Kopalnie nadal będą przynosić straty
ZAKLĘTE KOŁO: Kopalnie, żeby przynosiły zyski muszą więcej wydobywać węgla. Jednak z powodu wysokich kosztów jest to mało realne.
Górnicy nie kryją swojego niezadowolenia. Przez całe lata byli oczkiem w głowie władzy. Korzystali z przywilejów, o jakich inne grupy zawodowe nie mogły nawet marzyć. Dla nich były specjalne sklepy górnicze. Talony na trudny do zdobycia sprzęt AGD i samochody. Wakacje we własnych ośrodkach. A teraz wszystko wzięło w łeb. Jeszcze tylko w szkołach nauczycielki opowiadają małym dzieciom, że Polska jest węglową potęgą. Ale to już koniec. Węgiel już nie jest najcenniejszym towarem eksportowym, który przysparza dewiz. Kopalnie trzeba zamknąć. Górnicy są zwalniani z pracy.
NA DOMIAR ZŁEGO ciepła i lekka zima na początku roku spowodowała spadek zapotrzebowania na węgiel o jedną czwartą. Prawie 20 mln ton węgla zalega na hałdach i nikt go nie chce kupić. To sprawiło, że w tym roku do kas spółek węglowych nie wpłynie prawie 2,5 mld zł. Z powodu złej jakości polskiego węgla (duża ilość kamienia) spada gwałtownie jego eksport. Importerom w zachodniej Europie bardziej opłaca się sprowadzać wysokogatunkowy węgiel z Australii niż z Polski. Równocześnie pojawiło się nieznane wcześniej zjawisko importu węgla z Rosji i Ukrainy.
POWODEM KRACHU górnictwa są ogromne straty kopalni. Istnieje ogromna przepaść między kosztami produkcji a ceną sprzedaży. W Sierszy koszt produkcji tony węgla wynosi 145 zł. Natomiast z powodu dużego zasiarczenia cena zbytu wynosi zaledwie 88 zł. Tylko ta kopalnia od 9 lat przynosi straty sięgające 50 mln zł rocznie. W innych kopalniach nie jest lepiej. W tym roku wszystkie kopalnie przyniosą 3 mld zł strat. Jednocześnie, żeby kopalnie przynosiły zyski muszą więcej wydobywać. Jednak węgla nikt nie chce kupić. I błędne koło się zamyka.
TYMCZASEM górnicy nie wiedzą, ile kopalni będzie musiało być zamkniętych. Prawdopodobnie zgodnie z rządowym programem restrukturyzacji taki los spotka 20 z 65 kopalń. Obecnie wiadomo tylko, że w tym roku nadal będzie trwać likwidacja kopalni w Zagłębiu Dąbrowskim, w których już nie ma czego wydobywać. Podobny los spotka kopalnie: Porąbka-Klimontów i Sosnowiec. Do księgi rekordów powinno trafić zamknięcie kopalni Morcinek w Kaczycach koło Cieszyna, której budowy jeszcze nie zakończono. Na liście kopalń do zamknięcia znajdują się także kopalnie Niwka-Modrzejów w Sosnowcu i Katowice. W 1998 roku z pracy odejdzie ok. 31,5 tys. górników. Do końca 2002 roku zatrudnienie spadnie do poziomu 138,4 tys. osób. Połowa odejdzie na emerytury, pozostali skorzystają z osłon socjalnych.
NATOMIAST, według wyliczeń ekspertów Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN, wystarczy zaledwie 30 najlepszych kopalni, by całkowicie pokryć zapotrzebowanie Polski na węgiel. Jednak jest mało prawdopodobne, by rząd zdecydował się na tak radykalne posunięcie. Bowiem już obecnie wiceminister Jan Szlązak zapewnia, żeby się górnicy nie bali, że rząd nie chce zamykać kopalni, lecz tylko zmniejszać produkcję węgla. A jeśli przypadkiem, którąś z kopalni będzie trzeba zamknąć, to taką decyzję podejmie sama spółka węglowa. Żeby przypadkiem górnicy nie mieli żadnych podstaw, by znów zorganizować najazd na stolicę.
Rządowy program sanacji górnictwa przewiduje zmniejszenie wielkości wydobycia o 25 mln ton, i to w ciągu najbliższych trzech lat. Do 2010 roku kopalnie ograniczą wydobycie o kolejne 31,5 mln ton.
W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI będą zamykane kopalnie mające niewielkie złoża. Jednak, zgodnie z prawem geologicznym, likwidacja kopalni nie oznacza, że kopalnia będzie zasypana. Kopalnie muszą być przez cały czas pod kontrolą służb technicznych, by w przyszłości można było ponownie je uruchomić. Z chodników musi być wypompowywana woda i tłoczone powietrze, by nie doszło do wybuchu gazu. Według specjalistów, tego typu rozwiązanie jest wyjątkowo kosztowne. Jeśli do tego doliczyć obecne sztuczne utrzymywanie cen na węgiel, powstaje przedziwny twór niby rynkowy, niby socjalny. Niby zlikwidowany a jednak istniejący. I do tego jeszcze wyjątkowo kosztowny.