Kontrowersje wokół budżetu
W trakcie wczorajszej konferencji Polskiego Stowarzyszenia Ekonomistów Biznesu na temat reakcji rynku na opublikowane założenia do przyszłorocznego budżetu, uczestnicy spotkania dosyć ostro wypowiadali się o jego konstrukcji.
Wzrost w przyszłym roku PKB do poziomu 5,7 proc. będzie praktycznie niemożliwy do realizacji przy tych założeniach inflacyjnych i deficytu budżetowego — twierdzą zgodnie zarówno analitycy rynku finansowego, jak i ekonomiści NBP. W opinii NBP przyszłoroczny budżet jest najtrudniejszym z dotychczasowych.
W opinii Bogdana Grabowskiego, członka RPP, największy boom konsumpcyjny i inwestycyjny mamy już za sobą, jednak realizacji budżetu może sprzyjać to, że należy oczekiwać w przyszłych okresach, że firmy będą wykazywały większą chęć do oszczędzania. Zdaniem Marka Belki, byłego ministra finansów, konieczny jest wzrost skłonności do oszczędzania gdyż bez niego nie będzie szybkiego wzrostu gospodarczego. Jak uważa NBP, słabością budżetu jest to, że będzie on finansował deficyt przychodami z prywatyzacji. NBP za mało możliwy uważa dochód z ewentualnej sprzedaży 2 mld zł wierzytelności ZUS-u, wpisanego po stronie dochodów budżetu. NBP twierdzi przy tym, że istnieje jednak szansa, by deficyt spadł do 7 proc., na co wskazuje dobra sytuacja w otoczeniu zewnętrznym (rynki zagraniczne). Analitycy są bardziej krytyczni. Krzysztof Rybiński, główny ekonomista ING Barings, uważa, że jeśli deficyt budżetowy w następnym i kolejnym roku będzie się utrzymywał na poziomie powyżej 8 proc. to możemy mieć do czynienia nawet z krachem gospodarczym. Analitycy sądzą, że dziura budżetowa jest niedoszacowana o co najmniej 3 mld zł. BT