Od stycznia przyszłego roku płaca minimalna może wzrosnąć o 326 zł, do poziomu ponad 4,6 tys. zł. Ta zapowiedź wywołała duże oburzenie wśród firm.
Gwóźdź do trumny
Jacek Męcina, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan, tłumaczy, że nie jest to dobra informacja dla przedsiębiorstw, zwłaszcza małych i średnich, które z trudem radzą sobie z rosnącymi kosztami pracy.
Przeciwko takiej podwyżce płacy minimalnej protestuje także Polska Izba Handlu (PIH), która zrzesza około 30 tys. sklepów. Maciej Ptaszyński, prezes PIH, tłumaczy, że będzie to obciążenie, którego małe i średnie firmy mogą nie udźwignąć.
– Zdewastuje ona tysiące placówek handlowych, które już w tej chwili działają na progu rentowności. Wynagrodzenia to największa pozycja kosztowa w każdej firmie. W przypadku handlu, który jest przeciążony walką konkurencyjną z dyskontami oraz licznymi kosztami związanymi z prowadzeniem działalności, jak choćby wdrożenie systemu kaucyjnego, będzie to bez wątpienia czynnik prowadzący do likwidacji tysięcy sklepów, co w efekcie umocni jedynie pozycję zagranicznych dyskontów – tłumaczy Maciej Ptaszyński.
Jego zdaniem duże sieci będą przerzucać ponoszone koszty na polskich producentów oraz konsumentów.
– Wzrost poziomu pensji minimalnej o prawie dwukrotność przewidywanego wzrostu inflacji to droga donikąd. Stracą na tym nie tylko pracodawcy, ale ostatecznie także pracownicy jako konsumenci, ponieważ wyższe koszty pracy muszą zostać przerzucone na wzrost cen – przyznaje Adam Abramowicz, Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorstw.
Dodaje, że firmy spodziewały się, że rząd zaproponuje jej wzrost na poziomie przewidywanej inflacji, czyli o 4,1 proc. Niestety, ostateczna propozycja, przewidująca wzrost o 7,6 proc., okazała się znacznie "hojniejsza".
– Jest to jednak hojność na cudzy koszt, ponieważ konsekwencje tej decyzji będą musieli ponosić przedsiębiorcy – uważa Adam Abramowicz.
Zwraca uwagę, że radykalny wzrost poziomu minimalnego wynagrodzenia, który miał miejsce w ostatnich latach, był trudny do udźwignięcia zwłaszcza dla sektora MŚP - tym bardziej, że skutkował też kaskadowym wzrostem reszty wynagrodzeń.
– Dla mikro i małych firm ostatnia decyzja Rady Ministrów to kolejna zła zapowiedź. Oznacza ona także, że płaca minimalna będzie na poziomie ok. 53 proc. przewidywanego średniego wynagrodzenia. To jeden z najwyższych wskaźników w Europie – podkreśla Adam Abramowicz.
Poważne konsekwencje
Rzecznik MŚP zwraca uwagę, że wysoka płaca minimalna poskutkuje szeregiem negatywnych konsekwencji dla gospodarki.
– Najbardziej oczywistym jest likwidacja tysięcy firm lub ucieczka w szarą strefę. Zbyt wysoki w stosunku do średniego wynagrodzenia poziom pensji minimalnej powoduje, zwłaszcza w uboższych regionach kraju, redukcje zatrudnienia. W ten sposób ci, którzy mieliby być beneficjentami podwyżek, w ostatecznym rozrachunku stają się często ich ofiarami. Innym z negatywnych skutków ubocznych jest migracja pracowników z małych miejscowości do dużych miast, gdyż to właśnie w mniejszych ośrodkach najszybciej znikają miejsca pracy – mówi Adam Abramowicz.
Kolejną konsekwencją może być spłaszczenie płac, czyli sytuacja, w której zarobki osób pracujących na mniej odpowiedzialnych stanowiskach zbliżają się do poziomu wynagrodzeń tych, którzy ponoszą większą odpowiedzialność.
– W ten sposób podcina się motywację do pracy i podnoszenia kwalifikacji. Można tu przytoczyć dane przekazane przez ZUS. Od 2015 r. przeciętne wynagrodzenie pracownika zakładu wzrosło o 88 proc., podczas gdy w tym samym okresie pensja minimalna wzrosła o przeszło 100 proc. – mówi Adam Abramowicz.
Trzeba też pamiętać o tym, że poziom przeciętnego wynagrodzenia jest obliczany na podstawie pensji pracowników sektora przedsiębiorstw. Gdyby wziąć pod uwagę wynagrodzenia w mikro i małych firmach czy w sferze budżetowej, to dane określające realny poziom zarobków Polaków byłyby zdecydowanie niższe.
Z kolei prezes PIH podkreśla, że podniesienie kwoty pensji minimalnej sprawi, że polska gospodarka będzie nieatrakcyjna dla inwestorów – ze względu na bardzo wysokie koszty pracy. Ponadto zmiana ta dostarczy silnego impulsu proinflacyjnego.
Jacek Męcina przekonuje, że dobrze byłoby, gdyby płace w gospodarce rosły w tempie jednocyfrowym.
– Dzięki temu mielibyśmy szansę na względną równowagę na rynku pracy, wzrost konsumpcji, ale bez dodatkowych impulsów inflacyjnych – mówi Jacek Męcina.