KOŃSKIE PODJĘŁO TRUD WALKI Z BEZROBOCIEM
Dawne Zagłębie Staszicowskie stawia na agroturystykę
Koneckie ze swoimi kiepskimi glebami, które nie dają wielkich szans na rolnicze wykorzystanie, może stać się perełką agroturystyki w tym regionie. Mieszkańcy uczą się obsługi turystów. W ich przyciągnięciu mogą pomóc ludzie o nazwiskach znanych z filmowych i teatralnych plakatów.
Końskie, stolica ziemi koneckiej, w ubiegłym roku obchodziło 250 rocznicę nadania praw miejskich. Z tej okazji wybito pamiątkowy medal, a na uroczyste otwarcie nowego basenu przyjechał prezydent Aleksander Kwaśniewski. Przy tej okazji wpadło też trochę grosza do miejskiej kasy. Nie tyle jednak, by wystarczyło na uporanie się z największym problemem — wysokim poziomem bezrobocia.
Winien monoprzemysł
W mieście i okolicach poziom bezrobocia oficjalnie oszacowano na 19,2 proc. W skali dawnego województwa Końskie zajmuje pod tym względem trzecią pozycję za Starachowicami i Stąporkowem.
— Jesteśmy jednym z największych ośrodków odlewniczych. Pierwsze duże odlewnie żeliwa powstały tu na przełomie XIX i XX wieku. Na skutek regresu światowego nastąpił gwałtowny spadek produkcji. Jako pierwsze „pod nóż” poszły Zakłady Metalurgiczne Zamtal (dawniej Polmo). Gdy upadły w 1994 r. na bruk poszło 1000 osób. Zatrudnienie w przedsiębiorstwach, które zaanektowały pofabryczne budynki sięga może jednej piątej poprzedniego stanu — mówi burmistrz Henryk Popik.
Końskie podzieliło los całego dawnego zagłębia staszicowskiego: Starachowic, Skarżyska, Mielca. Do katastrofalnej zapaści przyczyniła się m.in. monokultura przemysłowa. Dla ludzi tracących pracę miasto wówczas nie miało żadnych propozycji.
Coś drgnęło
Koneckie Zakłady Odlewnicze są w trakcie prywatyzacji, Fabryka Urządzeń Odpylających i Wentylacyjnych Kowent weszła w skład Mostostalu Siedlce. Na terenie gminy powstało kilkanaście małych zakładów odlewniczych założonych przez byłych pracowników Zamtalu i może drugie tyle przedsięwzięć o charakterze przemysłowym i usługowym. Niekwestionowane pierwsze miejsce zajmuje jednak prywatny handel. Dawny monopolista PSS z 70 proc. zachował zaledwie 3-5 proc. udziałów w rynku.
Koneckiem interesują się także zagraniczni inwestorzy. Powstały dwie fabryki płytek ceramicznych: Ceramika Nowa Gala, z udziałem kapitału włoskiego i „hiszpańska” Ceramika — Końskie.
— Sprowadzają z zagranicy biskwit (podstawowy surowiec), co podraża koszty produkcji. Tymczasem glinka jest na miejscu. Są czynne kopalnie, kolejne można uruchomić w okolicach Opoczna, Przysuchy, Włoszczowej. Obydwie firmy noszą się z zamiarem produkowania surowca w Polsce. W styczniu Ceramika-Końskie zakupiła w tym celu olbrzymi budynek od Koneckich Zakładów Odlewniczych. Inwestycja szacowana jest na 40-50 mln zł. Produkcję mają rozpocząć jeszcze w tym półroczu — zapewnia burmistrz.
Polską Ceramiką-Kopaniny, produkującą płytki od trzech lat interesuje się inwestor amerykański. Rozmowy są już ponoć mocno zaawansowane. W maju doczeka się oficjalnego otwarcia Aluwan, belgijska firma produkująca na terenie dawnego Zamtalu obudowy termiczne, głównie do samochodów.
Do miasta po marchew
— Trzy lata temu skorzystaliśmy ze środków PHARE. Uzyskane wówczas 200 tys. USD przeznaczyliśmy na intensywny program szkoleń i kredyty dla bezrobotnych, chcących uruchomić własny biznes — wspomina Henryk Popik.
