do sprawy odniósł się natomiast Krzysztof Kosiński, rzecznik PSL.
— Opublikowaliście listę ponad 400 nazwisk, a my mamy około 100 tysięcy członków. Dla kompletności i rzetelności obrazu powinniście napisać, gdzie pracuje pozostałe 99 600 osób — mówi Krzysztof Kosiński.
Zwraca uwagę, że lista nie zawiera informacji o wykształceniu i kompetencjach poszczególnych osób. W tekście, towarzyszącym liście podaliśmy jednak liczne przykłady działaczy, którzy nie posiadali odpowiednich kwalifikacji na dane stanowisko bądź skompromitowani w jednym miejscu, zaraz znajdowali miejsce w innym, także kontrolowanym przez PSL.
— Tych konkretnych przykładów nie znam, nie mogę więc się do nich odnieść — komentuje Krzysztof Kosiński.