Przeszkolono kilkaset osób. Pieniądze na rozruch — 10-30 tys., zł, a w wyjątkowych przypadkach 50 tys. uzyskali tylko niektórzy. Żeby skorzystać z kredytu, trzeba było mieć dobry pomysł na biznes. Kursy dawały jedynie podstawową wiedzę. Cała akcja, podobnie jak rozwój nowych gałęzi przemysłu, nie załatwiła sprawy byłych chłoporobotników oraz najboleśniejszego dla miasta i gminy bezrobocia kobiet po 40.
— Wieś konecka jest w tragicznej sytuacji. Kiepskie ziemie i złe przyzwyczajenia nie sprzyjają wykorzystaniu ich np. pod produkcję szklarniową czy hodowlę bydła. To się na dodatek zbiega z poważnym regresem w rolnictwie. Przez całe lata ci ludzie żyli z miasta. Dziś dochodzi do absurdów. „Zwyczajowo” przyjeżdżają do miasta po marchew — dowodzi Henryk Popik.
Choć utrzymana na poziomie średniej krajowej, rośnie przestępczość. Nadleśnictwa mają kłopoty z kradzieżą drewna. Niektóre enklawy wyrąbano w pień. Są tereny, gdzie całkowicie wyginęła zwierzyna. Bo jak tu nie podwędzić dzika, jak z głodu burczy w brzuchu.
— Staramy się stworzyć warunki dla przyciągnięcia inwestorów i rozwoju agroturystyki. Zapewniamy znakomitą infrastrukturę, wszystkie media, kredyty, korzystne ulgi podatkowe. O resztę zadbała sama natura — zapewnia burmistrz.
Powietrze na sprzedaż
Koneckie oferuje zdrowe powietrze, grzybowe lasy, liczne rzeki, niektóre z pierwszą klasą czystości, 13 pięknych zbiorników wodnych, stawy rybne. Jezioro Sielpia zasłynęło odbywającymi się nad jego brzegami wyborami Miss Sielpi i Mokrego Podkoszulka. Z tej okazji przyjeżdża tu w pierwszą sobotę sierpnia co roku 40 tysięcy ludzi. Przed wojną najsłynniejszym na tym terenie kurortem była Czarniecka Góra, znana ze źródełka wody leczącej impotencję. Dziś perełką Koneckiego jest Stara Kuźnica, „zagospodarowana” przez warszawiaków i łodzian, gdzie swój dom ma np. Olgierd Łukaszewicz. W niedalekich Komaszycach, w głębi lasów znalazła swoją przystań Katarzyna Gaertner. Na własne siedlisko zaadaptowała stary piękny młyn, w którym kiedyś ponoć straszyło, a obok buduje zameczek — przyszły dom sztuki.
— Ludzi trudno przekonać, że za powietrze, którym oni oddychają za darmo, ktoś zapłaci. Za naszą koncepcją przemawia choćby przykład wypromowanej w ostatnich latach miejscowości Śladków Mały. Nauczono ludzi, jak postępować z turystami. Dostali trochę pomocy z zagranicy. Przyjeżdżających tam cudzoziemców zachwyca wszystko co bliskie naturze: koń, bryczka, rower, łódka na jeziorze, ale toaleta musi być czysta. Taką samą szansę ma wiele koneckich wsi — zapewnia Henryk Popik.
Śladków został wypromowany przez Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Modliszewicach. Zachęcają też innych. Organizują specjalne kursy dla rolników, pomagają w uzyskaniu niezbędnych kredytów. Przeobrażenie zwykłej wsi w atrakcję agroturystyczną ponoć nie kosztuje wiele.
KOZY I KIELECKIE PIASKI: Dr Bernstein, leczący mnie w Szwajcarii, a pochodzący z Szydłowca, zalecił mi picie mleka i głaskanie kozy. Namówił też na zakup domu na kieleckich piaskach. Brzmi jak rada czarownicy, ale pomogło. Wróciłam do zdrowia i do pracy — zachęca Katarzyna Gaertner, która mieszka w Komaszycach i buduje dom otwarty dla ludzi sztuki. fot. autor
Renata Zawadzka